miejscu i nie w tej chwili. Czasem trzeba się ugryźć w język.
– Dla większości Rosjan demokracja jest mało ważna – twierdzi Aleksiej Lewinson z Centrum im. Lewady. Nagrywam go do filmu jako komentatora. Jego ocenę potwierdzają dziesiątki badań i sondaży. Główny powód jest bardzo czytelny. – Znaczna część społeczeństwa uważa, że demokracja w rozumieniu zachodnim nie pasuje do Rosji.
Ale uzasadnień można usłyszeć więcej. A to, że Rosja jest ogromnym krajem. A to, że ludzie przywykli do cierpienia i są zahartowani, bo przeszli łagry i wojnę, podczas której rwali się do boju nawet z gołymi rękoma. A to, że Rosja stanowi odrębną cywilizację i ma własną drogę.
– W całej wsi jest dziś tylko ośmioro dzieci. Z tego aż pięcioro mieszka w tej chałupie. – Walentyna pokazuje długi drewniany parterowy dom z ogródkiem. To dawna szkoła. Co ciekawe, zajmuje go rodzina, która sprowadziła się do Zamytia zaledwie kilka miesięcy wcześniej. Dom pomogli wyremontować mieszkańcy wsi, bo ludzie mają tu dobre serca.
W środku nie ma luksusów, ale jest wszystko, co potrzeba. Od lodówki po telewizor. Pierwsza rzecz, jaka rzuca się w oczy po wejściu do domu, to wielka trójkolorowa flaga Rosji. I to z dwugłowym złotym orłem! Jak na sztandarze prezydenta. Zajmuje prawie pół ściany w dużym pokoju.
– Dlaczego pan powiesił flagę? – pytam głowę rodziny. Mężczyzna ma na imię Josif. Wygląda dostojnie i groźnie. Wszystko przez wielkie krzaczaste brwi, mocne ręce i niski, dźwięczny głos. Świadomie usiadł na krześle tak, by flaga znalazła się w obiektywie kamery.
– Bo kochamy nasz kraj.
Jak tylko zaczyna mówić, jego rozbrykane dzieci momentalnie cichną. Widać, że mężczyzna ma w domu duży posłuch. Żona usiadła pokornie za jego plecami. Odruchowo poprawia chustkę, żeby całkowicie zakrywała włosy.
– Za co ludzie szanują Putina? – pytam.
– Mogę mówić tylko o sobie i swojej rodzinie – odpowiada roztropnie. – My jesteśmy wierzący i mamy obowiązek szanować tych, którzy są nad nami. Obowiązek modlić się za nich. Obowiązek kochać ich. Jak to mawiano w dawnych czasach: jeśli nie szanujesz cara, to znaczy, że nie szanujesz kraju, którym on rządzi!
Spoglądam na telewizor, który jest cały czas włączony, choć ma wyciszony głos. Akurat zaczynają się wiadomości. Pierwszy materiał to relacja z Donbasu.
– Interesujecie się wojną na Ukrainie?
– Nie tylko interesujemy, ale i bardzo ją przeżywamy. – Josif milknie, jakby zastanawiał się, czy warto kontynuować. Po chwili jednak mówi dalej: – Jeśli mam być szczery, to nie dowierzam telewizji w stu procentach – wyznaje. – Bo to wszytko może nie do końca wyglądać tak, jak nam pokazują. W telewizji są oczywiście uczciwi ludzie, ale też i tacy, którzy pracują pod czyjeś dyktando. Podobnie jest we władzach. Tam też są ludzie przyzwoici i nieprzyzwoici.
– A Putin jest przyzwoitym człowiekiem? – pytam.
Tym razem Josif odpowiada bez chwili zastanowienia, z pełnym przekonaniem. Jego głos brzmi jak dzwon.
– Nie mnie osądzać cara…
4.
SHOW PUTINA
Putin jest nierówny. Faluje… Wszystko przez to, że Annie, dziennikarce z Pawłowskiego Posadu, trzęsą się ręce.
.
Żurnalistka przyjechała na doroczną piętnastą konferencję prasową prezydenta. W kuluarach pełno ludzi znanych z rosyjskiej telewizji. Są ładnie ubrani, bo dobrze zarabiają. Mają profesjonalny make-up. Ale to Anna znalazła się w centrum zainteresowania kamer, bo na spotkanie z Putinem nie przyszła z pustymi rękoma. Jej miasto słynie z produkcji ludowych chust z kwiatowymi ornamentami i złotymi frędzlami. Rosyjski brand. Któż go nie zna? Lecz takiego wzoru, jaki przywiozła Anna i rozwinęła przed kamerami, nikt jeszcze nie widział! To chusta z portretem prezydenta.
– Jest wyjątkowa, tak jak on! – podkreśla szczęśliwa, choć stremowana. Uśmiechnięty Putin na białym tle w otoczeniu czerwono-niebieskich kwiatków wygląda anielsko, niczym uosobienie dobroci i łagodności…
Jest grudzień 2019 roku. Wraz z akredytacjami dziennikarze dostają drobne prezenty: długopisy, notatniki i kalendarze. Wszystkie z nadrukiem „75 lat. Zwycięstwo. 1945–2020”. A nuż ktoś zapomniał, że zbliża się jubileusz wielkiego dla Rosjan święta. Ich sacrum. Kiedy robiłam film o kulcie tzw. Wielkiej Wojny Ojczyźnianej (jej nazwę Rosjanie zawsze piszą dużą literą), socjolog Lew Gudkow mówił mi, że to święto pomaga w tworzeniu mitu o sile Rosji, dlatego Putin uczynił je głównym symbolem kraju.
Pytanie o siedemdziesiątą piątą rocznicę zwycięstwa nad faszystowskimi Niemcami zadaje dziennikarka rządowej „Rosyjskiej Gazety”. Młoda kobieta ze szczerym oburzeniem mówi o rezolucji Parlamentu Europejskiego, który zrównał nazizm z sowieckim reżimem. Prosi o komentarz. Słucha tego blisko tysiąc dziewięciuset dziennikarzy z całego świata. Putin bierze wdech i odpowiada przez trzy i pół minuty. Najpierw spokojnie, potem z coraz większym ożywieniem.
– Stawianie w jednym rzędzie Związku Radzieckiego i faszystowskich Niemiec to szczyt cynizmu – mówi. – Niech oni lepiej poczytają dokumenty z tamtego okresu, niech zobaczą, jak w tysiąc dziewięćset trzydziestym ósmym roku został podpisany monachijski spisek, jak my to mówimy, kiedy liderzy czołowych państw: Francji, Wielkiej Brytanii, podpisali porozumienie o rozbiorze Czechosłowacji. […] Jak w tej sytuacji zachowała się Polska.
Po tych słowach kamera pokazuje zbliżenie mężczyzny, który trzyma kartkę z napisem „Obrażają weteranów!”
Putin się rozkręca. Na tapetę bierze pakt Ribbentrop-Mołotow.
– Mówią, że tam były tajne protokoły, że rozbiór Polski. Ale Polska sama brała udział w rozbiorach Czechosłowacji. Weszła do dwóch powiatów, cieszyńskiego i jeszcze jakiegoś, i je zabrała.
Kamera pokazuje salę. Aplauzu nie widać. Ktoś ziewa, ktoś przeciera oczy, ktoś wymachuje kartką z napisem „Przedszkole”. Zabawna zbitka, bo w Rosji tego słowa używa się jako synonimu dziecinady i wygłupów. Ale Władimir Putin nie mówi zbędnych słów. Wie, co zaakcentować, a co przemilczeć. Porozumienie Hitlera ze Stalinem o ataku na sąsiadów nazywa „paktem o nieagresji”. Wtargnięcie Armii Czerwonej 17 września 1939 roku na kresy Rzeczypospolitej tłumaczy mniej więcej tak, że wcale nie zajęła ona Polski, to Niemcy najpierw wkroczyły na jej terytorium, a dopiero potem weszły radzieckie wojska i Polskę oswobodziły. Po prostu „weszły”, a w bardziej dosłownym tłumaczeniu: „zaszły”…
Kiedy zapytałam znajomą rosyjską dziennikarkę, czy wie, o co Putinowi chodzi, odpowiedziała tak: „Dał do zrozumienia, że żadni Polacy nie będą nam psuć święta wielkiego zwycięstwa. Nie będą robili ludziom mętliku w głowach. Armia Czerwona to bohater i koniec kropka! A zwycięstwo w drugiej wojnie światowej to dla nas wszystko!”.
Putin nie po raz pierwszy wspomniał Polskę na słynnej „wielkiej konferencji prasowej”. Kiedyś sama go do tego sprowokowałam. Wyglądało to tak:
Jest 31 stycznia 2006 roku. Putin ma wyjść do nas o dwunastej. To jego ulubiona pora. W południe wygłasza orędzia w parlamencie, prowadzi tzw. gorące linie z narodem i doroczne konferencje prasowe. W rosyjskiej stolicy powszechnie wiadomo, że prezydent nie lubi wcześnie wstawać. Ci, którzy mieszkają na trasie przejazdu Putina z podmoskiewskiej rezydencji Nowo-Ogariowo na Kreml, opowiadają, że w godzinach rannych próżno wypatrywać jego konwoju. A nie da się go nie zauważyć, bo blokowane są wtedy ulice. Nie mówiąc już o wielkości kolumny – w jej skład wchodzi nawet kilkanaście samochodów. Prezydenckiej limuzynie towarzyszą policja, ochrona, karetki pogotowia.