nazwisko pułkownika, który kręci tym interesem. A to tylko wierzchołek góry lodowej.
Norin spojrzał na pierwsze nazwiska i natychmiast sięgnął po papierosa. Jesiotr podał mu ogień. Otworzył nową butelkę. Tym razem prokurator nie protestował.
– Znasz? – Pawłowski się uśmiechnął. – Pułkownik Tadeusz Otto, szef pierwszego departamentu. Jego figurant to Ryszard Domin, polonijny biznesmen z Chicago, ksywa Pastuch lub Kałboj, choć oczywiście za żadną nie przepada. Przedstawia się pieszczotliwie: dla przyjaciół Rychu. Wszak wszystkie Ryśki to fajne chłopaki. Domin zaczynał od firmy poligraficznej, na którą dostał bezzwrotną pożyczkę od resortu. Był wielce oddany Solidarności, prawdziwy mecenas patriota. Dostarczał opozycji tusz i papier do powielaczy. Maszyna, na której wydrukowano pierwszą wolną gazetę, pochodziła od niego. Wcześniej finansował druk niektórych publikacji, to znaczy resort mu to zlecał. Nawet go chyba popisowo internowali. Po transformacji przerzucili go do kontrwywiadu i skierowali do Kanady. Teraz już działał w branży farmaceutycznej. Moi kumple z BEA obstawiają, że został w pewnym momencie przewerbowany. Może Amerykanie, może KGB? Moim zdaniem jednak GRU. Wojsko masz w trzeciej części dosyć dobrze nakreślone. Choć na ten moment jestem za krótki, żeby cokolwiek wykluczyć. A pułkownik Tadeusz Otto? Nasz stary znajomek i człowiek byłego ministra. To on trzęsie polską policją. Zza winkla, rzecz jasna. Po latach w SB umie się to robić bez afiszowania. Na jego wniosek powołano młodego z drogówki. Komendant Leki nie cieszył się długo stanowiskiem. Marzyła mu się autonomia, więc go odwołali. Tak wyglądają te nominacje. Otto z brygadą rozstawiają pionki na szachownicy. Twoi partnerzy do walki z mafią to zwykli figuranci esbeków.
– Chyba fantazja cię ponosi.
– Myśl sobie, co chcesz, Norin – zniecierpliwił się Jesiotr. – Siedzisz w tym, będziesz prokuratorem, bo w kosmos cię nie wystrzelą, a oni dobrze wiedzą, na czym ci zależy. Możesz sobie nosić ortalionową kurteczkę i być nieprzemakalny. Na każdego znajdzie się hak. Ty masz rodzinę.
– To groźba?
– Ostrzeżenie. Człowieku, nie trzeba być agentem, żeby widzieć gołym okiem, jak cię złamać. I już nie pierdol, bo wiesz dobrze, o czym mówię. Mała Ania, najdroższa Renata. Kochasz je obie nad życie. To wystarczy.
Norin odsunął zagraniczną flaszkę Jesiotra. Postawił na stole zwykłą czystą.
– Mam już dosyć tych perfum – rzucił rozzłoszczony, po czym ruszył do kuchni po nową paczkę papierosów i czyste kieliszki. Rozlał zamaszyście, aż kilka kropel spadło na dokumenty.
– Ja się nie boję – zapewnił i zaraz dodał: – To też powinni wiedzieć, skoro tak dobrze mnie znają. I nie mam sobie nic do zarzucenia. Nawet żony nigdy nie zdradziłem, a okazji nie brakowało.
– Wiem, stary. – Jesiotr odetchnął z ulgą. Wreszcie się zgadzali. I choć prokurator tego nie mówił, zdawał sobie sprawę z zagrożenia. Było realne. To dobrze wróżyło dalszej rozmowie. – Wracając do Domina. Na zewnątrz kreacja jest idealna. Mucha nie siada. Po prostu złote dziecko biznesu, czego się tknął, robił z tego miliony.
– Takich jak on jest cała lista. Tygodnik „Naprzód” co roku publikuje na swoich łamach ich oświadczenia majątkowe – wtrącił znudzony prokurator.
– Wiadomo. Każdy z nich, jak jeden mąż, to ten sam typ. TW, uchol albo figurant. Dziś w kraju nie ma innych pieniędzy niż te zagrabione w czasie komuny przy pomocy służb. Zresztą to ludzie z byłego resortu pociągają za sznurki. Domin i jemu podobni to wyłącznie figuranci. Mają dobrą legendę, ale dają twarz. W razie draki jakiś pułkownik Otto zawsze wyciągnie ich z opresji. Sprawdź sobie KRS największej polskiej fabryki jogurtów i koniecznie zerknij na nazwiska członków zarządu.
– Znów Otto?
Jesiotr skinął głową.
– Figurował do ubiegłego roku. Teraz nie ma po nim śladu. Robi oszałamiającą karierę polityczną. Za kilka lat wszystko wyczyści gumka myszka. Nikt się do niego nie dokopie i niczego mu nie udowodnią. Choćby nikłego powiązania. Nie wiem, kogo podstawią na jego miejsce. Teraz jest jakiś no name, chyba rodzina ze strony żony. Leszek Grabowski. Figurant, na moje oko. Ma dwadzieścia dwa lata i nawet się tam nie pojawia, sprawdziłem.
– Słup – podsumował Norin.
– Razem z twoim Kurczakiem i siostrą Pochłaniacza – dodał ochoczo Jesiotr. – W zarządzie masz też młodego Moro. Nie tego pajaca dewelopera, co zbratał się ze Słoniem, ale Anatola, dawnego TW Otta. I tutaj zagadka. Jakim sposobem Tolek, syn rybaka, a dziś jeden z najbogatszych Polaków, zdobył nowatorski system komputerowy i nabił kabzę na sprzedaży oprogramowania dla państwowych spółek? Skąd miał pieniądze na franczyzę od Japońców? Oni wszyscy mają doskonałe pomysły, ale cynk i pierwszą kasę dała im Polska Ludowa, a raczej bezrobotna bezpieka, która hula dziś w biznesie jak doświadczona kurwa na rurze. Tym sposobem dochodzimy do twojego podwórka. Zerknij na listę członków zarządu pierwszej polskiej komercyjnej telewizji. Weźmy pierwszy przykład z brzegu: pułkownik Bronek Zawisza, który działał jeszcze w FOZZ-ie. Co ty myślisz, przypadek? Teraz zakłada banki. Wpuszcza do Polski Portugalczyków. A dlaczego? Bo z nimi pracował w wywiadzie wojskowym. Sprywatyzują zaraz nasz największy państwowy bank. Będą nam, kurwa, drukowali pieniądze! A pamiętasz panią sędzię, gwiazdę procesów mafijnych? Wkrótce będzie szefem Trybunału Konstytucyjnego. Ma to obiecane. Są przecieki, że szykują ją na ministra. Wspomnisz moje słowa. Wiesz, jak zaczynała? W Przemyślu Otto wziął ją na stopa.
– Autostop raczej nie jest zakazany.
– Wiedzieli, że miała tam matkę. Wiedzieli, że jeździła okazją, bo do jej wioski pekaes dociera tylko dwa razy dziennie, a musiała być w pracy następnego dnia. Otto przejeżdżał nieprzypadkowo. Ustawili to. Wiem to na stówę.
– To nadal nie nosi cech przestępstwa.
– Może ona faktycznie wierzy w ich idee. – Jesiotr zaperzył się, jakby musiał wyjaśniać dorosłemu człowiekowi rzeczy oczywiste. – Może i nie zdaje sobie sprawy, jak sugerujesz, choć wątpię. Odpowiedni ludzie przy władzy ciągną swoich. A ci, którzy faktycznie pociągają za sznurki, nie śpieszą się na parnas na Wiejską. Wolą działać z ukrycia.
– Tak było i za Cesarstwa Rzymskiego.
– Nie bredź mi tu o Agrypinie, Daruś. Mam rację. Wiesz lepiej ode mnie, jak działa ten układ. I choć teraz zaprzeczasz, to doskonale rozumiesz. Pod takimi ludźmi robisz. To sitwa. Jesteś członkiem polskiej mafii, chłopie. Tego gangu nie stworzyły luki prawne ani grupka gości z bejsbolami, która zapragnęła władzy. Starzy bandyci za komuny byli ucholami esbecji, korzystali z tych kontaktów całe dziesięciolecia, wykształcili młodych, zbudowali imperium. Ale to nie ich ziemia, tylko agenciaków, którzy kiedyś służyli za przykrywki firm polonijnych, a teraz, gdy czasy się zmieniły, przychodzą do swoich prowadzących po zaległe wierzytelności. Młodzi nic jeszcze nie rozumieją. Nie minęła nawet dekada. Ludzie mają swoje sklepy, iluzję dobrego życia, kwitnie komercja, której nasi ojcowie, ba, dziadkowie nie doświadczali. Zachłysnęliśmy się komfortem. Uwierzyliśmy, że my też możemy zbudować małą Amerykę, jeśli będziemy cicho. Tylko że nie każdy zrobi biznes, a tylko ci, którzy mają dostęp do danych i kapitału. Danych wciąż dostarcza bezpieka. Kasę poniekąd też. Rękoma twojej braci z gangów. A co będzie za dwadzieścia lat? System się utrwali. Niemcy, po nauczce z Adolfem, wyczyścili swój gnój. U nas w stajni położono perskie dywany. Tyle że namakają gównem i kurewsko śmierdzą.
– Jezu, Jureczku, już nie mieszaj do tego wojen. Zapędzasz się – jęknął umęczony Norin. – Do puenty. Nie musisz mi tutaj robić lekcji historii. Sam wiem, jak było. Jestem od ciebie starszy.
– Może