E L James

Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana


Скачать книгу

chwytam ją za nadgarstki. Unieruchamiam jej ręce za plecami i przyciągam ją do siebie. Jak dobrze poczuć dotyk jej smukłego ciała. Ale jest strasznie chuda. Za chuda.

      – Musisz coś zjeść i ja też. – Poza tym kompletnie wytrąciłaś mnie z równowagi, próbując mnie dotknąć. Muszę odzyskać panowanie nad sobą, maleńka. – Zresztą wyczekiwanie to podstawa uwodzenia, a mnie w tej chwili bardzo odpowiada ta zwłoka w zaspokojeniu moich pragnień.

      – Zwłaszcza bez zabezpieczenia.

      Minę ma lekko sceptyczną.

      Tak, wiem. W tej chwili na to wpadłem.

      – Zostałam uwiedziona i domagam się satysfakcji.

      Jest jak Ewa, ucieleśnienie pokusy. Przytulam ją jeszcze mocniej i czuję, jak bardzo zeszczuplała. To mnie dekoncentruje, tym bardziej że ja ponoszę za to winę.

      – Jedzenie. Jesteś za szczupła.

      Całuję ją w czoło i uwalniam z objęć. Zastanawiam się, dokąd pójdziemy coś zjeść.

      – Wciąż jestem na ciebie zła za to, że kupiłeś SIP, a teraz jeszcze za to, że każesz mi czekać. – Obrażona wydyma usta.

      – Bardzo gniewna z ciebie kobietka – stwierdzam, wiedząc, że nie zrozumie komplementu. – Poza tym po dobrym posiłku od razu poczujesz się lepiej.

      – Wiem, po czym poczuję się lepiej.

      – Anastasio Steele, jestem zszokowany. – Z udawanym oburzeniem kładę rękę na sercu.

      – Przestań się ze mną drażnić. Nie grasz fair. – Jej nastrój nagle się zmienia. – Mogę coś ugotować – mówi – ale najpierw musielibyśmy pójść na zakupy.

      – Na zakupy?

      – Spożywcze.

      – Nie masz w domu nic do jedzenia? – Na litość boską, teraz rozumiem, dlaczego nic nie jadła. – W takim razie chodźmy.

      Idę do drzwi i otwieram je, gestem zapraszając ją do wyjścia. W sumie nawet dobrze się składa. Muszę tylko znaleźć aptekę albo jakiś lokalny sklep, w którym można kupić wszystko.

      – Okej, okej – mówi i pośpiesznie wychodzi z mieszkania.

      Kiedy trzymając się za ręce, idziemy ulicą, rozmyślam o tym, że w jej obecności odczuwam całą gamę emocji: złość, cielesne pożądanie, lęk, wesołość. Przed Aną byłem spokojny i opanowany, lecz jakże monotonne wiodłem życie. Wszystko się zmieniło z chwilą, kiedy wpadła do mojego gabinetu. Gdy z nią przebywam, mam wrażenie, jakbym znalazł się w samym środku sztormu, moje uczucia zderzają się i roztrzaskują o siebie nawzajem, wznoszą i zmieniają kierunek. Nigdy nie wiem, co się za chwilę stanie. Z Aną nie sposób się nudzić. Mam tylko nadzieję, że ta resztka serca, która mi jeszcze została, jakoś to zniesie.

      Idziemy do oddalonego o dwie przecznice supermarketu Ernie. Jest nieduży i pełno w nim ludzi; przeważnie singli, sądząc po zawartości ich koszyków. Ja też tu jestem, tylko że nie należę już do singli.

      Ta myśl bardzo mi się podoba.

      Idę za Aną, niosąc druciany koszyk i ciesząc oczy widokiem jej pupy, kusząco opiętej ciasnymi dżinsami. Najbardziej mi się podoba, kiedy się nachyla nad ladą z warzywami i wybiera cebulę. Materiał dżinsów się naciąga, a bluzka unosi do góry, odsłaniając jasną, nieskazitelną skórę.

      Och, cóż ja bym zrobił z tą pupą.

      Ana patrzy na mnie skonsternowana i wypytuje, kiedy ostatnio byłem w supermarkecie. Nie mam pojęcia. Chce ugotować chińszczyznę, bo szybko się ją przygotowuje. Szybko, tak? Uśmiecham się złośliwie i dalej wędruję w ślad za nią po sklepie, z przyjemnością obserwując, z jaką wprawą wybiera potrzebne wiktuały: tu ściśnie pomidora, tam powącha paprykę. Po drodze do kasy pyta o moich pracowników i jak długo dla mnie pracują. Czemu ją to interesuje?

      – Taylor chyba z cztery lata, pani Jones też coś koło tego.

      Kolej na moje pytanie.

      – Dlaczego nie miałaś w domu nic do jedzenia?

      Pochmurnieje.

      – Przecież wiesz.

      – Ale to ty mnie zostawiłaś – nie omieszkam jej przypomnieć.

      Gdybyś została, może uniknęlibyśmy tego całego nieszczęścia.

      – Wiem – odpowiada skruszona.

      W kolejce ustawiam się za nią. Przed nami stoi jakaś kobieta i próbuje zapanować nad dwójką małych dzieci, z których jedno nie przestaje zawodzić.

      Jezu! Jak ludzie to znoszą?

      Moglibyśmy zjeść gdziekolwiek. Wokół jest masa restauracji.

      – Masz coś do picia? – pytam, bo po tym doświadczeniu z prawdziwego życia alkohol będzie niezbędny.

      – Wydaje mi się, że piwo.

      – Poszukam jakiegoś wina.

      Odchodzę, starając się możliwie jak najbardziej oddalić od wrzeszczącego chłopca, ale szybko się orientuję, że w tym sklepie nie prowadzą sprzedaży alkoholu ani kondomów.

      Szlag by to.

      – Obok jest monopolowy – mówi Anastasia, kiedy wracam do kolejki, która nie posunęła się ani o milimetr i wciąż jest zdominowana przez zawodzącego dzieciaka.

      – Zobaczę, co mają.

      Szczęśliwy, że udało mi się uciec z piekielnego supermarketu, obok sklepu z alkoholami Liquor Locke zauważam nieduży sklepik. Mają tylko dwa opakowania kondomów. Bogu niech będą dzięki. Dwa opakowania po dwie sztuki.

      Cztery dupczonka, jeśli mi się poszczęści.

      Uśmiecham się. To powinno zadowolić nienasyconą pannę Steele.

      Chwytam kondomy i płacę staruszkowi za ladą. W alkoholowym szczęście też się do mnie uśmiecha. Ma wyśmienitą kolekcję win i w lodówce znajduję naprawdę niezłe pinot grigio.

      Kiedy wracam, Anastasia wychodzi właśnie z supermarketu.

      – Daj, poniosę to. – Biorę obie torby z zakupami i idziemy do jej mieszkania.

      Opowiada mi co nieco o swoim pierwszym tygodniu w pracy. Najwyraźniej jej się tam podoba. Nie wspomina o tym, że przejąłem SIP, za co jestem jej wdzięczny. Ja ze swojej strony nie wspominam o tym dupku, jej szefie.

      – Wyglądasz bardzo domowo – mówi ze źle skrywaną wesołością, kiedy jesteśmy już w kuchni.

      Nabija się ze mnie. Znowu.

      – Dotąd nikt mi tego nie zarzucił.

      Stawiam torby na wyspie, a ona zaczyna je wypakowywać. Chwytam wino. Wizyta w sklepie spożywczym dostarczyła mi aż nadto wrażeń. Gdzie też Ana trzyma korkociąg?

      – Jeszcze się tu w pełni nie zadomowiłam. Poszukaj w tamtej szufladzie. – Wskazuje brodą.

      Uśmiecham się, widząc, że potrafi robić tyle rzeczy naraz, i znajduję korkociąg. To dobrze, że kiedy mnie przy niej nie było, nie topiła smutków w alkoholu. Widziałem, co się dzieje, gdy jest pijana.

      Obracam się ku niej i widzę, że się rumieni.

      – O czym myślisz? – pytam, rzucając marynarkę na kanapę. Wracam do butelki z winem.

      – Jak mało cię znam.

      – Znasz mnie lepiej niż ktokolwiek inny.

      Potrafi we mnie