Remigiusz Mróz

Deniwelacja


Скачать книгу

lat?

      Skąd się wzięły? Kim były? W jaki sposób zmarły? I dlaczego nie miały żadnych obrażeń?

      Część odpowiedzi uzyska po skończonych sekcjach, ale miała wrażenie, że niektóre pytania pozostaną otwarte.

      Około siódmej zadzwoniła do Alicji Kempińskiej. Dziewczyna odebrała i chętnie wdała się w rozmowę. Stanowczo zbyt chętnie, biorąc pod uwagę porę, w której przeciętna nastolatka ma prawo być rozdrażniona. Szczególnie w środku tygodnia.

      Mogło to znaczyć, że ma coś do ukrycia. Równie dobrze mogło jednak dowodzić, że Alicja jest po prostu skora do pomocy.

      Na tyle, że zgodziła się na rozmowę przez Skype’a. Dla Dominiki było to absolutnie kluczowe – musiała widzieć dziewczynę, móc spojrzeć w jej oczy i przekonać się, czy nie ma w nich fałszywości.

      W napięciu czekała, aż na monitorze pojawi się obraz. Potem lekko uniosła kąciki ust w odpowiedzi na przyjazny uśmiech Alicji.

      – Za piętnaście minut muszę się zwijać, bo spóźnię się na pierwszą lekcję – oznajmiła dziewczyna.

      – Nie zajmę ci wiele czasu.

      Młoda pokiwała głową.

      – To jak mogę pani pomóc?

      – Relacjonując mi wszystko od początku.

      – Przecież wszystko już powiedziałam policjantom.

      – Wiem – przyznała Dominika. – I przekazali mi to co do słowa, ale wolałabym…

      – Usłyszeć to ode mnie.

      – Otóż to.

      – W porządku – odparła dziewczyna, a potem z niepokojem zerknęła na zegarek.

      Było w jej zachowaniu coś, co kazało Wadryś-Hansen mieć się na baczności. Może chodziło o to, że była nad wyraz uczynna? Nie, trudno było stwierdzić, co w jej przypadku jest normą, a co poza nią wykracza.

      Chodziło o coś innego.

      Brak emocji.

      Nie była przejęta, zdawała się bardziej martwić spóźnieniem na lekcję niż tym, że jej numer stał się przedmiotem zainteresowania zarówno policji, jak i prokuratury.

      Dominice przemknęło przez myśl, że to jedynie fasada. Gdyby dziewczyna rzeczywiście podchodziła do sprawy z taką obojętnością, nie byłaby tak skora do współpracy.

      Prokurator przyjrzała się jej, szukając jakiegokolwiek potwierdzenia swojej hipotezy. Bez skutku. Alicja zdawała się… na wskroś zwyczajna.

      – Kupiłam kartę, bo była promocja, a mój internet domowy to jakaś tragedia – mówiła. – Dostałam w pakiecie dwa giga, więc się opłacało. Dojechałam do końca limitu, a potem wyrzuciłam SIM.

      – Gdzie?

      – Do kosza na śmieci.

      – Na ulicy?

      – Nie, w domu.

      Czy możliwe było, że ktoś później odzyskał kartę ze śmietnika? Z pewnością. Szczególnie jeśli człowiek, który to zrobił, był tym samym, który dokonał zabójstw. Sprawca udowodnił, że nie ma oporów przed grzebaniem w odpadkach.

      – I tyle ją widziałam – dodała. – Nie pamiętam nawet numeru, który był do niej przypisany.

      – Korzystałaś z niej na swoim telefonie?

      – Tak.

      – Jak długo?

      – Dzień, może dwa… obejrzałam parę odcinków Narcos i limit mi się skończył. Widziała pani?

      – Tak – potwierdziła Dominika. – I muszę przyznać, że większą sympatią zapałałam do Escobara niż do organów ścigania.

      Alicja uśmiechnęła się lekko.

      – Ja też, chociaż ten kolumbijski agent, Javier…

      – To był Amerykanin z Teksasu. Członek DEA.

      – No – potwierdziła pod nosem Alicja. – W każdym razie niezły.

      Swobodna rozmowa kazała Wadryś-Hansen sądzić, że jej wcześniejsze przypuszczenia mogły okazać się słuszne. Dziewczyna zachowywała się zbyt nonszalancko.

      – Ale wróćmy do karty – powiedziała prokurator. – Wychodziłaś gdzieś, kiedy miałaś ją w telefonie?

      – Może… pewnie tak. Czemu pani pyta?

      – Będziemy sprawdzać lokalizację. To rutynowe działanie.

      – Aha.

      – A powiedz mi, czy…

      – W sumie nie jestem pewna, czy wychodziłam – przerwała jej dziewczyna, marszcząc czoło.

      Zbyt teatralnie, pomyślała Dominika.

      – Możliwe, że przed wyjściem włożyłam starą kartę. No bo po co miałabym chodzić z nową? Nikt by się do mnie nie dodzwonił.

      – No tak.

      – Ale nie kodowałam tego tak… no wie pani.

      – Wiem.

      Przez moment milczały. Dziewczynie mina nieco zrzedła, choć na dobrą sprawę nie było ku temu powodu.

      – Przypomnisz mi, gdzie kupiłaś tę kartę? – spytała Wadryś-Hansen.

      – Zamówiłam przez internet.

      – Dlaczego?

      – Jak to dlaczego?

      – Co cię do tego skłoniło?

      – Reklama na jakimś portalu. Było info, że jest darmowy starter, 4G LTE w prezencie…

      – Co to był za portal?

      Alicja znów popatrzyła na zegarek, tym razem bardziej nerwowo. Potem uciekła wzrokiem w bok, jakby spodziewała się, że któreś z rodziców zaraz upomni ją, że pora wychodzić. W mieszkaniu jednak panowała cisza.

      – Nie pamiętam – odparła po chwili.

      Wadryś-Hansen skinęła głową.

      – Używasz AdBlocka? – spytała.

      Zawahanie.

      Przy tak prostym pytaniu nie powinno mieć miejsca. A mimo to dziewczyna zamilkła na znacznie dłużej, niż powinna.

      – No… tak, używam, wiadomo. To nielegalne?

      – Nie, ale w takim razie nie powinnaś widzieć reklamy.

      Znów sekundowa cisza.

      – Widocznie musiała nie być na liście tych blokowanych.

      Mało prawdopodobne, uznała w duchu prokurator. Miała już właściwie wszystko, czego potrzebowała. Potwierdziła, że należy drążyć dopóty, dopóki nie trafi na coś konkretnego.

      – Przysłali ci SIM pocztą czy odbierałaś w salonie?

      – Odebrałam w salonie.

      – Którym?

      Podała adres, a potem oznajmiła, że musi już iść. Kiedy Dominika zapytała o to, kto wydawał jej starter, powiedziała, że jakiś chłopak – ale nie poznałaby go, gdyby musiała go wskazać. Tym samym sugerowała, że on także nie powinien jej pamiętać.

      Po rozmowie z dziewczyną Wadryś-Hansen uśmiechnęła się lekko. Wiedziała, jaki powinien być jej kolejny krok.

      Istniało niewiele powodów, dla których Alicja mogła kłamać. A jeden z nich wydawał się Dominice wielce prawdopodobny.