Mieczysław Gorzka

Totentanz


Скачать книгу

w głowę. Oszołomiona i zszokowana, patrzyła w ekran komputera, czując wszechogarniające zimno.

      Nie była gotowa na taki widok. Wiadomość z nieznanego adresu otworzyła odruchowo, myśląc, że to spam. Duże, czarne litery tworzyły zdanie, które wbiło się w jej duszę niby lodowy sztylet:

      Szepce ci do ucha miły głos – znowu wylosowałaś pusty los.

      Ciągle jeszcze śniły jej się w nocy zmasakrowane zwłoki Apacza leżące w kałuży krwi. Przez pierwsze dni non stop myła twarz i dłonie, ciągle czując na nich jego krew. Jak Lady Makbet. Ale miała nadzieję, że to już mija.

      Ten mail wszystko zmienił.

      Pierwszego tygodnia po śmierci Apacza Anka Wiśniewska nie pamiętała. Czasem wracały do niej jakieś obrazy: policja, koledzy niosący trumnę, zapłakani rodzice, pochylający się nad nią ratownik medyczny z pytaniem, czy go słyszy. Obrazy były jednak nienaturalnie zniekształcone jak u Goi w ostatnim okresie jego twórczości. Ciąg ciemnych twarzy porażających szpetotą.

      Potem bardzo pomogła jej matka – ta sama matka, która od lat żyła w koszmarach po tragicznej śmierci ojca Anki. Z dnia na dzień rzuciła palenie, zaczęła się lepiej ubierać, dbać o siebie. I co najważniejsze, każdą chwilę poświęcała córce. Pomagała jej wrócić do normalnego życia. I kiedy się już prawie udało, przyszedł ten mail. Bezmyślny, brutalny żart… albo i nie…

      Fiolka siedziała przed jarzącym się ekranem i wstrząsana dreszczami kiwała się w przód i w tył. Nie miała siły sięgnąć po myszkę i zamknąć okna. Co to, kurwa, jest?! Wreszcie zrozumiała, że nie jest zziębnięta, tylko przerażona.

      – Co to, kurwa, jest?! – wypowiedziała głośno swoją ostatnią myśl. Wróciła do rzeczywistości.

      Odetchnęła głośno i odważyła się spojrzeć w ekran. Nic się nie zmieniło. Wielkie litery nadal układały się w tę samą upiorną rymowankę. Sięgnęła po myszkę. Dłoń jej tak drżała, że nie mogła najechać kursorem na krzyżyk zamykający okno w poczcie. Wreszcie trafiła. [email protected]. Nie znała takiego adresu. Pocieszyła się, że przecież w Internecie nic nie ginie. Zawsze można namierzyć nadawcę wiadomości po kodzie IP. Poczuła się lepiej.

      Nagle pomyślała, że powinna zatelefonować do innych. Może też dostali kretyńskie wiadomości z tego samego adresu? Zanim jednak zdążyła wybrać pierwszy numer, aparat zawibrował jej w dłoni. Na wyświetlaczu zobaczyła, że dzwoni Don Pedro.

      – Fiolka, musimy się spotkać. – Tymon Jagla był zdenerwowany. – To nie na telefon. Za kwadrans przy szkole, jak zwykle.

      Kiedy się zjawiła, już na nią czekał. Chodził niespokojnie tam i z powrotem. Trzy kroki w jedną stronę, trzy kroki w drugą. Dłonie zacisnął w pięści. Domyśliła się, dlaczego jest wzburzony.

      Bez słowa podał jej kartkę złożoną na czworo. Rozwinęła ją. To był wydruk z maila.

      Niestety, stary, otrzyj łzy – w tej kolejce wygrywasz TY.

      Nie wiedziała, co powiedzieć. Znowu dopadł ją strach.

      – Dostałaś rymowankę? – zapytał Tymon.

      Skinęła głową. Wyrwał jej kartkę z dłoni, zmiął i wyrzucił do pobliskiego kosza.

      – Dzwoniłem do reszty – powiedział przytłumionym głosem. – Daenerys dostała coś podobnego, Skucha tak samo, Kwasu i Mateusz też. Nie dodzwoniłem się do Werki, ale ona jest jeszcze na dodatkowych zajęciach w szkole i pewnie nie sprawdzała poczty.

      Fiolka zaczynała powoli rozumieć.

      – Wszyscy mają rymowanki o pustym losie. Tylko ja… – zawahał się – wygrałem.

      Fiolka milczała. Przed oczami znowu miała Apacza. Kiedy powiedziała mu wtedy o mailu, strasznie się zdenerwował, choć starał się to ukryć. A potem ją pocałował i objął. Nagle zrozumiała dlaczego i spojrzała na Pedra jeszcze bardziej przestraszona.

      – Posłuchaj, Anka – zaczął, przestępując z nogi na nogę. – Jesteś z nas najrozsądniejsza, dlatego zadzwoniłem do ciebie. Poza tym lubiłaś Apacza i on ciebie też. Przecież nie był typem samobójcy. Nie wierzę, że skoczył z tego cholernego dachu. Nie znałem drugiego tak wesołego i pozytywnego gościa. A przyjaźniliśmy się przecież od przedszkola.

      Anka pamiętała, że od kiedy poznała chłopaków, Tymon nie odstępował Apacza. Wyglądało, jakby był jego młodszym bratem – Oskar tak właśnie go traktował. Kiedyś trzech chłopaków ze starszej klasy popychało Tymona na korytarzu. Wtedy zjawił się Apacz – zawsze był wyrośnięty ponad swój wiek – i najzwyczajniej w świecie ich pobił.

      – Poza tym miał straszny fart. Nawet kiedy wpadał w kłopoty, zawsze mu się udawało z tego wyleźć obronną ręką. No i podkochiwała się w nim najfajniejsza dziewczyna w szkole.

      Na zdziwione spojrzenie Anki Pedro zareagował niecierpliwym machnięciem ręki.

      – No przecież o tobie mówię. I on też cię bardzo lubił. Anka, im dłużej o tym myślę, tym większe mam wątpliwości. On nie mógł popełnić samobójstwa. To, kurwa, niemożliwe!

      Fiolka poczuła, że po policzkach spływają jej dwie duże łzy.

      – On… – Głos jej się załamał. – Myślę… że on wtedy dostał takiego samego maila jak ty.

      Tymon zamilkł i poszarzał na twarzy.

      – Kiedy mu powiedziałam o swoim mailu, przestraszył się. Wydaje mi się, że pojechaliśmy na Białowieską, bo chciał nas chronić.

      – Przed czym?

      – Nie wiem.

      Znowu te cholerne łzy i ściśnięte gardło. Przełknęła ślinę i otarła policzki.

      – Wiem, kto może wysyłać te wiadomości – ciągnęła pewniejszym głosem. – Ktoś, kto wiedział o naszym Klubie Samobójców i o Kole Fortuny.

      – Czyli kto?

      – Nie wiem. Może któreś z nas się wygadało? Może nawet sam Oskar? Miał przecież mnóstwo znajomych.

      Tymon uderzył pięścią w otwartą dłoń.

      – Nigdy mi się ten pomysł z Kołem Fortuny nie podobał – mruknął. – Tylko jak zwykle uległem Apaczowi. Poza tym zakrzyczeliście mnie.

      Na chwilę zamilkł, a potem wreszcie wypowiedział to na głos:

      – Posłuchaj… Jeśli ktoś zrzucił Apacza z tego dachu, to znaczy, że ja będę następny? Dostałem przecież ten cholerny wierszyk.

      – Jezu, niemożliwe. – Pokręciła głową. – Myślisz, że ktoś Oskara zamordował i teraz… twoja kolej? To jakiś nonsens! – wykrzyknęła. – Nie, to nie może być prawda. Ktoś sobie z nas po prostu robi debilne żarty.

      – Ale kto? Po co? – przerwał jej Tymon.

      – Chyba nikt z naszej paczki – rzuciła niepewnie.

      Tymon jak gdyby się skurczył. Spojrzał jej ze strachem w oczy.

      – Fiolka, co ja mam robić? Boję się.

      Anka Wiśniewska miała zupełną pustkę w głowie.

      – Musimy to zgłosić na policję – wypaliła po chwili.

      – Zwariowałaś? Stary mnie zabije, kiedy się dowie, że bez jego wiedzy poszedłem do psiarni.

      – To ja pójdę – rzuciła.

      – Nie ma mowy. Co za różnica, kto pójdzie?

      – W takim razie powiedz o wszystkim ojcu.

      Tymon się zawahał. Wszyscy w ich paczce wiedzieli, że miał fatalne relacje ze