E L James

Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana


Скачать книгу

żeby mój samochód był tyle wart – oburza się.

      – Zgodziłbym się z tobą, ale to kwestia rynku i wszystko zależy od tego, czy sprzedajesz, czy kupujesz. Jakiś wariat zapragnął tego śmiertelnie niebezpiecznego gruchota i był gotów tyle zapłacić. Podobno to klasyk. Zapytaj Taylora, jeśli mi nie wierzysz.

      Mierzymy się wściekłymi spojrzeniami.

      Niemożliwa kobieta.

      Niemożliwa. Niemożliwa.

      Rozchyla wargi. Oddycha z trudem, źrenice ma rozszerzone. Chłonie mnie. Pożera wzrokiem.

      Ano.

      Językiem oblizuje dolną wargę.

      I zaczyna między nami iskrzyć.

      To, co do siebie czujemy, jest jak żywa istota. Rośnie. Z każdą chwilą staje się potężniejsze.

      Kurwa.

      Chwytam ją i przyciskam do drzwi. Moje usta odnajdują jej usta. Biorę je w posiadanie, całując zachłannie, ręką przytrzymuję ją za kark, żeby mi się nie wymknęła. Wplata palce w moje włosy. Ciągnie. Oddaje pocałunek, jej język jest w moich ustach. Bierze. Wszystko. Chwytam ją od tyłu i przyciągam do swojej nabrzmiałej męskości. Pragnę jej. Znowu.

      – Czemu wiecznie mi się sprzeciwiasz? – pytam, całując jej szyję.

      Odchyla w tył głowę, żebym miał łatwiejszy dostęp.

      – Bo mogę.

      Ach. Skradła mi kwestię.

      Zdyszany, opieram się o nią czołem.

      – Boże, mam ochotę wziąć cię tutaj i teraz, ale skończyły mi się prezerwatywy. Chyba nigdy się tobą nie nasycę. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Szaleństwa.

      – A ty mnie do wściekłości – odzywa się zdyszanym szeptem. – Na wszystkie możliwe sposoby.

      Biorę głęboki oddech i patrzę w te pociemniałe, przepełnione żądzą oczy, które obiecują mi cały świat. Potrząsam głową.

      Spokojnie, Grey.

      – Chodź, idziemy na śniadanie. I wiem, gdzie możesz obciąć włosy.

      – Okej. – Uśmiecha się.

      Koniec kłótni.

      Trzymając się za ręce, idziemy Vine Street i skręcamy w prawo, w First Avenue. Fascynujące, że w jednej chwili skaczemy sobie do oczu, by już w następnej spacerować sobie ulicą ze swobodą i spokojem, jaki teraz odczuwam. Może tak jest w przypadku większości par. Spoglądam na idącą obok Anę.

      – Czuję się tak normalnie – mówię do niej. – Jest cudownie.

      – Christianie, myślę, że doktor Flynn zgodziłby się ze mną, że daleko ci do normalności. Ale na pewno jesteś wyjątkowy. – Ściska moją rękę.

      Wyjątkowy!

      – Piękny dzień – dodaje.

      – Owszem.

      Na chwilę przymyka oczy i zwraca twarz ku porannemu słońcu.

      – Chodź, znam świetne miejsce na późne śniadanie.

      Jedna z moich ulubionych knajpek znajduje się zaledwie parę przecznic od mieszkania Any, przy First. Kiedy do niej docieramy, otwieram Anie drzwi i przystaję na chwilę, by poczuć cudowny zapach świeżo upieczonego chleba.

      – Co za urocze miejsce – mówi, kiedy już siedzimy przy stoliku. – Podobają mi się te obrazy na ścianach.

      – Co miesiąc promują innego artystę. Tutaj znalazłem Troutona.

      – Zwyczajne zmienić w nadzwyczajne – mówi Ana.

      – Pamiętałaś.

      – Niewiele jest rzeczy związanych z panem, panie Grey, których nie pamiętam.

      I vice versa, panno Steele. Jest pani wyjątkowa.

      Ze śmiechem podaję jej menu.

      Ja zapłacę. – Ana pierwsza chwyta rachunek. – Trzeba być szybkim, Grey.

      – Masz rację, trzeba – burczę.

      Ktoś, kto ma do spłacenia pięćdziesiąt tysięcy kredytu studenckiego, nie powinien mi stawiać śniadania.

      – Nie złość się. Jestem o dwadzieścia cztery tysiące bogatsza niż rano. Stać mnie – sprawdza rachunek – na dwadzieścia dwa dolary i sześćdziesiąt siedem centów za śniadanie.

      Jedyne, co mógłbym zrobić, to wyrwać jej ten rachunek.

      – Dziękuję – bąkam.

      – Dokąd teraz? – pyta.

      – Naprawdę chcesz obciąć włosy?

      – Tak. Popatrz tylko.

      Ciemne kosmyki, które wymknęły się spod gumki, okalają jej śliczną twarz.

      – Dla mnie wyglądasz pięknie. Jak zawsze.

      – Poza tym wieczorem jest przyjęcie u twojego ojca.

      Przypominam jej, że odbywa się w domu moich rodziców i obowiązują stroje wieczorowe.

      – W ogrodzie będzie rozstawiony namiot. No wiesz.

      – Jaki to szczytny cel?

      Czy powinienem jej powiedzieć?

      – Program odwykowy dla rodziców z małymi dziećmi. Nazywa się Damy Radę. – Wstrzymuję oddech z obawy, że zacznie mnie wypytywać, jaki to ma związek z rodziną Greyów. Sprawa jest osobista i nie chcę jej współczucia. Powiedziałem jej wszystko, co chciałem, o tamtym okresie w moim życiu.

      – Rzeczywiście szczytny – stwierdza ze zrozumieniem i szczęśliwie na tym poprzestaje.

      – Chodźmy.

      Wstaję i wyciągam do niej rękę, kończąc w ten sposób rozmowę.

      – Dokąd idziemy? – pyta, gdy jesteśmy na ulicy.

      Nie mogę jej powiedzieć, że zakład należy do Eleny. Wiem, że wtedy by jej odbiło. Po naszych rozmowach w Savannah zdążyłem się zorientować, że na sam dźwięk tego imienia Ana wpada w szał. Jest sobota i Elena nie pracuje w weekendy, a nawet jeśli, to i tak w salonie w Bravern Center.

      – Jesteśmy na miejscu. – Otwieram drzwi i przepuszczam Anę przodem. Nie byłem tu dobrych kilka miesięcy; ostatni raz z Susannah.

      – Dzień dobry, panie Grey – wita nas Greta.

      – Cześć, Greta.

      – To co zwykle, proszę pana? – pyta uprzejmie.

      Kurwa. Zerkam nerwowo na Anę.

      – Nie. Panna Steele wyjaśni, o co jej chodzi.

      Ana świdruje mnie wzrokiem.

      – Czemu właśnie tutaj? – pyta.

      – Salon należy do mnie, podobnie jak trzy inne.

      – Jesteś właścicielem?

      – Tak. Działalność dodatkowa. Tak czy inaczej, masz tutaj wszystko, czego chcesz, na koszt firmy. – Staram się sobie przypomnieć, jakie świadczą tu usługi kosmetyczne. – Robią tu wszystko, co panie lubią.

      – Woskowanie?

      Przez ułamek sekundy mam ochotę zaproponować czekoladowy wosk na jej włosy łonowe, ale przez wzgląd na chwilowe zawieszenie broni zatrzymuję tę myśl dla siebie.

      – Tak,