pg"/>
Dla Kazimierza i Maureen: bohaterów
Słowo wstępne
„Jest nowa fala, jest stara fala i jest David Bowie”
Show-biznes od dawna nie czekał na żadne wydarzenie z taką ekscytacją, jak na ten wyjątkowy dzień – The Next Day – premierę pierwszego albumu Davida Bowiego po dziesięcioletniej artystycznej absencji. Wszystko wskazuje na to, że Bowie wrócił w wielkim stylu, do którego przyzwyczaił swoich fanów.
Postaci tego formatu i z tak imponującym dorobkiem nie zdają się na spontaniczne zrządzenia losu. Nowe rozdanie w karierze Bowiego, od miesięcy starannie przygotowywane w całkowitej tajemnicy przed mediami, jest zagraniem strategicznie rozplanowanym i zaaranżowanym w najdrobniejszych detalach. To przedstawienie dopiero się rozpoczyna, wielki, zasłużony aktor rockowej sceny znów wchodzi na nią, by odnieść sukces.
Album The Next Day natychmiast po premierze zdobył szturmem światowe listy przebojów. Wszystkie liczące się media, nie tylko muzyczne, odnotowały ukazanie się tej płyty, a twarz Bowiego spogląda z okładek najbardziej opiniotwórczych i trendsetterskich magazynów. Recenzenci nie szczędzą pochwał, wierni fani kupują świeży krążek, nowi wielbiciele uzupełniają swoje kolekcje o stare nagrania. Wybitna aktorka Tilda Swinton czyni honory w szacownym Victoria & Albert Museum i występuje u boku mistrza w jego teledysku. Bowie znów nakręca koniunkturę wokół siebie. Inteligentnie, stylowo, z klasą.
Paul Trynka w swej rzetelnej, starannie udokumentowanej biografii podejmuje wyzwanie opisania fenomenu popularności Davida Bowiego. Prowadzi czytelnika przez najjaśniejsze i najmroczniejsze momenty jego życiorysu – od dzieciństwa w ponurym, zabiedzonym, powojennym Londynie, przez porażki debiutanckich nagrań, aż po kosmopolityczną teraźniejszość. Kolaż wspomnień przyjaciół, rodziny i współpracowników Davida układa się wyrazisty portret, a bogaty materiał źródłowy tworzy wiarygodne tło dla obiektywnego obrazu tego muzyka. Najbardziej zagorzali fani mogą wprawdzie polemizować z recenzjami kolejnych albumów Bowiego, trudno jednak zarzucić Trynce brak fachowości.
Panie i panowie, oto przed nami:
David Bowie – ARTYSTA
Wpływ twórczości Bowiego na oblicze współczesnej muzyki jest niepodważalny. Dla co najmniej dwóch pokoleń twórców rockowych i popowych stanowi on inspirację i autorytet, a jego kreatywność, wszechstronność i pracowitość przeszły już do legendy. O silnym wpływie muzyki i wizerunku Bowiego na własną twórczość mówią gwiazdy rocka (U2, The Smiths), niegdysiejsi nowofalowcy (Bauhaus, Peter Murphy, Siouxsie, Nina Hagen), zimnofalowcy (Joy Division, The Cure), twórcy britpopu (Suede, Placebo, Pulp, Charlatans), młoda liga (Arctic Monkeys, The Killers, Klaxons), gwiazdy pop (Madonna, Lady Gaga, Boy George), DJ-e (Moby, Fat Boy Slim), a także formacje tak odmienne od siebie gatunkowo jak Nine Inch Nails, Duran Duran, REM i Depeche Mode. Od z górą trzydziestu lat underground i overground zgodnie kłaniają się Bowiemu w pas. Nawet kapele punkowe – Sex Pistols i Exploited – przyznawały mu zasługi. (Sid Vicious swoją fryzurę skopiował właśnie od Ziggy’ego Stardusta).
Na tak szerokie zainteresowanie David Bowie zasłużył niekwestionowanym talentem muzycznym: kompozytorskim, instrumentalnym i wokalnym, a także progresywnością myślenia, umiejętnością wyznaczania nowych trendów, otwartością i elastycznością formy oraz zapewne wrodzoną charyzmą. Albumy, które Bowie sygnował w latach siedemdziesiątych, nie tylko były genialnym przykładem oryginalnych metamorfoz, ale przede wszystkim prezentowały autentyczną rockową siłę. Za teatralnym, quasi-operowym emploi scenicznym stał diabelnie zdolny i sprytny muzyk.
David Bowie – GWIAZDA
Każda z inkarnacji Bowiego jest ikoniczna. Pojęcie, które syntetycznie opisuje istotę jego sławy, to „zmiana”. Niewielu artystom starcza odwagi oraz skali wyobraźni, by kreować się na nowo tak często i tak wyraziście. Co więcej, każdy kolejny wizerunek Bowiego jest doskonale uwiarygadniany i publiczność nieodmiennie ulega czarowi tej artystycznej szarlatanerii. Wymuskany mods z lat sześćdziesiątych, ujmujące dziecko kwiat z ery hippisowskiej, zniewieściały dandys w powłóczystych szatach, niczym z prerafaelickich obrazów, adrogyniczny kosmita ze strzałą wymalowaną na policzku i marchewkowymi włosami, odziany w cekinowe kreacje, zblazowany, wychudzony kokainowy książę, skromny europejski intelektualista z czasów berlińskich, pozytywny blond elegancik z Wall Street w glorii popularności Let’s dance, aż wreszcie wyrafinowany i doświadczony gentleman w średnim wieku.
W dużym uproszczeniu w takich wcieleniach Bowie pokazywał się publicznie, nigdy nie dopuszczając do sprania swojego emploi. Stan napięcia w oczekiwaniu na jego następne objawienie to zabieg marketingowy, który artysta wielokrotnie – i z powodzeniem – wykorzystywał.
Nigdy nie spoufalał się nawet z najwierniejszymi fanami. Trzymał bezpieczny dystans, pozwalający skryć się za barierą sławy. Zupełnie inaczej niż jego druh Iggy Pop, znany z bezpośredniości i ekstrawertyzmu. W okresie gdy „super ja” Bowiego osiągnęło szczyt egotyzmu, a kokainowa dieta sprawiła, że znalazł się nad krawędzią, zwykł mawiać: „Jestem gwiazdą instant – dodaj wody i zamieszaj”.
David Bowie – NONKONFORMISTA
Bowie do perfekcji opanował sztukę zaskakiwania i szokowania opinii publicznej – nie tylko wyglądem, ale i kontrowersyjnymi wypowiedziami śmiało i celnie uderzał w konserwatywny styl życia. Zapewne nie wszystkie jego opinie były głęboko przemyślane, pewnie też niekoniecznie całkiem prawdziwe. Na pewno jednak robiły wrażenie i stanowiły nieodłączny sztafaż Bowiego.
W 1972 roku w wywiadzie dla magazynu „Melody Maker” z nadzwyczajną otwartością przyznał: „Jestem i zawsze byłem gejem”. I to w czasie, gdy w Wielkiej Brytanii homoseksualizm dopiero od kilku lat przestał podlegać karom, a „wychodzenie z szafy” nie należało do częstych zachowań publicznych. Było to też o tyle zaskakujące, że Bowie znany był z aktywnego zainteresowania heteroseksualnymi uciechami – wówczas od roku był także ojcem, a od dwóch mężem. Wkrótce zdystansował się od tamtego wywiadu, określając go jako zabieg autokreacyjny. Podtekst biseksualny pozostał jednak na długo nieodłączną częścią jego wizerunku.
Zresztą David nigdy nie ukrywał, że był częstym gościem klubów gejowskich, chętnie też pokazywał się w towarzystwie gwiazd homo- lub biseksualnych. Paradoksalnie, ruch gejowski w latach siedemdziesiątych miał Bowiemu za złe, że intencjonalnie wykorzystywał swoje prawdziwe lub udawane preferencje seksualne tylko jako narzędzie promocji. Rzeczywiście, Bowie był i jest w pełni świadomy siły mediów i umiejętnie podporządkowuje je własnym celom. Im mocniejszy nagłówek, tym lepiej. Zawsze znajdzie się coś bulwersującego i kontrowersyjnego, coś, czym można nakarmić potwora. Gdy seksualne konteksty przestały ekscytować masy, sięgnął do polityki i… wystrzelił z naprawdę dużego kalibru. W 1976 roku, w kolejnym szokującym wywiadzie dla brytyjskiej prasy muzycznej, oświadczył, że Anglia potrzebuje nowego Führera, a Hitler był pierwszą gwiazdą pop.
David Bowie – LIBERTYN
Bowie z upodobaniem korzystał ze wszelkich dobrodziejstw rewolucji obyczajowej, wraz z którą dojrzewał. W epoce, gdy wszystko było dozwolone, Bowie brylował z rozmachem, a jego swoboda seksualna idealnie wpisywała się w atmosferę lat siedemdziesiątych. Życie rodzinne Ziggy’ego Stardusta dostarczało tematów do pikantnych plotek. Angie i David, para niezwykle barwna, publicznie deklarowali otwartość swojego związku. Korowód kochanek i kochanków państwa Bowiech był imponujący. Eksperyment polegający na dość luźnym podejściu do dogmatów małżeństwa okazał się jednak nieudany i po kilku burzliwych latach doszło do rozstania. Bliskie relacje łączyły Davida z Romy Haag, sławnym transseksualistą berlińskim, gustował też w kobietach egzotycznych. Przez kilka lat romansował z Avą Cherry, seksowną czarną wokalistką; śliczna Azjatka Geeling Ng, która zagrała w teledysku do China Girl, w 1983 roku spędziła u boku Bowiego kilka miesięcy. Wraz z poznaniem w 1990 roku somalijskiej piękności, czyli modelki Iman, David zakończył żywot zblazowanego singla.
Ich związek został formalnie usankcjonowany spektakularnym ślubem we Florencji,