E L James

Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana


Скачать книгу

pytam, kciukiem muskając jej rękę. Jej oddech przyśpiesza.

      – Dobrze. A tobie?

      – Dobrze, dziękuję. – Tak. Naprawdę dobrze. Dzisiaj pracowałem więcej niż przez cały miniony tydzień. Całuję jej dłoń, ponieważ to jej powinienem za to dziękować. – Wyglądasz prześlicznie.

      – Ty też.

      Och, maleńka. To tylko ładna buźka.

      A skoro już o tym mowa…

      – Ten twój szef, Jack Hyde, zna się na swojej pracy?

      Ana marszczy czoło, a ja mam ochotę pocałować ją w urocze v nad nasadą nosa.

      – Dlaczego? Chodzi o te wasze zawody w sikaniu?

      – Ten facet marzy, żeby ci się dobrać do majtek, Anastasio – ostrzegam ją, starając się mówić możliwie jak najbardziej neutralnym tonem.

      Wygląda na zszokowaną. Rany, jest taka niewinna. Dla mnie było to oczywiste, podobnie jak dla każdego w barze, kto patrzył.

      – Cóż, niech sobie chce do woli – mówi wyniośle. – Dlaczego w ogóle prowadzimy tę rozmowę? Wiesz, że on mnie nie interesuje. Jest tylko moim szefem.

      – I o to właśnie chodzi. Chce tego, co należy do mnie. Muszę wiedzieć, czy jest dobry w tym, co robi. – Bo jeśli nie, z miejsca wywalę tę jego nędzną dupę na bruk.

      Wzrusza ramionami i spuszcza wzrok.

      Co jest? Już próbował?

      Ana mówi, że wydaje się jej, że zna się na swojej robocie, ale brzmi to tak, jakby próbowała przekonać samą siebie.

      – Lepiej dla niego, żeby cię zostawił w spokoju, albo zanim się zorientuje, wyląduje na ulicy.

      – Och, Christianie, dlaczego tak mówisz? Nie zrobił niczego złego.

      Czemu tak marszczy czoło? Wprawił ją w zakłopotanie? Mów do mnie, Ano. Proszę.

      – Jeśli będzie czegoś próbował, od razu mi powiedz. To się nazywa podłością albo molestowaniem seksualnym.

      – Przecież to był tylko drink po pracy.

      – Mówię poważnie. Jeden ruch i wylatuje.

      – Nie masz takiej władzy – mówi z drwiną. Ale nagle jej uśmiech blednie i Ana spogląda na mnie sceptycznie. – Prawda, Christianie?

      A właśnie, że mam. Uśmiecham się do niej.

      – Kupujesz tę firmę? – pyta szeptem, przerażona.

      – Niezupełnie.

      Nie spodziewałem się takiej reakcji ani kierunku, w jakim zmierza ta rozmowa.

      – Kupiłeś SIP. Już to zrobiłeś. – Blednie.

      Chryste! Jest wkurzona.

      – Być może – odpowiadam ostrożnie.

      – Tak czy nie? – nie daje za wygraną.

      Czas na przedstawienie. No dalej, Grey. Powiedz jej.

      – Tak.

      – Dlaczego? – Głos jej drży.

      – Ponieważ mogę, Anastasio. Muszę ci zapewnić bezpieczeństwo.

      – Ale obiecałeś, że nie będziesz ingerował w moją pracę!

      – Bo nie będę.

      Wyrywa rękę.

      – Christianie!

      Niech to szlag.

      – Jesteś na mnie zła?

      – Tak. Oczywiście, że jestem – krzyczy. – Jaki szanujący się właściciel znaczącej firmy może podejmować decyzje, kierując się tym, z kim się akurat pieprzy? – zerka nerwowo na Taylora, potem przenosi na mnie oskarżycielski wzrok.

      Ja też mam ochotę zrugać ją za niewyparzoną buzię i przesadną reakcję, jednak dochodzę do wniosku, że to nie jest najlepszy pomysł. Wykrzywia usta w naburmuszonym, gniewnym grymasie, który znam aż za dobrze… Ale za nim też tęskniłem.

      Zniesmaczona krzyżuje ramiona.

      Kurwa.

      Jest naprawdę wściekła.

      Odwzajemniam jej spojrzenie, nie pragnąc niczego więcej, jak przełożyć ją przez kolano – niestety, akurat to nie wchodzi w grę.

      Do cholery, przecież zrobiłem tylko to, co uznałem za najlepsze.

      Taylor zatrzymuje się przed jej domem i mam wrażenie, że zanim stanął na dobre, ona wyskakuje z auta.

      Do diabła.

      – Myślę, że powinieneś zaczekać – zwracam się do Taylora i gramolę się za nią.

      Wygląda na to, że wieczór może przybrać zupełnie inny obrót niż ten, który sobie zaplanowałem. Jest wielce prawdopodobne, że właśnie wszystko schrzaniłem.

      Doganiam ją przy drzwiach wejściowych, gdzie grzebie w torebce w poszukiwaniu kluczy. Bezradnie stoję za nią.

      Co robić?

      – Anastasio – odzywam się błagalnie, próbując zachować spokój.

      Wzdycha z przesadą i obraca się do mnie z ustami zaciśniętymi w wąską kreskę.

      Nawiązuję do naszej rozmowy w samochodzie i staram się obrócić wszystko w żart.

      – Po pierwsze, nie pieprzyłem cię już od jakiegoś czasu – i to dość długiego, jak mi się zdaje – a po drugie, i tak chciałem wejść w przemysł wydawniczy. Z czterech firm w Seattle SIP przynosi największe zyski. – Dalej plotę w ten sposób, ale tak naprawdę chcę powiedzieć: Proszę, nie kłóć się ze mną.

      – Więc teraz jesteś moim szefem – warczy.

      – Z technicznego punktu widzenia jestem szefem szefa twojego szefa.

      – Z technicznego punktu widzenia jest to po prostu podłość – fakt, że pieprzę się z szefem szefa mojego szefa.

      – W tej chwili się z nim kłócisz – podnoszę głos.

      – Dlatego, że wyjątkowy z niego osioł!

      Osioł. Osioł!

      Przezywa mnie! Pozwalam na to wyłącznie Mii i Eliotowi.

      – Osioł? – Tak. Może nim jestem. I nagle chce mi się śmiać. Anastasia nazwała mnie osłem. Elliot byłby zachwycony.

      – Tak. – Bardzo chce być dalej na mnie zła, ale kąciki jej ust już zaczynają się podnosić. – Nie rozśmieszaj mnie, kiedy jestem na ciebie zła! – krzyczy, za wszelką cenę starając się zachować powagę.

      Uśmiecham się do niej najbardziej czarująco, jak potrafię, a ona wybucha niepowstrzymanym, spontanicznym śmiechem. Mam wrażenie, że na jego dźwięk przybył mi metr wzrostu.

      Sukces!

      – To, że się głupkowato uśmiecham, wcale nie znaczy, że nie jestem cholernie na ciebie wściekła – mówi, nie przestając chichotać.

      Nachylam się i muskam nosem jej włosy, wdychając ich zapach. Zapach i to, że stoi tak blisko, pobudza moje libido. Pragnę jej.

      – Jak zawsze nieprzewidywalna, panno Steele. – Patrzę na nią, rozkoszując się jej zarumienioną twarzą i błyszczącymi oczami. Jest piękna. – To jak, zaprosisz mnie do siebie, czy też mam sobie pójść za to, że skorzystałem ze swoich demokratycznych praw jako amerykański obywatel, przedsiębiorca i konsument,