Piotr Rozmus

Piętno mafii


Скачать книгу

w rytm jakiegoś „przytulańca”.

      – Widzisz? – zapytała raz jeszcze Madejska. – Stoi tam, przy fortepianie.

      Agnieszka z niechęcią oderwała wzrok od Anki i jej nowego znajomego. Dostrzegła blondynkę. Miała niesamowitą figurę.

      – Tak, widzę – przytaknęła.

      – Leci z nami. Po kilku pokazach wsadzam ją w samolot do Mediolanu – Madejska skinęła w stronę kelnerki. Tym razem sama poprosiła o drinka. Upiła łyk i spojrzała Agnieszce w oczy. – Wiesz, od kiedy dla mnie pracują? No zgadnij.

      – Nie mam pojęcia.

      – Od dwóch miesięcy.

      Agnieszka nie mogła uwierzyć. Po dwóch miesiącach w roli modelek te dziewczyny wyruszały do miast uchodzących za mekki modelingu. To wszystko było niczym sen. Ale ona już teraz miała wrażenie, że śni, siedząc tu z kobietą, którą znała jedynie z telewizji i okładek topowych czasopism modowych. W jej głowie znów rozbrzmiało pytanie: „Co Madejska robiła w takim miejscu?”.

      – Wierzysz w przeznaczenie?

      – Słucham? – Agnieszka ponownie skupiła wzrok na swojej rozmówczyni. Poczuła delikatne zawroty głowy. Drink zaczynał działać.

      – W przeznaczenie. Wiesz, że nic się nie dzieje przypadkiem…

      – Ach, tak… chyba. Sama nie wiem.

      – Ja wierzę. I wiesz, co myślę? Myślę, że właśnie nieprzypadkowo się tu dzisiaj znalazłaś.

      Na ustach Agnieszki pojawił się nieśmiały uśmiech.

      – Maks często organizuje podobne imprezy. – Madejska rozejrzała się po pokoju, szukając wzrokiem gospodarza. Napiła się drinka. – Ale ja rzadko na nich bywam. W ogóle sporadycznie bywam w Polsce, a kiedy już jestem, to większość czasu spędzam w Warszawie.

      – Skąd go pani zna?

      Kobieta popatrzyła na nią wymownie. Spojrzenie jej ciemnych, nieprzeniknionych oczu krępowało Agnieszkę.

      – Powiedzmy, że wiele mu zawdzięczam… – Szklaneczka znowu powędrowała do góry. Tym razem Madejska opróżniła ją do dna. Uśmiech, który przez większą część rozmowy gościł na jej twarzy, zniknął na ułamek sekundy. Kiedy ponownie się pojawił, powiedziała: – Masz wszystko, co potrzebne, aby zaistnieć w tej branży.

      Zawroty głowy znowu dały o sobie znać. Agnieszka nie wiedziała, czy były spowodowane wypitym alkoholem, czy też tak podziałały na nią słowa, które przed chwilą usłyszała.

      – Naprawdę tak pani myśli?

      – Wiem to. Jedyne, czego potrzebowałaś, to spotkać na swojej drodze odpowiednią osobę. – Przerwała na chwilę dla większego efektu. – I dzisiaj się to stało. Dlatego uważam, że to przeznaczenie. Kiedy wrócę z Tokio, chcę, żebyś przyjechała do mnie do Warszawy.

      – Naprawdę?

      – Przestań to ciągle powtarzać. – Tym razem Madejska się roześmiała. – Jesteś piękną dziewczyną! Więcej pewności siebie, bo bez tego daleko nie zajdziesz. Na wybiegu pewność siebie musi od ciebie bić, rozumiesz?

      Była modelka zasygnalizowała kelnerce, że ma ochotę na kolejnego drinka. Agnieszka – mimo ogromnego podekscytowania – wykorzystała ten moment, aby rozejrzeć się za Anką. Nie mogła jej zlokalizować wśród tłumu tańczących par. Jakiś obleśny łysy facet całował młodą dziewczynę, inny wciągał kreskę kokainy prosto ze srebrnej tacy. Po wszystkim klepnął kelnerkę w tyłek. Agnieszkę przepełniały sprzeczne uczucia. Z jednej strony chciała stąd wyjść, i to jak najszybciej, z drugiej bardzo pragnęła, by rozmowa z Madejską trwała. Wreszcie dostrzegła Ankę, która grzecznie podążała za nowo poznanym chłopakiem. Para najwyraźniej zmierzała do innego pokoju.

      – Znasz Patryka Maszewskiego? – zapytała Madejska, a Agnieszka ponownie skupiła na niej wzrok.

      Cóż to było w ogóle za pytanie? Przecież był jednym z najbardziej znanych fotografów w Polsce.

      – Tak, oczywiście…

      Kiedy Agnieszka zerknęła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziała Ankę, tej już nie było.

      – Co byś powiedziała, żeby to on zrobił ci parę zdjęć? Wyślemy je do Tokio i Mediolanu. Za dwa miesiące to ty możesz tam być…

      „Czy to się dzieje naprawdę?” – pytanie ponownie zabrzmiało w jej głowie. Nie chciała się ruszać z miejsca, a jednocześnie wiedziała, że powinna pobiec za Anką, zanim ta zrobi coś naprawdę głupiego.

      – Przepraszam – rzekła, wstając. – Za chwilę do pani wrócę…

      Madejska chyba coś odpowiedziała, ale Agnieszka nie zwracała uwagi na jej słowa. Odstawiła niedopity drink na stolik i ruszyła w stronę holu. Wszystko wokół wirowało. Ktoś ją potrącił. Minęła jakieś dwie wstawione dziewczyny. Z rozmazanymi makijażami i bez masek wyglądały jak klauny. A może tylko jej się wydawało?

      Schody. Na ich szczycie dostrzegła Ankę. Chciała krzyknąć, ale nie wiedzieć czemu z jej ust nie wydobył się żaden dźwięk. Zmierzała na górę chwiejnym krokiem, przytrzymując się barierki. Jakiś facet chwycił ją za nadgarstek. Jego twarz była niewyraźna. Cedził słowa, których nie mogła zrozumieć. Odtrąciła jego rękę. Pokonała kilka następnych stopni i dotarła na półpiętro. Oparła się plecami o ścianę. „Boże, co się ze mną dzieje?”

      – Ank…! – Wydawało jej się, że zaraz zemdleje. – Anka!

      I wtedy znowu poczuła czyjś dotyk. Ktoś silnym ramieniem objął ją wpół.

      – O co chodzi? – zapytał.

      Znała ten głos. To był Maks. Poczuła zapach jego wody toaletowej i ciepły oddech przesiąknięty alkoholem.

      – Po co te krzyki?

      – An…ka, ona…

      – Ciii. Już dobrze – wyszeptał jej do ucha. – Przecież twoja koleżanka jest dużą dziewczynką. Ty też, prawda?

      Maks przesunął dłoń na jej pośladek. Chciała ją strącić, ale był za silny, chciała krzyczeć, ale zakrył jej usta. Przycisnął ją do ściany.

      – Nie bądź taka niedotykalska. Znam takie jak ty. Niby grzeczna dziewczynka, ale ja wiem, czego naprawdę chcesz…

      Kiedy pokonywali kolejne schody, jej stopy praktycznie ich nie dotykały.

      – Na górze jest impreza, której nigdy nie zapomnisz…

      Próbowała walczyć, szarpała się ostatkiem sił, lecz czuła, jakby jej ciało krępowały grube liny. Nie mogła się ruszyć, nie mogła oddychać. Zdawało jej się, że kogoś minęli w ciemnym korytarzu. Ten ktoś nawet nie zareagował.

      Maks otworzył drzwi. W pokoju było kilkanaście osób. Na wielkim łóżku leżała Anka. Ktoś zdzierał z niej ubranie. Dwóch mężczyzn przytrzymywało jej ręce. Inny zaklejał jej usta taśmą. Agnieszka na ułamek sekundy uchwyciła spojrzenie przyjaciółki. Przez ten krótki moment, mimo wypitego alkoholu, jej wzrok wyostrzył się na tyle, by dostrzec w oczach Anki przerażenie, jakiego nie widziała jeszcze nigdy w życiu. Maks pchnął ją w jej stronę. Wylądowała na miękkim materacu. Natychmiast dopadły ją silne ręce. Odwróciły ją na plecy. Ściągały spodnie. Widziała wampira, małpiszona, klauna i Maksa. Stał nad nią uśmiechnięty.

      – A nie mówiłem, że niebawem nie będziesz się musiała martwić o strój? – zapytał, odpinając klamrę paska.

      7

      Marta