gdy go usłyszymy, dowiemy się, skąd pochodzi.
Zmarszczyłem brwi.
– Rozumiem już założenia twojego planu. Chodzi o to, że może to być gdziekolwiek we wszechświecie i jeśli sonda zacznie go nadawać, przechodząc, to nadal będzie to robić, gdy trafi do docelowego układu. Nawet jeśli niemal natychmiast ulegnie zniszczeniu, coś usłyszymy.
– Dokładnie, sir.
– Nie podoba mi się to z dwóch powodów.
– Jestem gotów bronić mojej propozycji – stwierdził.
– Na pewno. Pierwszy powód: nigdy nie wysyłaliśmy przez pierścień niczego głośnego. Chcieliśmy być ostrożni, żeby nie sprowokować makrosów do ataku.
– Moim zdaniem nasze próby nierzucania się w oczy albo nie zadziałały, albo nie były istotne. To, że sondy nigdy nie wracają, a makrosy nadal nas nie atakują, sugeruje, że nasze urządzenia zostały wykryte i zniszczone, a jednak nie spowodowało to oczekiwanej reakcji.
Skinąłem głową.
– Muszę przyznać ci rację. I chciałbym też wiedzieć, z czym mamy do czynienia, więc jestem gotów na pewien stopień ryzyka. Ale jest jeszcze moje drugie zastrzeżenie: twój sygnał radiowy nie dotrze tu w rozsądnym czasie. Co, jeśli sonda znajdzie się sto lat świetlnych stąd? Naprawdę mamy czekać przez sto lat na wynik eksperymentu?
– Nie. Odpowiedź będzie natychmiastowa.
– Jak?
– Nie proponuję użycia sygnałów radiowych. Zamiast tego użyję komunikacji przez pierścienie opartej na splątaniu kwantowym.
Pokręciłem głową.
– Dziwię ci się.
– Naprawdę, pułkowniku?
– Tak. Twój plan nie może zadziałać. Im więcej o nim słucham, tym bardziej myślę, że masz jakiegoś asa w rękawie.
– Może pan wyjaśnić? – spytał.
– Wiesz tak samo dobrze jak ja, że pierścień jest nieustannie zakłócany.
Miał już zaprzeczyć, ale uniosłem rękę, uciszając go.
– Krótka transmisja przez pierścień nic nam nie powie. A jeśli nawet, to nie skąd pochodzi. Będziemy mieli tylko nanosekundę na odczyt. W przypadku radia sygnał jest chociaż kierunkowy. Moglibyśmy namierzyć źródło, gdyby dotarł bezpośrednio z kosmosu.
– To bardzo ciekawe obiekcje, ale czy naprawdę myśli pan, że przyszedłem tu z niekompletną propozycją?
Na chwilę zamilkłem.
– Nie, raczej nie – odpowiedziałem w końcu.
– Nie jestem tu, by obrażać pańską inteligencję, pułkowniku. Przemyślałem te trudności i uważam, że mam rozwiązanie. Po pierwsze, nie użyjemy do przekazania transmisji pierścienia w układzie Thora. Po drugie, udało mi się znaleźć sposób namierzenia kierunku, z którego pochodzi sygnał przekazywany poprzez rezonans pierścieni.
W końcu udało mu się przykuć moją uwagę. Czasami, kiedy Marvin naprawdę się rozkręcał, trzeba było po prostu dać mu się wygadać. Myślał na pewno inaczej, a być może dużo sprawniej niż jakikolwiek człowiek, przynajmniej jeśli chodzi o rzeczy w rodzaju nauk ścisłych czy inżynierii. Był najinteligentniejszą istotą, jaką spotkałem.
Wyjaśnił szczegółowo, jak to zrobi. Było to genialne, nawet jak na Marvina. To on odkrył komunikację pierścień–pierścień, więc powinienem się domyślić, że udoskonali tę technikę. Ale nie domyśliłem się.
– Mówisz, że dasz radę to zrobić? – spytałem, gdy skończyłem przeglądać kolejne ekrany schematów, diagramów i równań. – Sprawisz, że dwa małe urządzenia połączą się natychmiastowo na odległość nawet stu lat świetlnych?
– Owszem. I do tego będę w stanie wykryć kierunek pochodzenia sygnału. Przetestowałem to.
Byłem pod wrażeniem projektu Marvina. W przeszłości stworzył komunikatory rezonacyjne. Każdy okręt we flocie został w nie wyposażony. Z ich użyciem można było zmienić pierścienie w sieć routerów, przekazujących informacje między odległymi okrętami w czasie rzeczywistym. Różnicę stanowił tym razem rozmiar urządzeń – każde było dużo mniejsze i nie wymagało łączności z pierścieniami.
– Masz prototypy dla tych mniejszych pierścieni komunikacyjnych? – spytałem podekscytowany.
– Gdybym miał, nie potrzebowałbym pańskiej zgody, by je zbudować. Prawda, pułkowniku?
Mina nieco mi zrzedła.
– Niech zgadnę… To będzie mnie kosztować, co?
– Urządzenia te będą wymagały fantastycznego nakładu mocy i surowców. Skonstruuję pierścienie z ciemnej materii, z jakiej składają się zapadnięte gwiazdy, formując ją w odpowiednio splątane kształty. Muszą być w zasadzie tym samym pierścieniem.
– Jak można kształtować ciemną materię? Nie da się jej nawet dotknąć.
– Fizyczny kontakt byłby niebezpieczny, a nawet w zasadzie niemożliwy. Użyjemy emiterów grawitacyjnych, podobnych do broni i napędu Fobosa, ale na dużo większą skalę.
– Większą? – Nie podobało mi się to. Fobos miał jedenaście kilometrów średnicy i około połowy jego objętości zajmowały generatory. – Ile mocy wymagałyby te emitery grawitacyjne?
– Moc lokalnej gwiazdy powinna wystarczyć.
– Co? – spytałem. – Chodzi ci o Słońce? Oszalałeś?
– Ludzie często sugerują, że mam w obwodach pewien irracjonalny czynnik, który sprawia, że moje teorie i plany są nierozsądne. Jeśli to pasuje do pańskiej definicji szaleństwa, to być może owszem.
– Tak – powiedziałem powoli, próbując jakoś ogarnąć umysłem propozycję Marvina. – Szalony jak kapelusznik.
W końcu sobie poszedł, a Jasmine wyszła z łazienki, susząc włosy.
– Czego znowu chciała ta maszyna? – spytała.
– Chce zbudować wielki kij i trącać nim makrosy.
– To szaleństwo.
– Tak… – odparłem. – Ale chyba mu pozwolę.
Rozdział 4
Następnego wieczora zwołałem spotkanie z admirałem Newcome’em i jego starszymi oficerami. Po drodze podjąłem ostateczną decyzję. Postanowiłem polecieć z Marvinem do układu Thora, by przeprowadzić z nim ten eksperyment. I tak miałem już trochę dość Ziemi.
– Admirale – zacząłem – mam dla pana propozycję.
Usiedliśmy razem do posiłku – pieczonych wiatrodryfów, zamrożonych i przywiezionych z układu Edenu. Cóż, pozycja oznaczała pewne przywileje.
Newcome spoglądał na mnie z pewnym niepokojem. Był wcześniej oficerem RAF. Miał sześćdziesiąt jeden lat i jego głowa przyprószona była siwizną.
Gdy Crow przejął władzę i ogłosił się imperatorem, nie dokonał przewrotu samodzielnie. Miał na to nieoficjalne przyzwolenie co większych sił zbrojnych planety. Newcome był częścią tego spisku. Szybko awansował w siłach Imperium i trafił ostatecznie na okręty kosmiczne.
Wielu z naszych oficerów wywodziło się z lotnictwa czy marynarki różnych krajów, podobnie jak on. Można by się spierać, którzy z nich radzili sobie lepiej w kosmosie. Osobiście uważałem, że ludzie