Вероника Рот

Spętani przeznaczeniem


Скачать книгу

również zza grobu – Ryzek ścigał wyrocznie. I oczywiście zabił twoją siostrę.

      – A więc wszyscy się go boicie. Zaledwie jednego człowieka! – Ast krzywi się. – Co on może zrobić, strzelić ogniem z tyłka?

      – Lazmet kontroluje ludzi. I to dosłownie, za pomocą daru nurtu – odpowiada Przedstawiciel Zgromadzenia. – Jego talentów w połączeniu z potęgą militarną Shotet nie wolno lekceważyć. Musimy traktować ich jak robactwo, śniedź niszczącą ziemię, powinno się ich wykorzystać pod uprawę lodokwiatów. Pod coś użytecznego i cennego.

      Jego oczy błyszczą. Być może nie jestem wybitna, ale potrafię czytać między wierszami. Przewodniczący chce się pozbyć Shotet. Kiedyś był to nic nieznaczący lud, podróżujący przez galaktykę w swoim wielkim, przestarzałym statku, głodujący, chorujący i słaby. Nasz rozmówca chce, by znów tak było. Chce więcej lodokwiatów, więcej cennej ziemi Thuvhe. Więcej dla niego, a nic dla nich. A przede wszystkim pragnie wykorzystać w tym celu Isae.

      Mama wspominała mi, że kiedyś z Shotet drwili wszyscy w galaktyce. „Brudni śmieciarze”, wołali na nich, „świńskie włosienie”. Oni przecież latali w kółko po Układzie Słonecznym, ścigając swoje własne ogony. Często nawet brzmieli, jakby nie potrafili mówić. Wiem to. Słyszałam ich, a nawet sama o tym wspominałam.

      Ale Przewodniczący Zgromadzenia już nie żartuje sobie z Shotet.

      – Powiedz mi zatem… – odzywa się Isae – …jakie sankcje dyplomatyczne Zgromadzenie przewidziało dla Pithy, której rząd nie tak dawno proponował podpisanie umowy handlowej z Shotet?

      – Nie kpij sobie ze mnie, pani kanclerz – mówi Przewodniczący Zgromadzenia, nie jest jednak wściekły, raczej zmęczony. – Dobrze wiesz, że nie możemy wystąpić przeciwko Pitsze. Galaktyka nie może funkcjonować bez dostarczanych przez nich surowców.

      Nigdy wcześniej nie myślałam o rządzie Pithy. W sumie to nigdy wcześniej nie myślałam o polityce, kropka. Nagle jednak, tuż po śmierci ojca, natknęłam się na siostry Benesit. Przewodniczący Zgromadzenia nie mylił się – trwałe surowce z Pithy używane są w niemal wszystkich nowoczesnych technologiach w galaktyce, wliczając w to statki. A i na Thuvhe, z uwagi na mroźne powietrze, korzystamy z izolowanego pithańskiego szkła okiennego. Nie możemy stracić jego źródła, a tym bardziej nie może sobie na to pozwolić reszta Zgromadzenia Dziewięciu Planet.

      – Pitha wycofała chęć podpisania umowy z Shotet i to będzie musiało nam wystarczyć. A co do reszty planet-narodów, to wciąż uważają, że wysiłek wojenny powinien spaść na barki Thuvhe. Ich zdaniem to nadal jest sprawa wewnątrzplanetarna. Są jednak gotowi do rozmów o pomocy i wsparciu.

      – Innymi słowy… – odzywa się Ast – …rzucicie jej pieniądze, ale to ona będzie musiała wystawić mur z mięsa armatniego, który odgrodzi was od Shotet.

      – Najwyraźniej cenisz sobie obrazowy język. Prawda, panie… – Przewodniczący Zgromadzenia przechyla głowę. – Ma pan jakieś nazwisko?

      – Nie potrzebuję zaszczytów – odpowiada mężczyzna. – Możesz mówić na mnie Ast lub w ogóle mnie pominąć.

      – Ast – mówi Przewodniczący Zgromadzenia miękkim głosem, jak gdyby mówił do dziecka. – Pieniądze nie są jedyną formą wsparcia, jaką możemy zaoferować. A jeśli to wojna cię niepokoi, panno Benesit, nie powinnaś odrzucić naszej pomocy.

      – Może nie chcę prowadzić wojny – stwierdza, opierając się na krześle Isae. – Może chcę być pośrednikiem w drodze ku pokojowi.

      – Masz oczywiście do tego prawo – oświadcza Przewodniczący. – Wtedy jednak będę zmuszony przeprowadzić śledztwo, którego miałem nadzieję uniknąć.

      – Śledztwo dotyczące czego?

      – Zbadanie śladów cieplnych w amfiteatrze Voa w momencie domniemanej śmierci Ryzeka nie stanowi większego problemu. Ale osoba, która to zrobi, może odkryć, że Ryzek żył jeszcze, kiedy został wniesiony na pokład statku transportowego – wyjaśnia mężczyzna. – Co oznacza, że jeśli jego ciało rzeczywiście dryfuje w kosmosie, to ktoś musiał go zabić. I to nie była Cyra Noavek.

      – Interesująca teoria – ocenia Isae.

      – Nie widzę powodu, byś miała mnie okłamywać, sugerując, że na arenie to Cyra popełniła zbrodnię. Chyba że chroniąc siebie, panno Benesit – dodaje Przewodniczący. – Problem w tym, że gdyby prowadzono przeciwko tobie śledztwo w sprawie zaplanowanego zabójstwa samozwańczego suwerena, musiałabyś oddać władzę nad Thuvhe aż do chwili uniewinnienia.

      – Żeby wyjaśnić sytuację… – wtrąca Ast, patrząc na niego spode łba. – Czy właśnie grozisz wciągnięciem Isae w biurokratyczne nonsensy, żeby wymusić na niej zrobienie tego, czego od niej oczekujesz?

      Przewodniczący Stowarzyszenia jedynie się uśmiecha.

      – Jeśli chcesz, bym przejrzał waszą deklarację wojny przed wysłaniem jej ludowi Shotet, z przyjemnością rzucę na nią okiem – mówi. – A teraz muszę się oddalić. Miłego dnia, panno Benesit, panno Kereseth… I tobie, Ast.

      Jego głowa skłania się trzykrotnie, po razie dla każdego z nas. Po chwili już go nie ma. Spoglądam na Isae.

      – Czy on naprawdę to zrobi? – pytam. – Oskarży cię o morderstwo?

      – Nie wątpię. – Isae krzywi się. – Idziemy!

      ROZDZIAŁ 9 CYRA

      – CYRA! – TEKA NA MÓJ WIDOK UNIOSŁA BREW. Stała właśnie przed niewielką łazienką znajdującą się na pokładzie naszego statku. Niedawno wstałam na moją zmianę. Miałam na sobie jedynie bieliznę oraz sweter z poprzedniego dnia. Szukałam w magazynku zapasowego kombinezonu mechanika, unikając jednocześnie jej wzroku. Kończyły nam się ciuchy. Na szczęście nowe mieliśmy dostać na Ogrze.

      Teka chrząknęła. Opierała się o ścianę z rękami założonymi na piersiach. Czarna łatka zasłaniała jej brakujące oko.

      – Nie muszę martwić się, że w przyszłości zacznie tu biegać jakaś krzyżówka Keresethów i Noaveków, prawda? – zapytała i ziewnęła. – Ponieważ bardzo bym tego nie chciała.

      – Nie musisz – fuknęłam. – Takiego ryzyka bym nie podjęła.

      – Nigdy? – Skrzywiła się delikatnie. – Istnieje coś takiego jak „antykoncepcja”, wiesz?

      Pokręciłam głową.

      – Nie ma nic pewnego.

      Lekko kpiące spojrzenie, jakim na ogół obdarzała mnie, zniknęło, ustępując miejsca powadze.

      – Mój dar nurtu… – odpowiedziałam i uniosłam dłoń, pokazując jej cienie krążące po moich palcach, sprawiające mi ból – …to przecież instrument tortur. Myślisz, że zaryzykowałabym podarowanie ich osobie rosnącej wewnątrz mnie? Nawet jeśli ryzyko jest małe? Nie!

      Pokiwała głową.

      – To uczciwie z twojej strony.

      – Właściwie… – dodałam – to nie jest jedyną rzeczą, jaką można robić z drugą osobą.

      Jęknęła i zasłoniła twarz rękami.

      – Nie prosiłam cię o tak szczegółowe informacje – powiedziała zduszonym głosem.

      – Więc nie zadawaj pytań, geniuszu!

      W końcu znalazłam zakopany pod stertą ręczników świeży kombinezon mechanika. Wyprostowałam się, przymierzając go do siebie. Nogawki okazały się zbyt długie, więc