zostawia mnie. Wzdycham głęboko.
– Franco może przyjść do mnie albo do ciebie – proponuję.
– Jest bardzo atrakcyjna.
Chryste. Tylko nie to.
– To prawda, jest. – No i co z tego? Daj spokój, Ano.
– Wciąż jest mężatką?
– Nie. Rozwiodła się pięć lat temu.
– Czemu z nią nie jesteś?
Ano! Odpuść.
– Ponieważ między nami wszystko skończone. Mówiłem ci przecież. – Ile razy mam jej to powtarzać?
W kieszeni marynarki zaczyna mi wibrować telefon. Unoszę palec, żeby umilkła, i odbieram. Dzwoni Welch. Ciekawe, co też ma mi do powiedzenia.
– Panie Grey.
– Welch.
– Trzy rzeczy. Namierzyliśmy panią Leilę Reed w Spokane, gdzie mieszkała z niejakim Geoffreyem Barrym. Zginął w wypadku samochodowym na międzystanowej I-90.
– Zginął w wypadku? Kiedy?
– Cztery tygodnie temu. Jej mąż, Russell Reed, o tym wiedział, ale mimo to nie zdradził, dokąd pani Reed się udała.
– Ten drań już drugi raz coś przed nami zataił. Musi to wiedzieć. Czy ona w ogóle go nie obchodzi? – Niepojęte, że eks Leili jest aż tak pozbawiony serca.
– Obchodzi go, ale na pewno nie jako żona.
– To zaczyna mieć sens.
– Czy psychiatra podał jakieś informacje, które mogłyby być przydatne? – pyta Welch.
– Nie.
– Czy jest możliwe, że ona cierpi na jakąś psychozę?
Zgadzam się z Welchem, że tak właśnie może być, ale w dalszym ciągu nie wiadomo, gdzie Leila przebywa, a w tej chwili tylko to mnie interesuje. Rozglądam się. Gdzie jesteś, Leilo?
– Jest tutaj. Obserwuje nas – mruczę pod nosem.
– Proszę pana, jesteśmy już blisko. Znajdziemy ją. – Welch próbuje mnie uspokoić i pyta, czy jestem w Escali.
– Nie.
Wolałbym, żebyśmy z Aną nie byli tak wystawieni na widok publiczny.
– Zastanawiam się, ilu ludzi potrzebujemy do bezpośredniej ochrony.
– Dwóch albo czterech, dwadzieścia cztery godziny na dobę.
– Tak jest, proszę pana. Czy rozmawiał pan z Anastasią?
– Nie, jeszcze nie poruszyłem tego tematu.
Ana patrzy a mnie, słuchając każdego słowa. Jest skupiona, ale jej mina niczego nie zdradza.
– Powinien pan to zrobić. Jest coś jeszcze. Pani Reed otrzymała pozwolenie na broń.
– Co takiego? – Serce podchodzi mi do gardła.
– Tę wiadomość uzyskaliśmy dzisiaj rano.
– Rozumiem. Kiedy?
– Data jest wczorajsza.
– Dopiero co? Jakim cudem?
– Sfałszowała dokumenty.
– Nie sprawdzili jej?
– Wszystkie formularze są sfałszowane. Użyła innego nazwiska.
– Rozumiem. Wyślij mi je mailem, razem z adresem i zdjęciami, jeśli jakieś masz.
– Załatwione. Zorganizuję też dodatkową ochronę.
– Dwadzieścia cztery godzinę na dobę, zaczynając od dzisiaj. Uzgodnij wszystko z Taylorem. – Rozłączam się. Sprawa jest poważna.
– No i? – pyta Ana.
– To był Welch.
– Kim jest Welch?
– Moim doradcą do spraw bezpieczeństwa.
– Okej. Co się stało?
– Leila odeszła od męża jakieś trzy miesiące temu i uciekła z facetem, ale ten cztery tygodnie temu zginął w wypadku samochodowym.
– Och.
– Ten dupek psychiatra powinien był się o tym dowiedzieć. To wszystko przez żałobę.
Cholera. Szpital mógł się lepiej postarać.
– Chodź. – Wyciągam dłoń, którą Ana odruchowo ujmuje.
Nagle równie gwałtownie mi się wyrywa.
– Chwileczkę. Byliśmy w trakcie rozmowy o nas. I o niej, twojej pani Robinson.
– Nie jest moją panią Robinson. Porozmawiamy o tym u mnie.
– Nie chcę iść do ciebie. Chcę obciąć włosy! – wrzeszczy.
Wyjmuję telefon i dzwonię do salonu. Greta odbiera niemal natychmiast.
– Greto. Christian Grey. Niech Franco będzie u mnie za godzinę. Poproś panią Lincoln.
– Oczywiście, proszę pana. – Dosłownie po ułamku sekundy odzywa się znowu. – Załatwione. Franco może być u pana o pierwszej.
– Doskonale. – Rozłączam się. – Franco przyjdzie o pierwszej.
– Christianie! – Patrzy na mnie wyczekująco.
– Anastasio, Leila prawdopodobnie przechodzi załamanie nerwowe. Nie wiem, czy chodzi jej o ciebie, czy o mnie, ani do czego jest zdolna się posunąć. Pójdziemy do ciebie, weźmiesz swoje rzeczy i zostaniesz u mnie, dopóki jej nie namierzymy.
– Niby dlaczego miałabym tak zrobić?
– Żebyś była bezpieczna.
– Ale…
Boże, daj mi siłę.
– Idziesz do mnie, nawet gdybym miał cię tam zaciągnąć za włosy.
– Uważam, że przesadzasz.
– Nie. Dokończymy tę rozmowę u mnie. Chodź.
Mierzy mnie wzrokiem. Nieustępliwie.
– Nie – mówi.
– Możesz pójść dobrowolnie albo cię zaniosę. Jak dla mnie nie ma żadnej różnicy, Anastasio.
– Nie ośmielisz się.
– Och, maleńka, oboje wiemy, że kiedy rzucasz mi rękawicę, ja podnoszę ją bardziej niż chętnie.
Mruży oczy.
Ano. Nie dajesz mi wyboru.
Łapię ją i przerzucam sobie przez ramię, nie zwracając uwagi na zaskoczone spojrzenia jakiejś przechodzącej obok pary.
– Postaw mnie! – drze się rozwścieczona i zaczyna się szarpać.
Mam to gdzieś. Chwytam ją mocniej i daję klapsa w tyłek.
– Christianie! – krzyczy. Jest wściekła. Jakiś facet – pewnie ojciec – zagarnia swoje małe dzieci i schodzi nam z drogi.
– Pójdę! Pójdę!
Natychmiast stawiam ją na ziemi. Obraca się tak gwałtownie, że uderza mnie włosami w ramię. Zaczyna maszerować w stronę swojego mieszkania, a ja idę za nią, ale cały czas mam się na baczności.
Gdzie jesteś, Leilo?
Za którymś z samochodów? Za drzewem?
Czego