Nieszpory, których już nigdy nie mieli zaśpiewać.
Brat Wincenty zobaczył z przerażeniem, jak twarz jego opata wykrzywia bezgłośne łkanie.
A dzwon ciągle bił.
Pięć godzin później cesarz przybył ze świtą około sześćdziesięciu szlachetnie urodzonych i kilkuset sług. Było już ciemno. Ale nie w klasztorze.
Hrabia Caserta był gotowy na przyjęcie swego pana. Pochodnie płonęły wzdłuż murów dziedzińca, przeciętego teraz wąską ścieżką z drogocennych dywanów. Wszystkie dzwony w klasztorze biły jednocześnie. On sam, ubrany w aksamitny, obramowany futrem strój, bez zbroi, złożył głęboki ukłon, ucałował strzemię cesarza i pomógł mu zsiąść z konia.
Fryderyk II zawahał się przez chwilę.
– Żywe pochodnie – powiedział. – Na brodę proroka, to bardzo ładne. – Każda pochodnia umocowana była na głowie tancerki ubranej tylko w szerokie orientalne spodnie i sznury klejnotów. – Gust ci się poprawia, Caserto. Ale nie pozwól im stać tam zbyt długo. Noc jest chłodna i jeśli się przeziębią, większość moich przyjaciół spotka to samo. Zwykle tak jest – nie wiem dokładnie dlaczego, ale jest.
Przyjął pełen szacunku śmiech z uśmiechem szczególnym dla wszystkich Hohenstaufów – uśmiechem, który nie obejmował oczu.
– Caserta jest czarodziejem – roześmiał się margrabia Pallavicini. – Ciekawe, jakim cudem udało ci się wpłynąć na mnichów? A który z nich był opatem? Chciałbym spotkać opata – a nigdy wcześniej nie miałem na to ochoty.
– Mnisi? – zapytał szorstko Fryderyk.
Hrabia Caserta wzruszył ramionami.
– Człapią przez noc – na południe.
– A te dzwony?
– A, dzwony, mój suzerenie – uśmiechnął się Caserta. – Może chciałbyś zobaczyć, jak dzwonią?
– Zobaczymy – odrzekł Fryderyk, zsiadając wreszcie z konia. – Chodź ze mną, kuzynie z Kornwalii – i ty, Habsburgu. Pallavicini? Eccelino? Zobaczmy dzwony Caserty. Na Kaabę w Mekce, przeczuwam coś niezwykłego.
Rycerze, których wymienił, zsiedli z koni i poszli za nim do dzwonnicy.
– A co ze mną, ojcze? – zawołał kobiecy głos.
– Na ile znam Casertę, jesteś za młodym człowiekiem na taki widok, Selvaggio – roześmiał się Fryderyk, nie odwracając głowy.
Wszyscy się roześmiali. Księżniczka Selvaggia ubierała się jak chłopiec do jazdy konnej, a że była szczupła i bardzo młoda, prawie tak wyglądała. Jej twarz była jednak zupełnie kobieca, z dużymi, zmysłowymi, intensywnie czerwonymi ustami, zadartym małym noskiem i dziwnie skośnymi szarymi oczami jej matki. Eccelino odwrócił głowę i przesłał jej pocałunek, a ona odpowiedziała, pokazując język jak mały ulicznik. Roześmiał się głośno.
Młodziutki rycerz z orszaku hrabiego Kornwalii pokręcił głową z dezaprobatą.
– Czy to cię oburza, rycerzu? – szepnął drwiący głos. – Nie powinno. Pobierają się przed końcem tygodnia.
Młody Anglik podniósł wzrok. Zobaczył mężczyznę mniej więcej w swoim wieku, około dwudziestu lat, dobrze zbudowanego i dość wysokiego jak na Włocha, z pięknym czołem, ciemnymi oczami skorymi do śmiechu i małymi ustami chętnymi na każdą dziewczynę. Na kogoś takiego trudno było się gniewać i Piers Rudde w skrytości ducha zazdrościł trochę takim ludziom. Było ich sporo we Włoszech i Francji – eleganckie lekkoduchy, o tak wyważonych manierach i mowie, że mogliby obrazić króla, a ten podarowałby im za to złoty łańcuch. Chciał dać wyniosłą odpowiedź. Zamiast tego powiedział:
– Jest to dla mnie trochę krępujące.
Młody Włoch roześmiał się.
– W to uwierzę. Nic takiego nie mogłoby wydarzyć się w Brytanii, jak sądzę.
– Oczywiście, że nie – odrzekł Piers Rudde nieco sztywno. – Ale powiedz mi, szlachetny panie, czy ja dobrze słyszałem, na co cesarz się klął? Jakiego proroka miał na myśli?
– A, to – młody Włoch wzruszył ramionami. – „Na brodę proroka” – powiedział: to oczywiście Mahomet, choć raczej nie mam wątpliwości, że inni prorocy też mieli brody jak on. To wydaje się koniecznym warunkiem. Im dłuższa broda, tym lepsze proroctwo. Ale on miał na myśli Mahometa. Czy nie słyszałeś, jak mówi: „Na Kaabę w Mekce”?
– Tak, ale... co to jest?
– Wielki czarny kamień w sercu świętego miasta muzułmanów. Mówią, że jest to kamień, na którym Abraham miał złożyć w ofierze swojego syna Izaaka, a archanioł Gabriel przeniósł go do Mekki.
– Czy cesarz w to wierzy? – zapytał Anglik z szeroko otwartymi oczami. – Czy zatem jest prawdą, jak mówią księża, że on sam stał się muzułmaninem?
– Nie tak głośno, rycerzu – szepnął Włoch. – Nie, nie sądzę, by to była prawda. W rzeczy samej, powiedział któregoś dnia: „Nie pozbyłem się jednego łańcucha po to, by dać się uwiązać drugim”. Ale to taka moda, by kląć się na muzułmańskie symbole. Cesarz ją wprowadził, to prawda.
– Może i dobrze – odrzekł sztywno Piers Rudde. – Przynajmniej nikt nie nadużywa imion świętych. To był kiedyś klasztor, prawda?
– Jeszcze parę godzin temu, jak sądzę – padła pogodna odpowiedź. – Ciekawe, co pomyśleli sobie mnisi, gdy cesarskie zwierzęta weszły do opactwa. To był jego pomysł. Uwielbia płatać im figle, odkąd...
Urwał. To nie była właściwa forma, by powiedzieć o ekskomunice cesarza.
– Jakie zwierzęta? Te... młode kobiety?
Włoch wybuchnął serdecznym śmiechem.
– Wyborne, wyborne, rycerzu – a oni mówią, że nie potraficie się śmiać w waszym kraju mgły i dżdżu. – Opanował się jednak, widząc szczere zdumienie na twarzy młodego Anglika. – Na wszystkich błogosławionych kalifów i wszystkich świętych – wierzę, że naprawdę tak myślałeś. Wybacz mi moją wesołość, ale to była świetna odpowiedź. Nie, miałem na myśli prawdziwe zwierzęta, wszystkie te rzadkie gatunki, które cesarz zebrał z całego świata – niektóre z nich są zupełnie unikalne, a on nigdy bez nich nie podróżuje. Jak to możliwe, że nie wiedziałeś, iż wysłał je z Casertą? – A, oczywiście, dołączyłeś do nas dopiero dziś po południu, więc wszystko jest dla ciebie nowe. Nic dziwnego, że, jak mówisz, jesteś trochę zmieszany. Ten dwór może przyprawić o zmieszanie.
– Na to wygląda – padła sucha odpowiedź.
– Jest w tym jednak jakieś piękno – zaryzykował Włoch. – Jest coś... Boskiego w tym... w tym wszystkim. Wędrujemy po pięknym świecie, który należy do nas; gdziekolwiek się pojawimy, rozsiewamy radość i strach, nadzieję i rozpacz, miłość i nienawiść. Czyż nie jest to na sposób Boski? Jedno słowo cesarza... i całe miasto zostaje zrównane z ziemią. Mądrzy sułtani i emirowie Wschodu przysyłają nam mirrę, kadzidło i złoto...
– To świętokradcze słowa, rycerzu – Piers Rudde zmarszczył brwi.
– To poezja, przyjacielu, poezja. Jestem poetą.
– A zatem świętokradcza poezja.
Młody Włoch westchnął.
– Teraz mówisz zupełnie jak moja matka. O, mamma mia. Ile