wiedzieć, dlaczego nie idziesz z innymi na budowę, powiesz mu, że teraz pracujesz dla Tätowierera.
Kiedy Lale wraca na stanowisko pracy, widzi, że jego narzędzia są spakowane do torby, a stolik złożony. Baretzki czeka na niego.
– Zabierzesz to ze sobą do pokoju. Codziennie rano zgłosisz się w budynku administracji po materiały i instrukcje, gdzie masz tego dnia pracować.
– Czy mogę prosić o dodatkowe materiały i stolik dla Leona?
– Dla kogo?
– Mojego asystenta.
– Poprosisz w administracji, wszystko ci tam dadzą.
Część obozu, do której Baretzki prowadzi Lalego, jest ciągle jeszcze w budowie. Wiele budynków czeka na wykończenie, a dziwna cisza sprawia, że po plecach Lalego przebiega dreszcz. Jeden z nowych bloków jest gotowy. Esesman pokazuje mu pojedynczy pokój zaraz za drzwiami wejściowymi.
– Tu będziesz spać – mówi Baretzki.
Lale kładzie torbę z narzędziami na twardej podłodze i rozgląda się po niewielkim, odizolowanym pomieszczeniu. Już tęskni za znajomymi z Bloku 7.
Następnie idzie za Baretzkim i dowiaduje się, że od teraz będzie jadł posiłki w pobliżu budynku administracji. Jako Tätowierer jest uprawniony do dodatkowych przydziałów. Idą tam, gdzie wydawany jest obiad, a Baretzki wyjaśnia:
– Chcemy, żeby nasi pracownicy mieli siłę. – Gestem zachęca Lalego do zajęcia miejsca w kolejce. – Dalej, korzystaj, ile wlezie.
Baretzki oddala się w swoją stronę, a Lale dostaje łyżkę cienkiej zupy i kawałek chleba. Połyka szybko jedno i drugie i już ma odejść, kiedy dobiega go czyjś drżący głos.
– Możesz dostać dokładkę, jeśli chcesz.
Lale bierze drugą porcję chleba i przygląda się więźniom wokół; jedzą w ciszy, bez żadnych, nawet zdawkowych rozmów, wymieniają tylko podejrzliwe spojrzenia. Strach i nieufność wiszą w powietrzu. Lale chowa kawałek chleba w rękawie i idzie na swój dawny rewir, Blok 7. Przy wejściu wita skinieniem głowy kapo, do którego najwyraźniej dotarło, że Lale już mu nie podlega. Wchodząc do środka, Lale odpowiada na pozdrowienia mężczyzn, z którymi dzielił blok, strach i marzenia o innym życiu. Kiedy dociera do swojej dawnej pryczy, znajduje tam Leona, siedzącego z nogami przewieszonymi przez krawędź. Lale zagląda w twarz młodego człowieka. Błękitne oczy patrzą z ujmującą łagodnością i szczerością.
– Wyjdź ze mną na chwilę na zewnątrz.
Leon zeskakuje z pryczy i idzie za nim. Wszystkie oczy są w nich wpatrzone. Za rogiem Lale wyciąga kawałek stęchłego chleba z rękawa i podaje Leonowi, który natychmiast go pochłania. Dopiero kiedy zniknie ostatni kęs, Leon przypomina sobie, żeby podziękować.
– Pewnie nie było cię na kolacji. Dostaję teraz dodatkowy przydział. Postaram się podzielić z tobą i resztą, jak tylko będę mógł. Teraz wracaj do środka. Powiedz im, że cię tu wyciągnąłem, żeby cię za coś objechać. I nie zwracaj na siebie uwagi. Zobaczymy się rano.
– Nie chcesz, żeby wiedzieli, że dostajesz dodatkowy przydział?
– Nie. Zobaczymy, co będzie. Wszystkim naraz nie dam rady pomóc, a zresztą niepotrzebny im dodatkowy powód do przepychanek.
Lale z mieszaniną uczuć, których nie potrafi nazwać, patrzy, jak Leon wraca na jego stary blok. Czy skoro teraz mam te przywileje, powinienem się czegoś obawiać? Dlaczego jest mi tak smutno stąd odchodzić, skoro nie dawało mi to żadnej ochrony? Wchodzi między cienie na wpół ukończonych budynków. Jest zupełnie sam.
Tej nocy po raz pierwszy od miesięcy Lale nie śpi skulony. Nikt go nie kopie, nikt nie popycha. Pławiąc się w luksusie własnego łóżka, czuje się jak król. I jak król musi teraz ostrożnie ważyć powody, dla których inni będą chcieli się z nim zaprzyjaźnić albo zwierzać z sekretów. Czy są zazdrośni? Czy chcą odebrać mi pracę? Czy mogę być o coś niewinnie oskarżony? Widział, jakie w obozie są konsekwencje chciwości i braku zaufania. Większość więźniów wierzy, że im mniej będzie ludzi, tym więcej jedzenia zostanie dla innych. Jedzenie to waluta. Jeśli je masz, przeżyjesz. Masz siłę, żeby zrobić, co ci każą. Możesz przeżyć jeszcze jeden dzień. Nie masz, to osłabniesz tak, że wkrótce będzie ci wszystko jedno. Nowa praca dodatkowo komplikuje i tak już złożony problem: jak przeżyć. Lale jest pewien, że wychodząc z bloku, gdzie na pryczach leżeli zgnębieni mężczyźni, słyszał, jak ktoś pod nosem mówi „kolaborant”.
Następnego dnia rano Lale czeka na Leona pod budynkiem administracji. Zjawia się Baretzki i chwali go, że tak wcześnie się stawił. Lale trzyma torbę w ręce, a jego stolik stoi obok na ziemi. Baretzki każe Leonowi zostać, a Lale ma wejść za nim do środka. Lale rozgląda się po przestronnym biurze. Widzi wiodące w różne strony korytarze i coś, co wygląda jak pomieszczenia kancelaryjne. Za sporych rozmiarów biurkiem recepcji ustawiono kilka mniejszych, za którymi siedzą pogrążone w pracy młode kobiety – przepisują na maszynie dokumenty i zajmują się kartoteką. Baretzki przedstawia Lalego esesmanowi – „To jest Tätowierer” – i powtarza, że tutaj ma się codziennie zgłaszać po materiały do pracy i instrukcje. Lale prosi o dodatkowy stolik i narzędzia dla asystenta, który czeka na zewnątrz. Prośba zostaje spełniona bez komentarza. Lale oddycha z ulgą. Przynajmniej udało mu się uratować jednego człowieka przed ciężką robotą. Przypomina sobie Pepana i w duchu mu dziękuje. Zabiera stolik i upycha dodatkowe materiały w torbie. Ma już wychodzić, kiedy woła go jeden z urzędników.
– Zawsze noś przy sobie tę teczkę, jak ktoś zapyta, powiedz, że jesteś z Politische Abteilung, a nikt nie będzie cię niepokoił. Co wieczór odnieś papier z numerami, ale teczkę zatrzymaj.
Stojący obok Baretzki parska śmiechem.
– To prawda, ta torba i hasło powinny cię uchronić przed wszystkimi. Poza mną, rzecz jasna. Jak coś spieprzysz i ściągniesz na mnie kłopoty, to żadna torba ani żadne hasła ci nie pomogą.
Dłoń esesmana wędruje w stronę pistoletu, spoczywa na kaburze i otwiera zapięcie. Zamyka. Otwiera. Zamyka. Baretzki oddycha głośno, a Lale robi to, co w tej chwili wydaje mu się najmądrzejszym posunięciem – opuszcza wzrok i wychodzi.
Transporty przybywają do Auschwitz-Birkenau na okrągło, dzień i noc. Lale i Leon przyzwyczaili się do pracy przez całą dobę. W takie dni Baretzki pokazuje najpaskudniejsze strony swojego charakteru. Zasypuje Leona gradem obelg lub ciosów, obwinia go o to, że przez jego ślamazarność nie może iść spać. Lale szybko się uczy, że wszelkie próby powstrzymania Baretzkiego skutkują tylko jeszcze większą jego złością.
Kiedy pewnego dnia kończą pracę w Auschwitz nad ranem, Baretzki szykuje się, żeby odejść, zanim jeszcze Lale i Leon spakowali warsztat. Zawraca, a na jego twarzy maluje się wahanie.
– Dobra, pieprzyć to, możecie sami wrócić do Birkenau. Ja tu przenocuję. Tylko macie tu być z powrotem o ósmej rano.
– Skąd mamy wiedzieć, która jest godzina? – pyta Lale.
– Gówno mnie to obchodzi, macie tu być, i już. I niech wam do łba nie przyjdzie uciekać. Sam was dopadnę i zarżnę z radością. – Esesman oddala się chwiejnym krokiem.
– Co robimy?
– To, co nam ten dupek kazał. Chodź, potem przyjdę cię obudzić, jak będzie czas wstawać.
– Jestem strasznie zmęczony. Nie możemy zostać tutaj?
– Nie. Jeśli cię nie znajdą rano na bloku, to zaczną cię szukać. No dalej, idziemy.
Lale