1938, s. 543) literaturze; dość zaznaczyć, że nawet przy przyjęciu nieortodoksyjnej interpretacji, niedostrzegającej w sformułowaniu Coke’a „niczego radykalnego” (Bryk 2013, s. 356), i tak należałoby uznać, że stanowisko Coke’a w przedmiocie zwierzchności prawotwórczej jest bardziej zniuansowane niż stanowisko sformułowane potem przez Diceya. Warto też mieć na uwadze, że dokładna analiza nowożytnego pisarstwa angielskiego ujawniła głębokie podziały w obrębie postulowanego przez J.G.A. Pococka common law mind (Pocock 1987), na łonie orzecznictwa i w piśmiennictwie. Wszelkie odwołania do przeszłości należy więc w jurysprudencji Diceya traktować z pewnym dystansem (Tubbs 2000).
Odpowiedzieć należy w tym miejscu na pytanie następujące: co rozumie Dicey przez parlament? Pytanie jest tym zasadniejsze, że zarówno w czasach Diceya, jak i obecnie brakuje w prawie brytyjskim statutowej definicji zgromadzenia. Jest ona częścią brytyjskiego porządku konstytucyjnego, pozostaje jednak nieuchwalona. Dicey przez parlament rozumie „króla, Izbę Lordów i Izbę Gmin; te trzy ciała działając łącznie mogą być stosownie nazwane «królem-w-parlamencie», i tworzą parlament” (Dicey 1885, s. 35). Parlament oznacza więc trzy podmioty zgromadzone i tworzące instytucjonalną jedność przy zachowaniu formalnej odrębności, właściwą zaś nazwą dla podmiotu suwerennego w Zjednoczonym Królestwie jest „monarcha-w-parlamencie”. Tylko jeden ze składników tak rozumianego parlamentu podlega w całości wyborowi w drodze demokratycznej procedury. Jest nim rzecz jasna Izba Gmin. Dicey również w tym zakresie nie okazuje się innowatorem. Doktryna mówiąca o zwierzchniej pozycji „króla-w-parlamencie” wywodzi się z wczesnej nowożytności, choć nie była wówczas rzecz jasna określana stworzonym przez Jeana Bodina językiem suwerenności (Goldsworthy 2010, s. 9). Należy szczególnie podkreślić, że rozumienie dokładnej istoty „monarchy-w-parlamencie” zmieniało się wraz z przemieszczeniami praktyki politycznej, ruchem piór jurystów angielskich oraz, nieraz, przypadkami historycznymi. Za czasów Tudorów nie ulegało wątpliwości, że to monarcha jest rzeczywistym zwierzchnikiem królestwa. „Król-w-parlamencie”, jako termin, opisywał szczególną sytuację wykonywania przez panującego swoistych, wymagających owego szczególnego otoczenia ustrojowego uprawnień.
Królowa [w tym przypadku mowa o Elżbiecie I – P.A.L.], działając samodzielnie, była […] mniej potężna niż „królowa-w-Parlamencie”, ta druga zaś miała moc i wolność działania dalece wykraczające poza możliwości większości kontynentalnych monarchów w tamtym czasie (Seel, Smith 2001, s. 6).
Prawidłowo więc w przedrewolucyjnej nowożytności, pomimo licznych zastrzeżeń zgłaszanych ze strony niektórych myślicieli i przedstawicieli bardziej radykalnych ruchów społecznych, parlament postrzegano jako wyjątkową formę królewskiej aktywności (por. Szlachta 2008). Punktem odniesienia był monarcha, a nie zgromadzenie jako całość złożona z trzech części.
Sytuacja zaczęła się zmieniać wraz z przemianami ustrojowymi XVII wieku, przede wszystkim zaś, rzecz jasna, wraz z wybuchem wojny domowej w 1642 roku i ustanowieniem republiki w roku 1649. Stracenie króla Karola I Stuarta, wcześniej zaś postawienie go przed sądem parlamentu, całkowicie zmieniło konstytucyjny kontekst rozmowy o pozycji zgromadzenia. Parlament wyemancypował się i przestał ściśle podlegać monarsze, toczył z nim zwycięskie wojny i przez pewien czas rządził samodzielnie – przez kilka lat nawet w postaci jednej izby (ustawodawstwem republikańskim Izba Lordów została zniesiona w 1649 roku, przywrócona zaś w czasach protektoratu Olivera Cromwella jako Druga Izba w 1657 roku). Choć porządek republikański upadł z restauracją Stuartów w 1660 roku, doświadczenie ustrojowe i społeczne bezkrólewia przetrwało próbę czasu, by dać swój najsilniejszy wyraz podczas wypadków tak zwanej rewolucji chwalebnej 1688 roku. Gdy do objęcia rządów zaproszona została Maria Stuart (córka króla Jakuba II) zaproszenie to zostało przedstawione przez w dużej części parlamentarną elitę niechętną wobec polityki i katolickiego wyznania monarchy. Przejęcie tronu przez Marię i jej męża, Wilhelma Orańskiego, wzmocniło wydatnie pozycję zgromadzenia, które rosło w siłę w okresie rządów niemieckiej dynastii hanowerskiej (od 1714 roku), przez pierwsze dekady zainteresowanej raczej swoimi kontynentalnymi posiadłościami niż zarządem nad Wyspami Brytyjskimi. Często przeoczanym faktem jest formalne odseparowanie prac parlamentu od osoby monarchy, dokonane w 1695 roku na mocy „Aktu dla trwania zgromadzenia i posiedzenia parlamentu na przypadek śmierci czy zgonu Jego Wysokości” (Act for the continueing meeting and sitting of a Parliament in case of the Death or Demise of His Majesty). Do czasu uchwalenia tego statutu parlament rozumiany był (zgodnie z wielowiekową tradycją) jako parlament króla – trwał dopóty, dopóki panujący tego chciał (co do zasady), z chwilą jego śmierci zaś ulegał natychmiastowemu rozwiązaniu. Od 1695 roku (zasadę tę potwierdzono za czasów królowej Anny Stuart w 1707 roku, już po unii Anglii ze Szkocją) parlament mógł trwać niezależnie od śmierci osoby zasiadającej na tronie.
Te poważne zmiany konstytucyjne doprowadziły do przewartościowania koncepcji „monarchy-w-parlamencie”. W czasach Diceya utrwalił się ustrój, w którym złożony z trzech elementów parlament formalnie podejmuje decyzje wspólnie (taka była treść prawa konstytucyjnego), praktycznie zaś wykonuje swoją suwerenność poprzez działalność wyłanianego z większości parlamentarnej rządu (co było elementem konwenansu konstytucyjnego). Jak zauważał Dicey, Bagehot oraz inni autorzy zajmujący się w tamtym czasie konstytucją brytyjską (Hood Phillips 1966), działalność rządu była w dużej mierze nieuregulowana prawnie; stanowiła – podobnie jak wzrastająca od XIX wieku polityczna dominacja Izby Gmin – konwenansowy element konstytucji.
Teoria absolutnej suwerenności prawotwórczej parlamentu, tak jak sformułował ją Dicey pod koniec XIX wieku, przyjęta została jako ortodoksja konstytucyjna przez praktykę orzeczniczą i jurysprudencję. W warunkach konstytucji rozproszonej sposoby działania uczestników życia publicznego wyznaczają sposób rozumienia konstytucji, a poprzez to naturę ustroju. Nie oznacza to, że dzieło Diceya – wraz z dającym się z nim pogodzić dorobkiem Bagehota, Freemana i innych – pozostaje niewzruszalnym kodem odczytu konstytucji brytyjskiej. Przeciwnie. Wobec Diceyowskiej koncepcji i tego jej składnika, który z czasem stał się pierwiastkowy dla rozumienia istoty ustroju Zjednoczonego Królestwa, a więc doktryny suwerenności parlamentu, wysunięto w XX wieku szereg zarzutów. Wyzwanie rzuciła Diceyowi również sama historia: nie podlega dziś dyskusji, że przyjęcie Wielkiej Brytanii do UE dokonało poważnych zmian w treści ustroju. Niektórzy, jak Vernon Bogdanor, podnoszą wręcz, że zasada suwerenności parlamentu została poprzez wstąpienie do UE zniweczona i dopiero brexit może ją odbudować (Bogdanor 2019, s. 257).
Dicey jest przedmiotem niniejszych rozważań jako Dicey-prawnik. Dicey-polityk – „sfrustrowany” i nie mniej historycznie istotny (Cosgrove 1980, s. 299) – pozostaje poza spektrum koniecznych dla analizy zagadnień, trudno jednak nie wspomnieć o nim w kontekście zarzutów pojawiających się wobec koncepcji konstytucyjnej opartej na Introduction. Późny XX wiek cechuje się w rozwoju brytyjskiej jurysprudencji konstytucyjnej rosnącym zniechęceniem do doktryny Diceya i jej kolejnych odmian; poza zniechęceniem „pojawił się też niesmak” (Ward 2018, s. 186). Wobec Diceya wysunięto szereg klasycznych zarzutów, które lubiano stawiać wobec autorów piszących w epoce charakterystycznej dla wieku XIX dominacji wigowskiej formacji intelektualnej (już w latach 30. zarzucił to Diceyowi Ivor Jennings, por. Jennings 1959, s. 128). Krytykowano Diceya za pogardę wobec ludowładztwa i ignorowanie sprawczej, suwerennej woli narodu. Były to oskarżenia chybione. Jak już wspominałem, rozpoczynając rozważanie sensu suwerenności „monarchy-w-parlamencie” w myśli Diceya, suwerenność ta oznaczała zupełną i absolutną wolność prawotwórczą. Dicey sam rozpoznawał jeszcze inny typ suwerenności, a mianowicie „suwerenność polityczną” narodu (Weill 2003, s. 474). „[Referendum – P.A.L.] przez opóźnienie zmian w konstytucji chroni suwerenność narodu” (Dicey 1890, s. 506), pisał kilka lat po sukcesie swojego podręcznika do nauki prawa konstytucyjnego, powtarzając tezę Bagehota, że to naród wybierający Izbę Gmin jest faktycznym, politycznym suwerenem