żeby mój samochód był tyle wart – oburza się.
– Zgodziłbym się z tobą, ale to kwestia rynku i wszystko zależy od tego, czy sprzedajesz, czy kupujesz. Jakiś wariat zapragnął tego śmiertelnie niebezpiecznego gruchota i był gotów tyle zapłacić. Podobno to klasyk. Zapytaj Taylora, jeśli mi nie wierzysz.
Mierzymy się wściekłymi spojrzeniami.
Niemożliwa kobieta.
Niemożliwa. Niemożliwa.
Rozchyla wargi. Oddycha z trudem, źrenice ma rozszerzone. Chłonie mnie. Pożera wzrokiem.
Ano.
Językiem oblizuje dolną wargę.
I zaczyna między nami iskrzyć.
To, co do siebie czujemy, jest jak żywa istota. Rośnie. Z każdą chwilą staje się potężniejsze.
Kurwa.
Chwytam ją i przyciskam do drzwi. Moje usta odnajdują jej usta. Biorę je w posiadanie, całując zachłannie, ręką przytrzymuję ją za kark, żeby mi się nie wymknęła. Wplata palce w moje włosy. Ciągnie. Oddaje pocałunek, jej język jest w moich ustach. Bierze. Wszystko. Chwytam ją od tyłu i przyciągam do swojej nabrzmiałej męskości. Pragnę jej. Znowu.
– Czemu wiecznie mi się sprzeciwiasz? – pytam, całując jej szyję.
Odchyla w tył głowę, żebym miał łatwiejszy dostęp.
– Bo mogę.
Ach. Skradła mi kwestię.
Zdyszany, opieram się o nią czołem.
– Boże, mam ochotę wziąć cię tutaj i teraz, ale skończyły mi się prezerwatywy. Chyba nigdy się tobą nie nasycę. Doprowadzasz mnie do szaleństwa. Szaleństwa.
– A ty mnie do wściekłości – odzywa się zdyszanym szeptem. – Na wszystkie możliwe sposoby.
Biorę głęboki oddech i patrzę w te pociemniałe, przepełnione żądzą oczy, które obiecują mi cały świat. Potrząsam głową.
Spokojnie, Grey.
– Chodź, idziemy na śniadanie. I wiem, gdzie możesz obciąć włosy.
– Okej. – Uśmiecha się.
Koniec kłótni.
Trzymając się za ręce, idziemy Vine Street i skręcamy w prawo, w First Avenue. Fascynujące, że w jednej chwili skaczemy sobie do oczu, by już w następnej spacerować sobie ulicą ze swobodą i spokojem, jaki teraz odczuwam. Może tak jest w przypadku większości par. Spoglądam na idącą obok Anę.
– Czuję się tak normalnie – mówię do niej. – Jest cudownie.
– Christianie, myślę, że doktor Flynn zgodziłby się ze mną, że daleko ci do normalności. Ale na pewno jesteś wyjątkowy. – Ściska moją rękę.
Wyjątkowy!
– Piękny dzień – dodaje.
– Owszem.
Na chwilę przymyka oczy i zwraca twarz ku porannemu słońcu.
– Chodź, znam świetne miejsce na późne śniadanie.
Jedna z moich ulubionych knajpek znajduje się zaledwie parę przecznic od mieszkania Any, przy First. Kiedy do niej docieramy, otwieram Anie drzwi i przystaję na chwilę, by poczuć cudowny zapach świeżo upieczonego chleba.
– Co za urocze miejsce – mówi, kiedy już siedzimy przy stoliku. – Podobają mi się te obrazy na ścianach.
– Co miesiąc promują innego artystę. Tutaj znalazłem Troutona.
– Zwyczajne zmienić w nadzwyczajne – mówi Ana.
– Pamiętałaś.
– Niewiele jest rzeczy związanych z panem, panie Grey, których nie pamiętam.
I vice versa, panno Steele. Jest pani wyjątkowa.
Ze śmiechem podaję jej menu.
Ja zapłacę. – Ana pierwsza chwyta rachunek. – Trzeba być szybkim, Grey.
– Masz rację, trzeba – burczę.
Ktoś, kto ma do spłacenia pięćdziesiąt tysięcy kredytu studenckiego, nie powinien mi stawiać śniadania.
– Nie złość się. Jestem o dwadzieścia cztery tysiące bogatsza niż rano. Stać mnie – sprawdza rachunek – na dwadzieścia dwa dolary i sześćdziesiąt siedem centów za śniadanie.
Jedyne, co mógłbym zrobić, to wyrwać jej ten rachunek.
– Dziękuję – bąkam.
– Dokąd teraz? – pyta.
– Naprawdę chcesz obciąć włosy?
– Tak. Popatrz tylko.
Ciemne kosmyki, które wymknęły się spod gumki, okalają jej śliczną twarz.
– Dla mnie wyglądasz pięknie. Jak zawsze.
– Poza tym wieczorem jest przyjęcie u twojego ojca.
Przypominam jej, że odbywa się w domu moich rodziców i obowiązują stroje wieczorowe.
– W ogrodzie będzie rozstawiony namiot. No wiesz.
– Jaki to szczytny cel?
Czy powinienem jej powiedzieć?
– Program odwykowy dla rodziców z małymi dziećmi. Nazywa się Damy Radę. – Wstrzymuję oddech z obawy, że zacznie mnie wypytywać, jaki to ma związek z rodziną Greyów. Sprawa jest osobista i nie chcę jej współczucia. Powiedziałem jej wszystko, co chciałem, o tamtym okresie w moim życiu.
– Rzeczywiście szczytny – stwierdza ze zrozumieniem i szczęśliwie na tym poprzestaje.
– Chodźmy.
Wstaję i wyciągam do niej rękę, kończąc w ten sposób rozmowę.
– Dokąd idziemy? – pyta, gdy jesteśmy na ulicy.
Nie mogę jej powiedzieć, że zakład należy do Eleny. Wiem, że wtedy by jej odbiło. Po naszych rozmowach w Savannah zdążyłem się zorientować, że na sam dźwięk tego imienia Ana wpada w szał. Jest sobota i Elena nie pracuje w weekendy, a nawet jeśli, to i tak w salonie w Bravern Center.
– Jesteśmy na miejscu. – Otwieram drzwi i przepuszczam Anę przodem. Nie byłem tu dobrych kilka miesięcy; ostatni raz z Susannah.
– Dzień dobry, panie Grey – wita nas Greta.
– Cześć, Greta.
– To co zwykle, proszę pana? – pyta uprzejmie.
Kurwa. Zerkam nerwowo na Anę.
– Nie. Panna Steele wyjaśni, o co jej chodzi.
Ana świdruje mnie wzrokiem.
– Czemu właśnie tutaj? – pyta.
– Salon należy do mnie, podobnie jak trzy inne.
– Jesteś właścicielem?
– Tak. Działalność dodatkowa. Tak czy inaczej, masz tutaj wszystko, czego chcesz, na koszt firmy. – Staram się sobie przypomnieć, jakie świadczą tu usługi kosmetyczne. – Robią tu wszystko, co panie lubią.
– Woskowanie?
Przez ułamek sekundy mam ochotę zaproponować czekoladowy wosk na jej włosy łonowe, ale przez wzgląd na chwilowe zawieszenie broni zatrzymuję tę myśl dla siebie.
– Tak,