Leila Slimani

Kołysanka


Скачать книгу

którym wracała do domu, Myriam niecierpliwiła się jak zakochana. Nie widziała dzieci przez cały tydzień i obiecała sobie, że tego wieczoru cała się im poświęci. Razem wskoczą do dużego łóżka. Będzie je łaskotać, całować, przytulać do siebie, aż je udusi. Aż zaczną się wyrywać.

      Schowana za drzwiami do łazienki, patrzy na nie i bierze głęboki wdech. Czuje nieprzepartą potrzebę, by żywić się ich skórą, całować małe rączki, słyszeć, jak cienkie głosiki wołają do niej „mamo”. Nagle stwierdza, że jest sentymentalna. To efekt macierzyństwa. Macierzyństwo sprawia, że nieraz robi się trochę naiwna. W rzeczach banalnych widzi coś wyjątkowego. Łatwo się wzrusza.

      Przez cały tydzień wracała późno do domu, kiedy dzieci już spały. Po wyjściu Louise zdarzało się jej kłaść koło Mili, w jej małym łóżeczku, i wdychać cudowny zapach włosów córki, chemiczny zapach truskawkowych cukierków. Tego wieczoru pozwoli im robić to, co zwykle jest zabronione. Będą jedli pod kołdrą kanapki z masłem solonym i z czekoladą. Będą oglądali bajki i zasną późno przytuleni do siebie. W nocy dzieci będą ją kopać w twarz, a ona będzie źle spała, bojąc się, że Adam spadnie.

      Dzieci wychodzą z wody i na golasa biegną, by rzucić się w ramiona matki. Louise zaczyna sprzątać łazienkę. Gdy myje gąbką wannę, Myriam mówi do niej:

      – Niech pani da spokój, nie warto zawracać sobie tym głowy. Już późno. Może pani wracać do domu. Pewnie miała pani ciężki dzień.

      Louise udaje, że nie słyszy, i kucając, dalej czyści brzegi wanny i układa zabawki rozrzucone przez dzieci.

      Potem składa ręczniki. Opróżnia pralkę i ścieli dzieciom łóżka. Chowa gąbkę do szafki w kuchni i wyjmuje rondel, który stawia na kuchence. Bezradna Myriam patrzy, jak się krząta. Próbuje ją przekonać:

      – Dam sobie radę, zapewniam panią.

      Chce wyjąć jej rondel z rąk, ale Louise ściska rączkę. Łagodnie odpycha Myriam.

      – Niech pani odpocznie – mówi. – Pewnie jest pani zmęczona. Niech się pani pobawi z dziećmi, a ja przygotuję im kolację. Nawet pani nie zauważy, że tu jestem.

      I to prawda. W miarę upływu czasu Louise doprowadza do perfekcji umiejętność bycia jednocześnie niewidoczną i niezbędną. Myriam już do niej nie dzwoni, by uprzedzić, że będzie później, a Mila nie pyta już, kiedy mama wróci. Louise jest na miejscu, niosąc całą tę delikatną konstrukcję na swoich wątłych barkach. Myriam zgadza się, by jej matkowała. Codziennie zostawia wdzięcznej Louise więcej zadań. Niania jest jak te osoby, które w teatrze zmieniają w ciemności dekoracje na scenie. Podnoszą tapczan, przesuwają jedną ręką kolumnę z kartonu, kawałek ściany. Louise krząta się za kulisami, dyskretna i potężna. To ona trzyma niewidzialne nici, bez których magia nie zadziała. Jest Wisznu, zazdrosnym opiekuńczym bóstwem żywicielem. Jest wilczycą, z której wymion piją, niezawodnym źródłem ich rodzinnego szczęścia.

      Patrzy się na nią i nie widzi się jej. Zawsze jest blisko, ale nie należy do bliskich. Przychodzi coraz wcześniej, wychodzi coraz później. Pewnego ranka, wychodząc spod prysznica, naga Myriam staje twarzą w twarz z nianią, która nawet nie mrugnie. – „Co ją obchodzi moje ciało? – uspokaja się Myriam. – Po prostu nie jest pruderyjna”.

      Louise zachęca ich, by wychodzili wieczorami.

      – Z młodości trzeba korzystać – powtarza jak automat.

      Myriam słucha jej rad. Uważa, że Louise jest rozsądna i życzliwa. Pewnego wieczoru Paul i Myriam idą na imprezę do muzyka, którego Paul niedawno poznał. Odbywa się w szóstej dzielnicy w mieszkaniu przerobionym ze strychu. Salon jest maleńki, sufit niski, panuje ścisk. I bardzo wesoła atmosfera, wkrótce wszyscy zaczynają tańczyć. Żona muzyka, wysoka blondyna z ustami pomalowanymi szminką w kolorze fuksji, podaje skręty i leje wódkę do zmrożonych kieliszków. Myriam rozmawia z ludźmi, których nie zna, ale śmieje się z nimi na całe gardło. Spędza godzinę w kuchni, siedząc na ladzie. O trzeciej w nocy goście skarżą się, że są głodni, i piękna blondyna robi im omlet z grzybami, który jedzą pochyleni nad kuchenką, dzwoniąc widelcami.

      Gdy koło czwartej rano Myriam i Paul wracają do domu, Louise śpi na kanapie z podkurczonymi nogami. Paul delikatnie przykrywa ją kocem.

      – Nie budźmy jej. Wygląda tak spokojnie.

      I Louise zaczyna u nich sypiać raz, dwa razy w tygodniu. Nigdy nie zostało to jasno powiedziane, nie rozmawiają o tym, ale Louise cierpliwie wije sobie gniazdko w ich mieszkaniu.

      Paula czasem niepokoją te wydłużające się godziny pracy.

      – Nie chciałbym, żeby nas któregoś dnia oskarżyła, że ją wykorzystujemy.

      Myriam obiecuje, że zrobi z tym porządek. Ona, taka rygorystyczna, taka uczciwa, ma do siebie pretensje, że nie zajęła się tym wcześniej. Porozmawia z Louise, wszystko wyjaśni. Czuje się jednocześnie skrępowana, a w głębi duszy szczęśliwa, że Louise bierze na siebie prace domowe, że robi to, o co nigdy jej nie prosiła. Myriam bez przerwy ją przeprasza. Gdy wraca późno, mówi: „Przepraszam, że nadużywam pani uprzejmości”. A Louise zawsze odpowiada: „Od tego jestem, niech się pani nie martwi”.

      Myriam często daje jej prezenty. Kolczyki, które kupuje w niedrogim sklepie przy wyjściu z metra. Ciasto pomarańczowe, jedyne, za którym Louise przepada. Daje jej ubrania, których już nie nosi, a przecież przez długi czas sądziła, że jest w tym coś upokarzającego. Myriam robi wszystko, by nie zranić Louise, by nie wzbudzić w niej zazdrości ani nie wyrządzić jej przykrości. Kiedy kupi coś dla siebie bądź dla dzieci, chowa nowe ubrania do starej płóciennej torby i wyjmuje je dopiero po wyjściu Louise. Paul podziwia ją za tyle taktu.

      Конец ознакомительного фрагмента.

      Текст предоставлен ООО «ЛитРес».

      Прочитайте эту книгу целиком, купив полную легальную версию на ЛитРес.

      Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.

iVBORw0KGgoAAAANSUhEUgAAAbsAAAK8CAIAAAD55oZsAAAAAXNSR0IArs4c6QAAAARnQU1BAACxjwv8YQUAAAAJcEhZcwAADsMAAA7DAcdvqGQAAJ7bSURBVHhe7Z0FgFbF2sf97vV67RbsxO7uQlGvjYidIKCgiIVgIIpYIAIKkoKK0ijd3d2xdC+wxLLd+/3mPO8OL7vLckBAwP/vvvc4Z+aZZ+Kc+Z9n3lgOyBVCCBEOKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCBEWKaYQQoRFiimEEGGRYgohRFikmEIIERYpphBChEWKKYQQYZFiCiFEWKSYQggRFimmEEKERYophBBhkWIKIURYpJhCCB