Abbi Glines

Kocham Cię bez słów


Скачать книгу

w szkole. Udawaj przy rodzicach, że tak jest, ja cię nie wydam. Przepraszam, że zajęłam twój pokój. Zamieńmy się, jeśli chcesz.

      Wręczyłam notatnik Brady’emu. Kiedy skończył czytać, westchnął przeciągle i podał mi go z powrotem.

      – Możesz tu zostać. Mama ma rację, wolę poddasze. Tak tylko pajacowałem. Wydaje ci się, że nie będę ci potrzebny w szkole, ale sama zobaczysz. Nic nie poradzimy. – Po tych słowach zniknął w korytarzu.

      Stanęłam w drzwiach i patrzyłam za nim, jak schodzi po schodach. Już miałam zamknąć drzwi, gdy z dołu dobiegł mnie jego głos.

      – Co na obiad?! – zawołał.

      – Spaghetti z kurczakiem. Pomyślałam sobie, że Maggie też może zasmakuje, skoro ty tak je lubisz – odpowiedziała ciocia Coralee. A potem, zniżając głos do szeptu, dodała: – Chciałabym, żebyście się lepiej poznali.

      – Właśnie z nią gadałem. To jest, ekhm, coś mi napisała – odparł.

      – I co? Prawda, że jest urocza? – Głos cioci Coralee zabrzmiał całkowicie szczerze.

      – Prawda, mamo. Naprawdę urocza.

      Ale w odróżnieniu od niej Brady nie wydawał się o tym przekonany.

      ROZDZIAŁ 2

      Mówiłem, że masz zmykać

West

      Musiałem się napić. To mój główny cel dzisiejszego wieczoru.

      Zatrzasnąłem drzwi pikapa i ruszyłem w stronę pola, skąd dobiegał już łomot muzyki i gdzie mrok rozświetlało płonące ognisko. To miał być ostatni wolny piątkowy wieczór, zanim przez następne trzy miesiące w naszym życiu będzie się liczył tylko futbol. Czas świętowania i zabawy. Parki będą się bzykać na tylnych siedzeniach samochodów, chłopaki popijać piwo z plastikowych kubków, a przed końcem imprezy ktoś na bank pobije się o dziewczynę. Koniec lata i początek naszej ostatniej klasy w liceum.

      Jeśli miałem się bawić, potrzebowałem piwa, najlepiej sześciu puszek. Wymiotujący krwią ojciec, któremu matka ociera czoło ze zwierzęcym strachem w oczach, to było jak dla mnie stanowczo za wiele. Powinienem był zostać w domu, ale nie mogłem się na to zdobyć. Za każdym razem, gdy ojcu się pogarszało, odzywał się we mnie mały chłopczyk. Nie cierpiałem tego uczucia.

      Kochałem swojego tatę. Przez całe życie był dla mnie wzorem. Jak to, do cholery, możliwe, że mogę go stracić?

      Potrząsnąłem głową, wsuwając dłoń we włosy i mocno je szarpiąc. Byłem gotów do powrotu na boisko. W następny piątek stanę na nim w ochraniaczach i kasku, ale już teraz chciałem poczuć odrobinę fizycznego bólu. Poczuć cokolwiek, byle uciec od rzeczywistości.

      Poczułem wibracje telefonu, więc sięgnąłem do kieszeni. Za każdym razem, gdy dzwonił, a ja byłem poza domem, ogarniał mnie tak silny lęk, że aż robiło mi się niedobrze. Widząc na wyświetlaczu imię Raleigh, mojej dziewczyny, momentalnie poczułem ulgę. To nie mama. Nic złego się nie dzieje. Tata jest nadal z nami, w domu.

      – Hej – odezwałem się, zdziwiony, że do mnie dzwoni. Przecież wiedziała, że wybieram się na imprezę.

      – Przyjedziesz po mnie czy nie? – spytała rozdrażnionym głosem.

      – Nie mówiłaś, że mam przyjechać. Jestem już na miejscu.

      – Serio? Nie przyjdę, jeśli po mnie nie przyjedziesz, West!

      Była wkurzona. W sumie żadna nowość, bo Raleigh przeważnie była na mnie o coś wkurzona.

      – W takim razie zobaczymy się kiedy indziej. Nie mam dziś nastroju na twoje numery, Ray.

      Raleigh nie miała pojęcia o moim ojcu. Nie chciałem, żeby ludzie dowiedzieli się, jak bardzo jest chory. Trzymaliśmy to w tajemnicy, a ponieważ miejscowy szpital nie był w stanie leczyć raka jelita grubego w tak zaawansowanym stadium, woziliśmy tatę do oddalonego o godzinę drogi Nashville. Zwykle w małym miasteczku trudno ukryć takie rzeczy, ale jakoś nam się udawało. Było to o tyle łatwiejsze, że mama nie miała w Lawton zbyt wielu przyjaciół.

      Jako dzieciak kompletnie tego nie rozumiałem, ale teraz wiedziałem dlaczego. Mój tata był w liceum gwiazdą futbolu. Rozsławił Lawton, grając najpierw w drużynie Uniwersytetu Alabamy, a potem wchodząc do składu New Orleans Saints. Z kolei mama była prawdziwą księżniczką – jej stary miał w kieszeni prawie całą Luizjanę. Tata zakochał się w niej na zabój.

      Jakiś czas później, tuż po tym, jak uszkodził sobie kolano i przez to pogrzebał swoją sportową karierę, okazało się, że jego dziewczyna jest w ciąży. Pobrali się wbrew jej rodzinie, a potem zabrał ją ze sobą z powrotem do Alabamy. Jego rodzinne miasteczko wiedziało swoje: on był ich bohaterem, a ona im go ukradła. Od tego czasu minęło siedemnaście lat, a oni nadal odnosili się do niej z rezerwą. Ale mama sprawiała wrażenie, jakby w ogóle jej to nie przeszkadzało. Kochała tatę, on i ja byliśmy całym jej światem. To jej wystarczało.

      – Słuchasz mnie?! – wyrwał mnie z zamyślenia piskliwy okrzyk Raleigh.

      Raleigh i ja byliśmy specyficzną parą: ona lubiła się ze mną pokazywać, a mnie podobał się jej tyłek i cała reszta. Nie było między nami uczucia ani zaufania. Chodziliśmy ze sobą od ponad roku, ale łatwo ją było trzymać na dystans. W tym momencie zresztą nie miałem czasu na nic innego.

      – Słuchaj, Ray, nie chce mi się teraz gadać. Muszę odetchnąć. Dajmy sobie dziś spokój, pogadamy w przyszłym tygodniu, dobra?

      Nie czekając na odpowiedź, zakończyłem połączenie. I tak wiedziałem, co od niej usłyszę: wymówki i groźby, że prześpi się z którymś z moich kumpli. Znałem to już na pamięć.

      I prawdę mówiąc, miałem to gdzieś.

      Przyśpieszyłem kroku, przedzierając się przez wysoką trawę i mijając rząd drzew. Tuż za nimi rozciągało się otwarte pole, na którym zwykle imprezowaliśmy. Należało do dziadka Rykera i Nasha Lee. Byli kuzynami i grali w naszej drużynie. Starszy pan pozwalał urządzać na nim imprezy jeszcze w czasach, gdy sam miał synów w liceum. Pole znajdowało się już prawie poza miastem, najbliższej położonym budynkiem był właśnie dom dziadka, ale nawet i on był oddalony o prawie dwa kilometry. Mogliśmy więc imprezować do woli i nie obawiać się, że będą nas podglądać jacyś wścibscy sąsiedzi.

      Przeczesałem wzrokiem pole, wyławiając z tłumu sylwetkę Brady’ego Higgensa, mojego najlepszego kumpla jeszcze z podstawówki. Podawał do mnie piłki, odkąd oboje chodziliśmy do szkółki piłkarskiej Pop Warner. Był najlepszym rozgrywającym w całym stanie, bez dwóch zdań.

      Na mój widok Brady podniósł puszkę piwa w powitalnym geście. Siedział na pace swojego pikapa, którym wjechał aż na pole, żeby wykorzystać zamontowany w nim agregat do podłączenia muzyki. Między jego nogami usadowiła się Ivy Hollis. Nie było to dla nikogo zaskoczeniem, skoro spędzili ze sobą większość lata. Ivy miała przed sobą ostatnią klasę, była główną cheerleaderką i robiła wszystko, by usidlić Brady’ego. Zwłaszcza że jego poprzednia dziewczyna skończyła liceum i przeprowadziła się na drugi koniec kraju.

      – Najwyższa pora – odezwał się Brady z prześmiewczą miną, rzucając mi puszkę piwa. Rzadko kiedy pozwalał sobie na alkohol. Nie żeby miał coś przeciwko, ale bardzo mu zależało, żeby w przyszłym roku dostać się do drużyny uniwersyteckiej. Mnie kiedyś też, ale to było dawno. Teraz funkcjonowałem z dnia na dzień, modląc się, żeby tata od nas nie odszedł. Piwo było dla mnie ostatnią deską ratunku na wszystkich naszych imprezach. Nie potrafiłem się