E L James

Mroczniej. "Ciemniejsza strona" Greya oczami Christiana


Скачать книгу

zostawia mnie. Wzdycham głęboko.

      – Franco może przyjść do mnie albo do ciebie – proponuję.

      – Jest bardzo atrakcyjna.

      Chryste. Tylko nie to.

      – To prawda, jest. – No i co z tego? Daj spokój, Ano.

      – Wciąż jest mężatką?

      – Nie. Rozwiodła się pięć lat temu.

      – Czemu z nią nie jesteś?

      Ano! Odpuść.

      – Ponieważ między nami wszystko skończone. Mówiłem ci przecież. – Ile razy mam jej to powtarzać?

      W kieszeni marynarki zaczyna mi wibrować telefon. Unoszę palec, żeby umilkła, i odbieram. Dzwoni Welch. Ciekawe, co też ma mi do powiedzenia.

      – Panie Grey.

      – Welch.

      – Trzy rzeczy. Namierzyliśmy panią Leilę Reed w Spokane, gdzie mieszkała z niejakim Geoffreyem Barrym. Zginął w wypadku samochodowym na międzystanowej I-90.

      – Zginął w wypadku? Kiedy?

      – Cztery tygodnie temu. Jej mąż, Russell Reed, o tym wiedział, ale mimo to nie zdradził, dokąd pani Reed się udała.

      – Ten drań już drugi raz coś przed nami zataił. Musi to wiedzieć. Czy ona w ogóle go nie obchodzi? – Niepojęte, że eks Leili jest aż tak pozbawiony serca.

      – Obchodzi go, ale na pewno nie jako żona.

      – To zaczyna mieć sens.

      – Czy psychiatra podał jakieś informacje, które mogłyby być przydatne? – pyta Welch.

      – Nie.

      – Czy jest możliwe, że ona cierpi na jakąś psychozę?

      Zgadzam się z Welchem, że tak właśnie może być, ale w dalszym ciągu nie wiadomo, gdzie Leila przebywa, a w tej chwili tylko to mnie interesuje. Rozglądam się. Gdzie jesteś, Leilo?

      – Jest tutaj. Obserwuje nas – mruczę pod nosem.

      – Proszę pana, jesteśmy już blisko. Znajdziemy ją. – Welch próbuje mnie uspokoić i pyta, czy jestem w Escali.

      – Nie.

      Wolałbym, żebyśmy z Aną nie byli tak wystawieni na widok publiczny.

      – Zastanawiam się, ilu ludzi potrzebujemy do bezpośredniej ochrony.

      – Dwóch albo czterech, dwadzieścia cztery godziny na dobę.

      – Tak jest, proszę pana. Czy rozmawiał pan z Anastasią?

      – Nie, jeszcze nie poruszyłem tego tematu.

      Ana patrzy a mnie, słuchając każdego słowa. Jest skupiona, ale jej mina niczego nie zdradza.

      – Powinien pan to zrobić. Jest coś jeszcze. Pani Reed otrzymała pozwolenie na broń.

      – Co takiego? – Serce podchodzi mi do gardła.

      – Tę wiadomość uzyskaliśmy dzisiaj rano.

      – Rozumiem. Kiedy?

      – Data jest wczorajsza.

      – Dopiero co? Jakim cudem?

      – Sfałszowała dokumenty.

      – Nie sprawdzili jej?

      – Wszystkie formularze są sfałszowane. Użyła innego nazwiska.

      – Rozumiem. Wyślij mi je mailem, razem z adresem i zdjęciami, jeśli jakieś masz.

      – Załatwione. Zorganizuję też dodatkową ochronę.

      – Dwadzieścia cztery godzinę na dobę, zaczynając od dzisiaj. Uzgodnij wszystko z Taylorem. – Rozłączam się. Sprawa jest poważna.

      – No i? – pyta Ana.

      – To był Welch.

      – Kim jest Welch?

      – Moim doradcą do spraw bezpieczeństwa.

      – Okej. Co się stało?

      – Leila odeszła od męża jakieś trzy miesiące temu i uciekła z facetem, ale ten cztery tygodnie temu zginął w wypadku samochodowym.

      – Och.

      – Ten dupek psychiatra powinien był się o tym dowiedzieć. To wszystko przez żałobę.

      Cholera. Szpital mógł się lepiej postarać.

      – Chodź. – Wyciągam dłoń, którą Ana odruchowo ujmuje.

      Nagle równie gwałtownie mi się wyrywa.

      – Chwileczkę. Byliśmy w trakcie rozmowy o nas. I o niej, twojej pani Robinson.

      – Nie jest moją panią Robinson. Porozmawiamy o tym u mnie.

      – Nie chcę iść do ciebie. Chcę obciąć włosy! – wrzeszczy.

      Wyjmuję telefon i dzwonię do salonu. Greta odbiera niemal natychmiast.

      – Greto. Christian Grey. Niech Franco będzie u mnie za godzinę. Poproś panią Lincoln.

      – Oczywiście, proszę pana. – Dosłownie po ułamku sekundy odzywa się znowu. – Załatwione. Franco może być u pana o pierwszej.

      – Doskonale. – Rozłączam się. – Franco przyjdzie o pierwszej.

      – Christianie! – Patrzy na mnie wyczekująco.

      – Anastasio, Leila prawdopodobnie przechodzi załamanie nerwowe. Nie wiem, czy chodzi jej o ciebie, czy o mnie, ani do czego jest zdolna się posunąć. Pójdziemy do ciebie, weźmiesz swoje rzeczy i zostaniesz u mnie, dopóki jej nie namierzymy.

      – Niby dlaczego miałabym tak zrobić?

      – Żebyś była bezpieczna.

      – Ale…

      Boże, daj mi siłę.

      – Idziesz do mnie, nawet gdybym miał cię tam zaciągnąć za włosy.

      – Uważam, że przesadzasz.

      – Nie. Dokończymy tę rozmowę u mnie. Chodź.

      Mierzy mnie wzrokiem. Nieustępliwie.

      – Nie – mówi.

      – Możesz pójść dobrowolnie albo cię zaniosę. Jak dla mnie nie ma żadnej różnicy, Anastasio.

      – Nie ośmielisz się.

      – Och, maleńka, oboje wiemy, że kiedy rzucasz mi rękawicę, ja podnoszę ją bardziej niż chętnie.

      Mruży oczy.

      Ano. Nie dajesz mi wyboru.

      Łapię ją i przerzucam sobie przez ramię, nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia jakiejś przechodzącej obok pary.

      – Postaw mnie! – drze się rozwścieczona i zaczyna się szarpać.

      Mam to gdzieś. Chwytam ją mocniej i daję klapsa w tyłek.

      – Christianie! – krzyczy. Jest wściekła. Jakiś facet – pewnie ojciec – zagarnia swoje małe dzieci i schodzi nam z drogi.

      – Pójdę! Pójdę!

      Natychmiast stawiam ją na ziemi. Obraca się tak gwałtownie, że uderza mnie włosami w ramię. Zaczyna maszerować w stronę swojego mieszkania, a ja idę za nią, ale cały czas mam się na baczności.

      Gdzie jesteś, Leilo?

      Za którymś z samochodów? Za drzewem?

      Czego