z mąki z ciecierzycy, i przyjrzeć się zdjęciu Ewy na tyle dokładnie, by poznać każdy szczegół.
Kiedy zjawiłem się w komendzie miejskiej przy Powolnego, na dobrą sprawę mogłem już opisać przyjmującemu mnie funkcjonariuszowi całą fotografię z pamięci. Ale nie musiałem. Weszliśmy na odpowiedni profil, a potem pokazałem mu zdjęcie. Przyglądał mu się długo, marszcząc czoło.
Podkomisarz Prokocki prowadził tę sprawę dziesięć lat temu. Spodziewałem się, że zobaczę w jego oczach błysk, który sprawi, że w końcu sam uwierzę w to, co widzę.
Policjant jednak sprawiał wrażenie, jakbym pokazał mu wizerunek anonimowej osoby.
– To normalne – odezwał się w końcu.
– Co?
– Że szuka pan w innych kobietach zaginionej narzeczonej.
Otworzyłem usta, ale nie zdołałem niczego z siebie wydusić. Kategoryczność w jego głosie zupełnie zbiła mnie z tropu. Prokocki oderwał wzrok od monitora, nabrał głęboko tchu i popatrzył na mnie ze współczuciem.
– Od tamtej pory nie związał się z pan z nikim, prawda? – zapytał.
– Nie, nie związałem. Ale co to ma do rzeczy?
– Wciąż jej panu brakuje, więc to naturalne, że…
– Chyba pan żartuje.
– Takie rzeczy się zdarzają.
Wymierzyłem palcem w monitor, jakbym miał kogoś oskarżać.
– Widzi pan to samo co ja?
– Widzę dziewczynę podobną do Ewy, panie Werner. To wszystko.
Przestąpiłem z nogi na nogę i rozejrzałem się bezradnie, jakby nagle mógł zjawić się tutaj ktoś, kto mi pomoże.
– Przecież to ona, do cholery – rzuciłem. – Nie widzi pan?
Znów zrobił wdech.
– Niestety nie mogę się z panem zgodzić – powiedział urzędowym tonem. – Owszem, jest pewne podobieństwo, ale…
– Wiem, jak wygląda moja narzeczona.
Podniósł się powoli, jakby bał się, że inaczej mnie urazi. Położył mi rękę na ramieniu, a potem zaczął powoli tłumaczyć, że wiedziałem, jak wyglądała dziesięć lat temu, i umysł płata mi teraz figle. Ciągnął przez kilka minut, a ja z każdym kolejnym zdaniem słuchałem go z coraz mniejszą uwagą.
Jego daleko idąca pewność, zdecydowanie w głosie i brak jakiejkolwiek gotowości do przyznania, że to choćby może być ona, podziałały na mnie niepokojąco.
– Oczywiście to sprawdzimy – zapewnił, prowadząc mnie do wyjścia. – Proszę nie mieć co do tego żadnych wątpliwości.
Owszem, wątpliwości nie miałem. Ale co do tego, że coś jest tutaj bardzo nie w porządku.
3
Byłem pewien, że powrót do domu przyniesie mi chociaż częściowe ukojenie. Działo się tak codziennie, kiedy zamykałem za sobą drzwi, a potem przekręcałem trzy porządne zamki.
Jeśli nie musiałem już nigdzie wychodzić, towarzyszyło mi wtedy niemalże poczucie upojenia. Jeśli jednak z jakiegoś powodu czekało mnie później wyjście, czułem niepokój i podenerwowanie.
Tego dnia moje cztery kąty miały podziałać na mnie uspokajająco. Stało się jednak inaczej – poczułem się jak obcy we własnym mieszkaniu. Wypełniłem je dźwiękami Rainbow, bo w przeciwieństwie do Blitza lubiłem raczej te kapele, których już od dawna nie było słychać.
Ręce mi się trzęsły, czułem się, jakbym miał gorączkę. Dopiero wtedy uświadomiłem sobie, jak bardzo jestem spocony. Chłodny T-shirt przylgnął mi do pleców, a po gorącej fali oblewającej ciało nie było śladu. Stając przed lustrem, niemal nie rozpoznałem swojego odbicia. Byłem trupio blady, a cienie pod oczami stały się jeszcze bardziej wydatne. Fryzura, którą i tak zazwyczaj miałem w nieładzie, przywodziła na myśl plątaninę kabli.
Opłukałem twarz zimną wodą, a potem otworzyłem piwo i usiadłem przed pecetem, którego własnoręcznie złożyłem, zaoszczędzając dzięki temu kilka stów. Odpaliłem najnowszą odsłonę Elder Scrolls, po czym sięgnąłem po telefon – tylko po to, żeby go wyłączyć.
Musiałem zniknąć ze świata. Teraz, póki jeszcze kompletnie nie zwariowałem. Nie było sensu katować się, odświeżając ten sam post na Facebooku lub czekając, aż Phil Braddy odpisze.
Czekałem dziesięć lat. Mogłem poczekać jeszcze trochę, ale musiałem się uspokoić.
Blitzer jednak nie dał mi okazji. Ledwo podniosłem smartfon, roześmiana twarz mojego przyjaciela pojawiła się na wyświetlaczu, a z głośnika popłynęły dźwięki standardowego dzwonka. Zdjęcie Blitz zrobił sobie sam, lata temu, kiedy jeszcze pracowałem w Highlanderze.
Tak, byłem jedną z tych osób, które przy zmianie telefonu przenoszą wszystkie zdjęcia na nowy. Teraz nie wiązało się to z większymi trudnościami, ale kiedyś przejście z pierwszego sony ericssona z aparatem na nową nokię było dość problematyczne.
Zatrzymałem Elder Scrolls i przesunąłem palcem po ekranie.
– Nie dzwonisz w dobrym momencie – powitałem go.
– Widziałeś? – rzucił nerwowo i odkaszlnął. – Nie, nie widziałeś, inaczej nie zacząłbyś rozmowy w ten sposób.
– Czy co widziałem?
– Nowy post na spotted.
Szybko wyłączyłem grę, jakby od prędkości, z jaką to zrobię, zależało moje życie. Włączyłem przeglądarkę i szybko odświeżyłem stronę. Rzeczywiście, pojawił się nowy wpis od Phila Braddy’ego.
„Może dzięki temu zdjęciu ktoś ją pozna” – napisał po angielsku i dołączył link do poprzedniego posta.
Patrzyłem na fotografię, ale zdawało mi się, jakbym spozierał wprost w portal prowadzący do alternatywnej rzeczywistości. Znałem to zdjęcie doskonale. Było dla mnie wyjątkowe.
– Jesteś tam? – spytał Blitzer.
Próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie potrafiłem.
– Werner!
– Je… jestem.
– To na tysiąc procent ona – ocenił. – Zresztą stoi chyba gdzieś na Krakowskiej, niedaleko Baby na Byku. I jest o dobre kilka lat młodsza.
– O dziesięć… – jęknąłem.
– Co?
– Sam zrobiłem to zdjęcie.
– Jak to? Kiedy? Gdzie?
– Na kilka dni przed tym, jak zaginęła, ale… Blitzkrieg…
– No?
– Nigdy nikomu go nie pokazywałem. Nigdy go nie wrzucałem do sieci, nigdy nawet nikomu nie mówiłem, że je mam…
– Co? Dlaczego?
– Nie wiem – odparłem, gorączkowo pocierając głowę. – Chyba chciałem mieć coś tylko dla siebie, coś wyłącznie mojego, bo…
– Mniejsza z tym – uciął. – Skąd Brytol ma to zdjęcie?
– Nie mam pojęcia.
Nie potrafiłem wyobrazić sobie scenariusza, dzięki któremu Phil Braddy miałby zdobyć zdjęcie. To zdjęcie. Moje zdjęcie.
Wszystkie możliwe wyjaśnienia były na wskroś