Abbi Glines

Kocham Cię bez słów


Скачать книгу

phasis>Until Friday Night

      Autor: Abbi Glines

      Tłumaczenie: Regina Mościcka

      Redakcja: Agnieszka Pietrzak

      Korekta: Aleksandra Tykarska

      Skład: IMK

      Projekt graficzny okładki: Katarzyna Borkowska

      Zdjęcie na okładce: GretaMarie [gettyimages]

      Redaktor prowadząca: Katarzyna Kocur

      Redaktor naczelna: Agnieszka Hetnał

      SIMON PULSE

      An imprint of Simon & Schuster Children’s Publishing Division

      1230 Avenue of the Americas, New York, New York 10020

      First Simon Pulse hardcover edition August 2015

      Copyright © 2015 by Abbi Glines

      Copyright for Polish translation © Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.

      Ta książka jest fikcją literacką. Jakiekolwiek podobieństwo do rzeczywistych osób, żywych lub zmarłych, autentycznych miejsc, wydarzeń lub zjawisk jest czysto przypadkowe. Bohaterowie i wydarzenia opisane w tej książce są tworem wyobraźni autorki bądź zostały znacząco przetworzone pod kątem wykorzystania w powieści.

      Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej książki nie może być powielana lub przekazywana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy, z wyjątkiem recenzentów, którzy mogą przytoczyć krótkie fragmenty tekstu.

      Bielsko-Biała 2018

      Wydawnictwo Pascal sp. z o.o.

      ul. Zapora 25

      43-382 Bielsko-Biała

      tel. 338282828, fax 338282829

      [email protected], www.pascal.pl

      ISBN 978-83-8103-251-3

      Przygotowanie eBooka: Jarosław Jabłoński

      Dla Kiki Marii i jej cudownej córki Mili.

      Kiki, zawsze mówiłaś, że chcesz czytać moje książki razem z nią, więc ta jest dla was obu. Twoja wspaniała dusza będzie żyć wiecznie.

      Mila, pamiętaj, że mama jest zawsze przy tobie. W twoim sercu.

      ROZDZIAŁ 1

      Prawda, że jest urocza?

Maggie

      To nie był dom. Nigdy już nie będę miała domu. I wcale mi na nim nie zależało. To słowo kryje w sobie tak wiele wspomnień, zbyt bolesnych, by o nich myśleć.

      Wiedziałam, że ciocia Coralee i wujek Boone uważnie mnie obserwowali, oprowadzając po swoim domu. Bardzo chcieli, żeby mi się tu spodobało. Widać to było po ich oczach, w których tliła się nadzieja. Ja już nie pamiętałam, jakie to uczucie mieć nadzieję. Od dawna nie było we mnie ani odrobiny.

      – Przygotowaliśmy dla ciebie pokój na górze. Pomalowałam go na pastelowy błękit – odezwała się niepewnie ciocia Coralee. – Pamiętam, że zawsze lubiłaś niebieski.

      To prawda. Kilka Gwiazdek temu.

      Kiedyś nawet przez cały rok ubierałam się tylko na niebiesko. Ale teraz to niekoniecznie był mój ulubiony kolor…

      Wchodziłam po schodach prowadzących na piętro tuż za ciocią i wujkiem. Na widok rodzinnych zdjęć wiszących rzędem na ścianie pośpiesznie odwróciłam głowę i skierowałam wzrok prosto przed siebie. U nas też kiedyś takie były. Moja mama z dumą ozdabiała nimi ściany naszego domu. Ale kryły się w nich same kłamstwa. Ani jeden uśmiech nie był szczery.

      – To tutaj – oznajmiła ciotka Coralee, zatrzymując się w połowie korytarza i otwierając drzwi do przestronnej sypialni, umeblowanej w całości na biało, nie licząc błękitnych ścian. Od razu mi się spodobała. Podziękowałabym, ale bałam się usłyszeć własny głos. Zamiast tego zsunęłam plecak z ramion i odwróciłam się, żeby ją uściskać. To musiało wystarczyć.

      – I jak? Mam nadzieję, że spodobał ci się mój pokój – dobiegł od strony drzwi czyjś niski głos.

      – Brady, przestań – odezwał się wujek ostrym tonem.

      – Dlaczego? Staram się być uprzejmy – odparł chłopak. – Tak jakby…

      Słabo pamiętałam swojego kuzyna Brady’ego. Nigdy nie bawił się ze mną na rodzinnych spędach. Zawsze ganiał z jakimś kumplem, którego przywoził ze sobą.

      A teraz stał przede mną, oparty o futrynę drzwi, z brązowymi włosami opadającymi na oczy i krzywym uśmieszkiem. Nie wyglądał na uszczęśliwionego. O nie, czyżby oddali mi jego pokój? Niedobrze. Nie chciałam mu go odbierać.

      – Brady tylko się popisuje – rzuciła pośpiesznie ciocia Coralee. – Absolutnie mu nie przeszkadza, że przenosi się na poddasze. Od dwóch lat nas zamęczał, żeby zrobić mu tam pokój, bo chce mieć więcej swobody.

      Poczułam na swoim ramieniu dotyk szerokiej dłoni wujka Boone’a, który stanął tuż obok mnie.

      – Synu, na pewno pamiętasz Maggie – odezwał się nieznoszącym sprzeciwu tonem.

      Brady nie spuszczał ze mnie wzroku. Początkowo sprawiał wrażenie zirytowanego, ale po chwili jego spojrzenie zmiękło i pojawiło się w nim coś na kształt zainteresowania.

      – Uhm, pamiętam.

      – W poniedziałek masz jej wszystko pokazać w szkole – ciągnął wujek. – Jesteście w tej samej klasie. Udało nam się załatwić, że Maggie będzie chodziła z tobą na niektóre lekcje, abyś mógł jej pomóc.

      Miałam wrażenie, że Brady już o tym doskonale wie, a informacja ta jest przeznaczona przede wszystkim dla mnie.

      Brady westchnął, kręcąc głową.

      – Dobra, dobra – mruknął i wyszedł z pokoju.

      – Przepraszam za niego – odezwała się ciotka. – Ostatnio wiecznie ma humory, trudno z nim wytrzymać.

      Nawet gdybym odważyła się odezwać, i tak nie miałam pojęcia, co na to odpowiedzieć.

      Ciotka ścisnęła mnie za ramię.

      – Zostawimy cię teraz samą, żebyś się rozpakowała. I może trochę odpoczęła. Gdybyś miała ochotę na towarzystwo, będę w kuchni robić kolację. Możesz korzystać ze wszystkich pokojów, jeśli tylko chcesz. Czuj się jak u siebie w domu.

      I znów padło to słowo… Dom.

      Ciocia z wujkiem wyszli na korytarz, zostawiając mnie nareszcie samą. Gdy tak stałam pośrodku przytulnego błękitnego pokoju, ku swojemu zdumieniu zdałam sobie sprawę, że w zasadzie poczułam się tu bezpiecznie. Choć byłam przekonana, że poczucie bezpieczeństwa opuściło mnie już wieki temu.

      – Więc ty naprawdę nie gadasz? – Głos Brady’ego przeszył panującą w pokoju ciszę. Odwróciłam się i zobaczyłam, że kuzyn znów stoi w drzwiach pokoju.

      Naprawdę mi zależało, żeby nie czuł do mnie urazy, że się tu pojawiłam. Nie wiedziałam jednak, jak mam go przekonać, że będę się trzymać na uboczu. Że nie mam zamiaru komplikować mu życia.

      – O w mordę, nie będzie łatwo. Jesteś… – urwał, parskając wymuszonym śmiechem. – To jeszcze gorszy kanał, niż myślałem. Jeszcze żebyś chociaż była brzydka.

      Co proszę?

      Brady zmarszczył czoło.

      – Postaraj się nie wychylać, jasne? Matka w końcu doczekała się córeczki, której nigdy nie miała, ale co mi z tego, do cholery. Mam własne życie, czaisz?

      W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową. Jasne, że miał. Wysoki, przystojny, o ciemnych włosach, orzechowych oczach i szerokich ramionach z wyraźnie zarysowanymi pod koszulką mięśniami. Dziewczyny musiały za nim szaleć, to było oczywiste.

      Nie miałam zamiaru