dokonywanymi na polu rodzącej się nauki prawa konstytucyjnego od co najmniej kilkudziesięciu lat. To właśnie Dicey, czerpiąc z Williama Blackstone’a i za jego pośrednictwem z Edwarda Coke’a, a więc również z dorobku siedemnastowiecznej angielskiej jurysprudencji klasycznej (Postema 2003a; Postema 2003b), określił ramy brytyjskiej konstytucji. Sposób, w jaki to uczynił, podyktowany był jego własnym poglądem na istotę prawa; stanowisko zajmowane przez Diceya pośrednio wciąż wywiera wpływ na sposób mówienia o konstytucji Wielkiej Brytanii. Choć Dicey tworzył przede wszystkim konstrukty teoretyczne (Ward 2004, s. 2), nie sposób odmówić mu ogromnego wpływu również na potoczne rozumienie brytyjskiego ustroju. Dla Diceya prawem sensu proprio było tylko i wyłącznie to, na podstawie czego orzekały sądy brytyjskie. Dlatego też tylko niektóre z „zasad konstytucyjnych” (constitutional rules) określał jako „prawa konstytucyjne” (constitutional laws) – nie wszystkie bowiem, choć niewątpliwie obowiązujące, spełniały konieczne przesłanki. „Jeden zestaw zasad jest w najściślejszym sensie prawami, gdyż są to zasady, które sądy […] wprowadzają w życie” (Dicey 1885, s. 24–25). Dicey wiedział jednak – i nie był w tym przeświadczeniu bynajmniej osamotniony, co wykazał skrupulatnie Owen Hood Phillips (Hood Phillips 1966) – że ustrój rządzony jest nie tylko poprzez tak ściśle rozumiane prawa, ale też poprzez innego rodzaju zasady. Choć sam był „tylko prawnikiem” (Dicey 1885, s. 22), autor Introduction to the Study of the Law of the Constitution zdecydował się nazwać tę drugą grupę reguł konstytucyjnych „obyczajami” czy też „konwenansami konstytucyjnymi” (conventions of the constitution). Konstytucja brytyjska jawi się w tym ujęciu jako konstytucja polityczno-legalna: złożona z dwóch heterogenicznych zbiorów norm, z których jedne przynależą do nauki ściśle rozumianego prawa konstytucyjnego, drugie zaś są przedmiotem dociekań „teoretyków politycznych” (Dicey 1885, s. 20). Sam Dicey zwraca uwagę, by nie utożsamiać tej różnicy z przyjętą na gruncie doktryny prawa brytyjskiego różnicą między prawem pisanym (written law) a prawem niepisanym (unwritten law). Sąd orzeka bowiem, argumentuje Dicey, zarówno na podstawie prawa jednego, jak i drugiego rodzaju, zarówno na podstawie statutu, jak i precedensu czy obyczaju (choć wspomnieć trzeba na marginesie, że w tamtym czasie doktryna prawotwórczego precedensu sądowego nie była jeszcze utrwalona w brytyjskiej kulturze prawnej; stało się to dopiero w XX wieku). Dlatego właśnie krytykuje Dicey swojego poprzednika, Edwarda A. Freemana, który wcześniej wprowadził do rozważań o konstytucji brytyjskiej podobne do Diceyowskich wątki: w The Growth of the English Constitution from the Earliest Times z 1872 roku sformułował rozróżnienie na „spisane prawo” i „niepisaną konstytucję” (Freeman 1872, s. 113). Pod tym, co Freeman nazywał „niepisaną konstytucją”, kryje się w istocie niemal dokładnie to, co Dicey rozumiał przez „konwenanse konstytucyjne”.
Mamy teraz cały system moralności politycznej, cały kodeks nakazów dla kierowania ludźmi piastującymi stanowiska publiczne, którego nie sposób znaleźć na żadnej ze stron czy to statutu czy w prawie powszechnym [common law – P.A.L.], ale które są w praktyce uważane za nie mniej święte [od nich – P.A.L.] (Freeman 1872, s. 109).
Obaj badacze prawa angielskiego zwrócili uwagę na istniejące w ich czasach napięcie między pewnymi zapisami historycznych aktów prawnych a praktyką życia publicznego – przede wszystkim w zakresie radykalnie pomniejszonej przez tę ostatnią mocy sprawczej monarchy. Tak rozumiany system konstytucyjny, składający się z wiążących praw i nie mniej wiążących konwenansów, miał swój wyraźny wymiar normatywny, chociaż nie istniał spisany dokument, który byłby uznawany za najwyższy akt prawny ciała politycznego (Wieciech 2012, s. 23).
Rok po publikacji pierwszego wydania „Wprowadzenia do nauki prawa konstytucji” (drugie, motywowane ogromną popularnością tekstu, nastąpiło już sześć miesięcy później) premier William Ewart Gladstone odczytywał już tę pracę na forum parlamentu, traktując ją jako dzieło ogromnego autorytetu (Michener 1982, s. xi). Jego słowa okazały się prorocze. W kolejnych dekadach praca Diceya okazała się rodzajem, posługując się terminologią Nilsa Jansena, pozalegislacyjnej, prywatnej kodyfikacji dla praktyki brytyjskiego prawa konstytucyjnego (por. Jansen 2010). Było to możliwe właśnie dzięki rozproszonemu charakterowi samej konstytucji. Poszczególne zasady i reguły, prawa i konwenanse, wywodzące się z różnych pod względem instytucjonalnym źródeł, Dicey zebrał, podsumował i opisał jako spójny system, nieraz wprowadzając poprzez to spójność w miejscach, w których wcześniej dostrzegano pewne trudności. System ten Dicey wsparł na dwóch fundamentach, dwóch aksjomatach, którymi rządzić się miała według niego konstytucja Zjednoczonego Królestwa: zasadzie suwerenności parlamentu (sovereignty of Parliament) (Dicey 1885, s. 35–79) oraz zasadzie rządów prawa (rule of law) (Dicey 1885, s. 167–331). Nie był rzecz jasna Dicey, co ujawni się wkrótce, zupełnym innowatorem w zakresie rozpoznania zarówno samych zasad, jak i ich treści. Już w tym miejscu jednak wspomnieć należy, że to jego systematyczny wykład – i bardzo potem wpływowe rozróżnienie na prawny i polityczny składnik konstytucji – doprowadziły do uznania tych reguł za fundamenty brytyjskiego ustroju. Właśnie też suwerenność parlamentu westminsterskiego (jako bezpośredniego kontynuatora parlamentów angielskiego i szkockiego; na temat przeciwnego stanowiska, podtrzymującego suwerenność obecnego parlamentu szkockiego na terenie Szkocji, zob. Tomkins, Turpin 2007, s. 41) – a ściśle jej wykonywanie w związku z wyrażonym w referendum zdaniem ludu brytyjskiego i działaniem rządu premiera Johnsona, zmierzającym do zawieszenia prac zgromadzenia – stała się podstawowym dylematem konstytucyjnym rozpatrywanym przez Sąd Najwyższy w łącznie wysłuchiwanych sprawach R (Miller) v The Prime Minister i Cherry v Advocate General for Scotland, rozstrzygniętych 24 września 2019 roku.
Doktryna parlamentu jako suwerena Zjednoczonego Królestwa została zdefiniowana przez Diceya w sposób następujący: „parlament […] ma uprawnienie do uczynienia bądź zniweczenia wszelkiego prawa” (Dicey 1885, s. 36). Tak rozumiana suwerenność zgromadzenia, jego zupełna, nieograniczona władza prawotwórcza, jest określona przez autora jako „główna charakterystyka” brytyjskiego ustroju (Dicey 1885, s. 35). Parlament w ramach swojej wolności legislacyjnej ustanawiać może prawa znoszące prawa wywodzące się z innych źródeł, w tym z orzecznictwa, z jurysprudencji czy ze zwyczaju. Co warte zaznaczenia, parlament jako nieograniczony prawotwórca nie jest jednocześnie wyłącznym dysponentem treści brytyjskiej konstytucji, na tę bowiem składają się również konwenanse konstytucyjne. Parlament jest suwerenem wedle prawa i w jego zakresie, nie w każdym możliwym sensie. Unika w ten sposób Dicey poparcia dla niczym niespętanej dyktatury parlamentarnej. By wzmocnić swą argumentację, autor sięga do klasycznej formuły Blackstone’a, który w pierwszym tomie Commentaries on the Laws of England z połowy XVIII wieku napisał, że „może [parlament – P.A.L.] zmienić i stworzyć na nowo nawet konstytucję królestwa i samych parlamentów; […] w skrócie, wszystko co nie jest z natury niemożliwe” (Blackstone 1765, s. 158). Im dalej jednak sięgać w przeszłość angielskiej jurysprudencji, z tym większymi trudnościami trzeba się borykać, aby poprawnie odczytać formułowane wówczas teorie roli prawotwórczej parlamentu, z których czerpał Blackstone. Autor Commentaries przywołuje na przykład słowa Coke’a, jednego z najwybitniejszych nowożytnych prawników angielskich (Sedley 2015, s. 162): „Władza i zwierzchność parlamentu jest tak wzniosła i pełna, że nie sposób jej ograniczyć” (Blackstone 1765, s. 158). Również Matthew Hale – piszący wprawdzie w XVII wieku, ale wywierający wpływ od kolejnego stulecia – uważał parlament za bardzo ważną, jeśli nie najważniejszą, część porządku politycznego. Dla Hale’a, który podzielał pewne kontraktualistyczne przekonania epoki, dla trwania, uchwalania i zmiany praw najważniejsza była zgoda ludu, najwłaściwszym zaś dla tego miejscem był właśnie parlament (Cromartie 2003, s. 48–52). Jednak w przypadku większości autorów piszących przed Diceyem prawotwórcza rola parlamentu nie była w istocie nieograniczona, choć pewne konkretne ustępy mogą temu przeczyć. Sam Coke stanowi tego najlepszy przykład. Znany jest z autorstwa tezy – przedstawionej w bardzo istotnej