w klawisze.
– Franco jest wolny za pięć minut.
– Może być Franco – zgadzam się, zauważam jednak, że zachowanie Any ulega nagle zmianie. Już mam zapytać, co się stało, kiedy podnosząc wzrok, widzę Elenę wychodzącą ze swojego biura na tyłach.
Jasna cholera! Co ona tutaj robi?
Elena zamienia kilka słów z pracownicą, po czym mnie dostrzega i rozpromienia się jak bożonarodzeniowa choinka. Jej mina zdradza szelmowskie zadowolenie.
Szlag.
– Przepraszam – mówię do Any i szybko podchodzę do Eleny, żeby przypadkiem ona nie zbliżyła się do nas.
– Cóż za nieoczekiwana przyjemność – mówi Elena uwodzicielskim głosem i całuje mnie w oba policzki.
– Dzień dobry, pani. Nie spodziewałem się ciebie tutaj.
– Moja stylistka się rozchorowała. Zauważyłam, że mnie unikasz.
– Jestem zajęty.
– Widzę. Jakaś nowa?
– To Anastasia Steele.
Elena uśmiecha się promiennie do Any, która wcale tego nie kryjąc, przygląda się nam bacznie. Wie, że mówimy o niej, i posyła nam chłodny uśmiech.
Cholera.
– Twoja piękność z południa? – pyta Elena.
– Nie jest z południa.
– O ile pamiętam, pojechałeś do Georgii, żeby się z nią spotkać.
– Tam mieszka jej matka.
– Rozumiem. Jest bardzo w twoim typie.
– Tak. – Nie zaczynajmy tej rozmowy.
– Przedstawisz mnie?
Ana rozmawia z Gretą – podejrzewam, że ją wypytuje. Tylko o co?
– To chyba nie najlepszy pomysł.
Elena jest zawiedziona.
– A to dlaczego?
– Nazywa cię panią Robinson.
– Naprawdę? Zabawne. Chociaż jestem zdumiona, że ktoś tak młody zna ten film. – W głosie Eleny słychać drwinę. – Dziwne, że jej o nas opowiedziałeś. Gdzie się podziała zasada poufności? – Stuka pomalowanymi na czerwono paznokciami o wargi.
– Ona nic nie powie.
– Mam nadzieję. Nie martw się. Wycofuję się. – Podnosi ręce, jakby się poddawała.
– Dziękuję.
– Ale czy to na pewno dobry pomysł, Christianie? Już raz cię zraniła. – Na twarzy Eleny maluje się troska.
– Nie wiem. Tęskniłem za nią. A ona za mną. Postanowiłem, że spróbujemy na jej zasadach. Jest chętna.
– Na jej zasadach? Dasz radę? I czy na pewno tego chcesz?
Ana w dalszym ciągu na nas patrzy. Jest zaniepokojona.
– Czas pokaże – odpowiadam.
– Cóż, jakby co, wiesz, gdzie mnie szukać. Powodzenia. – Uśmiecha się do mnie lekko, ale z wyrachowaniem. – Nie zapominaj o mnie.
– Dzięki. Będziesz dzisiaj na przyjęciu u moich rodziców?
– Raczej nie.
– Chyba słusznie.
Jest zaskoczona, ale zaraz dodaje:
– Spotkajmy się w tygodniu, żeby porozmawiać swobodniej.
– Jasne.
Ściska mnie za ramię. Wracam do Any, która wciąż stoi przy recepcji. Twarz ma ściągniętą, ramiona skrzyżowane na piersiach. Jej niezadowolenie jest wręcz namacalne.
Nie wygląda to dobrze.
– W porządku? – pytam, doskonale wiedząc, że nie.
– Niespecjalnie. Nie chciałeś mnie przedstawić? – pyta sarkastycznym, ale też obrażonym tonem.
Chryste. Wie, że to była Elena. Skąd?
– Wydawało mi się…
Ana nie daje mi skończyć.
– Jak na kogoś tak inteligentnego… – przerywa w pół zdania, zbyt wściekła, żeby mówić dalej. – Chodźmy stąd, bardzo proszę.
Tupie nogą w marmurową posadzkę.
– Dlaczego?
– Dobrze wiesz dlaczego – warczy i przewraca oczami, jakby miała do czynienia z największym idiotą pod słońcem.
Bo jesteś największym idiotą pod słońcem, Grey.
Wiesz przecież, co myśli o Elenie.
A wszystko szło tak dobrze.
Zrób z tym coś, Grey.
– Przepraszam, Ano. Nie wiedziałem, że tu będzie. Nigdy tu nie bywa. Otworzyła nowy salon w Bravern Centre i na ogół tam przesiaduje. Ale dzisiaj jakaś pracownica zachorowała.
Ana odwraca się gwałtownie i niemal biegnie do drzwi.
– Franco już nie będzie potrzebny, Greto – mówię do recepcjonistki, zaniepokojony, że mogła usłyszeć naszą rozmowę. Pospiesznie idę za Aną.
Ze skrzyżowanymi ramionami i pochyloną głową maszeruje ulicą. Muszę wydłużyć krok, żeby za nią nadążyć.
Ano. Przestań. Przesadzasz.
Zwyczajnie nie rozumie natury naszego związku z Eleną.
Skołowany idę obok Any. Co mam zrobić? Co powiedzieć? Może jednak Elena ma rację.
Dam radę?
U żadnej z moich uległych nie tolerowałem takiego zachowania. Co więcej, żadna nigdy nie była taka drażliwa.
Ale nie znoszę, kiedy Ana jest na mnie zła.
– Przyprowadzałeś tutaj wszystkie swoje uległe? – pyta, a ja nie wiem, czy to pytanie retoryczne, czy też nie. Postanawiam zaryzykować.
– Niektóre tak.
– Leilę?
– Tak.
– To miejsce wygląda na nowe.
– Niedawno był remont.
– Rozumiem. Więc pani Robinson znała wszystkie twoje uległe.
– Tak.
– A one o niej wiedziały?
Nie tak, jak myślisz. Nigdy nie wiedziały o łączącym nas związku sado-maso. Sądziły, że tylko się przyjaźnimy.
– Nie. Żadna. Tylko ty.
– Ale ja nie jestem twoją uległą.
– Nie, z całą pewnością nie jesteś.
Bo z całą pewnością u nikogo innego nie tolerowałbym takiego zachowania.
Staje gwałtownie i obraca się do mnie. Twarz ma zaciętą.
– Zdajesz sobie sprawę, jakie to wszystko popieprzone? – pyta.
– Tak. Przepraszam.
Naprawdę nie wiedziałem, że Elena tam będzie.
– Chcę podciąć włosy, najlepiej gdzieś, gdzie nie pieprzyłeś ani personelu, ani klientek. – Głos ma ochrypły i jest na granicy łez.
Ano.
– A teraz