Remigiusz Mróz

Kontratyp. Joanna Chyłka. Tom 8


Скачать книгу

kiedy się obudził, okazało się, że w chałupie nie ma żadnych portretów. Jedynie okna.

      Joanna uśmiechnęła się lekko, a potem teatralnie obróciła w kierunku okna.

      – Zobaczyłeś tam jakąś postać, Lemurze?

      Właściwie od kiedy wyszły Pingwiny z Madagaskaru, Chyłka nie zwracała się do Juliana w inny sposób. Zbywała usilne apele siostry milczeniem i udawała, że nie widzi pełnego dezaprobaty wzroku Brencza.

      – Nie – odparł gospodarz. – Zamyśliłem się.

      – Ta sprawa z Annapurny nie daje mu spokoju – dodała Magdalena.

      – Jaka znowu sprawa?

      Siostra Chyłki spojrzała na gości, jakby przybyli tutaj z innego świata.

      – Nic nie wiecie?

      Oboje pokręcili głowami, a Joanna nalała sobie do kieliszka grenadyny.

      – Wiadomość gruchnęła zaraz przed waszym przyjazdem, musieliście coś słyszeć w radiu – dodała Magdalena.

      – Radio w iks piątce łapie tylko pasmo sześciuset sześćdziesięciu sześciu herców – odbąknął Kordian. – A jedynym głosem na tych falach jest Bruce.

      – No tak.

      – Co to za sprawa? – włączyła się Chyłka.

      – Troje polskich wspinaczy…

      – Zaginęło w Himalajach jakiś czas temu, tak, tak. Ratownicy znaleźli tylko przysypane śniegiem liny – przerwała mu prawniczka. – Tyle wiem. Pytam o konkrety.

      O sprawie trojga wspinaczy słyszał każdy, a kilka tygodni temu poszukiwaniami zdawała się żyć cała Polska. Dopóki istniała nadzieja, że himalaistów da się uratować, medialny cyrk się nakręcał – kiedy ta znikła, wraz z nią rozpłynęło się także zainteresowanie. Wystarczyło, by guru polskiego alpinizmu i jeden z autorytetów medycznych oznajmili, że prawdopodobieństwo odnalezienia himalaistów żywych równa się zeru.

      Kordiana i Chyłkę cała ta sprawa ominęła. Mieli w tym czasie swoje problemy, a właściwie całe ich naręcze. Wciąż czekali na wyniki badań mające przesądzić, czy Joanna jest nosicielką retrowirusa mogącego powodować białaczkę lub chłoniaka. W kancelarii nadal wrzało po śmierci jednego z imiennych partnerów. Oryński wracał do siebie po wyjściu z więzienia i przygotowywał się do kolejnego egzaminu adwokackiego. Oboje skupiali się przede wszystkim na tym, by na nowo ułożyć sobie życie.

      – Znaleźli ciała? – odezwał się Oryński.

      – Ciała? – zapytał Julian. – Nie, nie. Znaleźli Klarę.

      – Kabelis? Żywą? Po takim czasie?

      – Też bym pewnie nie uwierzył, gdyby nie to, że pokazali nagranie z granicy nepalsko-tybetańskiej, na której zatrzymali ją pogranicznicy.

      Chyłka i Kordian wymienili się niepewnymi spojrzeniami. Jako jedni z nielicznych orientowali się w temacie tylko oględnie – czego Joanna nie mogła powiedzieć o swoim szwagrze. Julian nie dość, że był pasjonatem alpinizmu, to sam także amatorsko się wspinał. O ile jej pamięć nie myliła, swego czasu odbył nawet trekking wokół Annapurny.

      – Wygląda na to, że dziewczyna nie tylko przeżyła, ale ma się całkiem nieźle. Wizualnie nie było widać żadnych odmrożeń, choć…

      – Jakim cudem przeżyła? – wpadła mu w słowo Joanna.

      – Nie wiadomo. Ale jest już w drodze do kraju.

      W jego głosie brakowało entuzjazmu, który wydawał się całkowicie na miejscu. Dopiero teraz Chyłka uświadomiła sobie, że Julian właściwie przez cały wieczór był osowiały.

      – Co jest nie tak? – zapytała, mrużąc oczy.

      Brencz potrząsnął głową, jakby chciał zasugerować, że są lepsze tematy, o których mogą porozmawiać przy tak rzadko nadarzającej się okazji. Joanna była jednak innego zdania.

      – Mów, Lemurze.

      – Z Nepalu dochodzą sprzeczne informacje – włączyła się Magdalena.

      – Jakie?

      – Klara najwyraźniej nie wyjaśniła jeszcze nikomu, co się z nią działo. I nie wspomniała słowem o tym, co spotkało dwóch pozostałych wspinaczy.

      – W dodatku znaleziono przy niej ich rzeczy – dodał Brencz. – I bynajmniej nie potraktowano jej tak, jak zazwyczaj, kiedy dochodzi do nielegalnego przekroczenia granicy.

      – Próbowała przedostać się do Tybetu na krzywy ryj? – spytała Chyłka.

      – Najwyraźniej.

      – Czemu miałaby to robić?

      Julian wzruszył ramionami, a potem zaczął przybliżać im meandry podróżowania w Tybecie. Joanna wyłapała jedynie tyle, że należało wynająć agencję, uzyskać zezwolenie, przedstawić plan podróży i zapewnić, że ma się zarówno samochód, kierowcę, jak i przewodnika.

      – Normalnie zajmuje to od sześciu do ośmiu miesięcy – ciągnął Brencz. – Może jej się spieszyło.

      – Albo chciała się ukryć – podsunął Oryński. – I nie zostawiać za sobą całego korowodu poszlak.

      Chyłka uniosła rękę, skupiając na sobie wzrok zebranych, a potem wymierzyła palcem w Juliana.

      – Mówiłeś, że nie potraktowano jej normalnie. To znaczy?

      – Zazwyczaj takiego delikwenta po prostu się deportuje. Chwilę siedzi w areszcie, pokrywa koszty związane z zatrzymaniem, a potem zajmuje się nim ambasada. Dostaje zakaz wjazdu do Chin, i tyle.

      – W przypadku Klary było inaczej? – włączył się Kordian.

      – Podobno nie trafiła do ambasady, mimo że nasz konsul o wszystkim wie.

      – I? – drążyła Joanna.

      Magdalena pociągnęła ostatni łyk wina i odstawiła pusty kieliszek na stół.

      – Podobno zatrzymano ją na prośbę naszej prokuratury – powiedziała.

      – Ale to niepotwierdzone informacje – dorzucił Brencz.

      – Niepotwierdzone oficjalnie. Dobrze wiesz, że to kwestia czasu.

      Oboje zdawali się co do tego absolutnie przekonani. W dodatku sprawiali wrażenie, jakby cały wieczór tylko czekali na to, by podjąć wyjątkowo elektryzujący ich temat.

      Chyłka specjalnie im się nie dziwiła. Wystarczyło znikome zainteresowanie górami, by nie móc oderwać nosa od telewizora, kiedy działo się w nich coś wykraczającego poza normę.

      Wskazała ponadpięćdziesięciocalowy ekran i nie musiała dodawać nic więcej, by Julian włączył TVN24. Przez chwilę wszyscy milczeli, skupiając się jedynie na słowach prezenterki.

      Potwierdzono, że Klara Kabelis została zatrzymana na prośbę polskich organów ścigania i po wydaniu zgody przez nepalski wymiar sprawiedliwości zostanie przetransportowana do kraju.

      Szczegółów wciąż było niewiele, prokuratura dopiero miała wydać oficjalne oświadczenie. Jasne było jednak, że po pierwszym wybuchu optymizmu spowodowanego odnalezieniem alpinistki, teraz reporterzy się mitygowali.

      – Ta pani ich zakatrupiła – rozległ się dziewczęcy głos, który sprawił, że wszyscy oderwali wzrok od telewizora i przenieśli go na schody.

      Sześcioletnia córka Brenczów dotychczas nie opuszczała swojego pokoju na piętrze, najwyraźniej nie czując potrzeby, by poznać nowego chłopaka ciotki. Chyłka