Piotr Rozmus

Piętno mafii


Скачать книгу

że przez najbliższe kilka minut jest uziemiona, postanowiła poprawić usta błyszczykiem.

      – O której będziesz w domu? – zapytała Marta.

      – Około dwudziestej trzeciej – oznajmiła Agnieszka, prezentując lśniący uśmiech. Na matce nie zrobił on jednak specjalnego wrażenia.

      – Niezła próba, ale masz być z powrotem najpóźniej o dwudziestej drugiej.

      – Ja kazałbym jej być nawet o dwudziestej pierwszej – wtrącił Bartek.

      Agnieszka posłała mu piorunujące spojrzenie. Gdyby wzrok mógł zabijać, chłopak już by nie żył.

      – Film zaczyna się o osiemnastej. Załóżmy, że skończy się choćby i o dwudziestej trzydzieści. Co chcecie robić przez resztę czasu? – Marta nie dawała za wygraną.

      – Pochodzimy z Anką trochę po sklepach i wrócimy autobusem.

      – Galerianki się znalazły – szepnął pod nosem Bartek, ale Agnieszka usłyszała to i zdzieliła go po głowie.

      – Auuuu! Za co?! – Chłopak zerknął na siostrę, rozmasowując potylicę.

      – Ty już dobrze wiesz za co. – Marta wbiła w niego palec wskazujący. – Raz jeszcze usłyszę podobny tekst i dostaniesz też ode mnie. Z podwójną siłą. Zrozumiano?

      Bartek od niechcenia pokiwał głową.

      – A ciebie widzę w domu o dwudziestej drugiej. – Palec powędrował w stronę Agnieszki. – Zostanie wam co najmniej godzina na sklepy. Myślę, że wystarczy. Poza tym będę czekała na ciebie z sałatką. A najlepsza jest na świeżo.

      – Dobra, już dobra – powiedziała Agnieszka, przewracając oczami.

      Dotarli na drugie piętro.

      – Baw się dobrze i pamiętaj, dwudziesta druga – przypomniała Marta, robiąc groźną minę.

      Bartek ruszył w stronę marketu, a ona stała jeszcze przez chwilę, obserwując, jak jej córka wjeżdża na trzeci poziom. Agnieszka odwróciła się w ostatniej chwili i pomachała do matki.

***

      Sytuacja przy punktach gastronomicznych niewiele się różniła od tej na parkingu i miały spory problem, aby zlokalizować wolny stolik. Agnieszka czaiła się, aż ktoś w końcu zwolni miejsce, a Anka poszła złożyć zamówienie. Gdy tylko jakiś chłopak wstał, chwytając za tacę, dziewczyna ruszyła pędem w jego kierunku. Nie zdążył daleko odejść, kiedy ona już siedziała na krześle.

      – Skończyłeś? – zapytała, lekko się uśmiechając.

      Małolat pokiwał jedynie głową wyraźnie zaskoczony i odszedł. Gdyby Bartek mógł ją teraz zobaczyć, zapewne nie powstrzymałby się od kolejnego komentarza.

      Po kilku minutach siedziały już obie przy stoliku. Agnieszka mieszała widelcem w niewielkiej sałatce, podczas gdy Anka zajadała się frytkami i właśnie odpakowywała duże qurrito.

      – Nie wiem, jak ty to robisz – przyznała Agnieszka, spoglądając na przyjaciółkę.

      – Co robię? – Dziewczyna ugryzła pierwszy kęs, a chwilę później otarła delikatnie sos barbecue z kącika ust.

      – Spalasz te wszystkie kalorie. Jesz jak facet, prawie w ogóle nie ćwiczysz, a waga stoi w miejscu. Wiesz, ile ja muszę się namęczyć, aby tak wyglądać?

      Obie miały po siedemnaście lat, znały się od pierwszej klasy szkoły podstawowej i nie miały przed sobą żadnych tajemnic. Agnieszka doskonale wiedziała, że nienaganna figura Anki to zasługa genów, a nie, jak w jej przypadku, drakońskiej diety i katorżniczych treningów. Od zawsze jej tego zazdrościła. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że jej koleżanka nigdy nawet nie pomyślała o modelingu, podczas gdy ona wiązała z nim przyszłość. O ile łatwiej byłoby jej realizować marzenia z taką przemianą materii.

      – Życie jest za krótkie, aby odmawiać sobie przyjemności – powiedziała Anka, przeżuwając. Qurrito znikało w imponującym tempie. – Radzę ci, byś wzięła to sobie do serca.

      – Łatwo się mówi, kiedy te przyjemności nie wiążą się z żadnymi konsekwencjami.

      Kolejny kęs i po chwili Anka już oblizywała palce, zerkając w stronę kolejki do McDonalda.

      – Zaraz wracam – rzuciła, poderwawszy się z krzesła.

      – A ty dokąd?

      – Wyobraź sobie, że nabrałam ochoty na czekoladowego shake’a.

      – Chyba żartujesz?

      – Ani trochę. I będzie taki duży. – Dziewczyna zobrazowała przyjaciółce wielkość deseru, rozkładając dłonie na jakieś trzydzieści centymetrów. Ruszyła w stronę kolejki, ale zaraz się odwróciła. – Wziąć ci coś jeszcze? Może kolejną sałatkę?

      – Bardzo zabawne. – Agnieszka utkwiła wzrok w swoim wegetariańskim daniu, ponownie zanurzając w nim widelec.

      Czasami miała ochotę odpuścić tę całą dietę, pognać do jakiejś cukierni i zamówić największe lody, jakie mieliby w ofercie. Do tego kawałek ciasta czekoladowego albo szarlotki, a najlepiej jedno i drugie. Wszystko popiłaby kubkiem gorącej czekolady i… Szybko odrzuciła kuszące myśli. Poświęciła zbyt wiele pracy, czasu i sił, aby zaprzepaścić taką szansę. Po ostatniej sesji jej zdjęcia wysłano do Włoch. Właścicielka agencji obiecywała okładkę w „Elle”, „Vogue’u”, „Glamour” i Bóg jedyny raczył wiedzieć gdzie jeszcze, choć ostatnimi czasy Agnieszka zaczęła podejrzewać, że to wszystko to jedynie obietnice bez pokrycia. Zerknęła w stronę McDonalda. Anka najwyraźniej zapomniała o swoim shake’u. Stała teraz z rękoma założonymi na piersiach i prezentując jeden ze swoich najbardziej zniewalających uśmiechów, rozmawiała z jakimś chłopakiem. Poza, którą przybrała, bynajmniej nie oznaczała postawy zamkniętej – Agnieszka dobrze wiedziała, że w ten sposób Anka próbuje jeszcze bardziej wyeksponować swój biust. Stary numer. Zawsze tak robiła, kiedy podobał się jej jakiś facet. Kolejna rzecz, która tak bardzo je różniła – faceci, a raczej podejście do nich. Anka była zdecydowanie bardziej otwarta, zwariowana i wyzwolona. Mimo młodego wieku miała co najmniej kilku partnerów, chociaż Agnieszka poważnie wątpiła, czy można by ich zliczyć na palcach… obu rąk. Z kolei ona wciąż była…

      Na chwilę znów zatopiła spojrzenie w sałatce. Anka i nieznajomy zbliżali się do jej stolika.

      – Aga, to mój kolega, Kuba. Kuba, to Aga, moja najlepsza przyjaciółka.

      Chłopak wyciągnął dłoń w jej kierunku. Agnieszka uścisnęła ją delikatnie, odrywając się od krzesła.

      – Usiądź z nami – zachęcała Anka, wpatrując się w znajomego.

      – Na pewno? Nie chciałbym przeszkadzać. – Chłopak zwrócił nieśmiałe spojrzenie na Agnieszkę, jakby to ona miała zdecydować.

      Ale to Anka była pierwsza:

      – Daj spokój. Nie przeszkadzasz, prawda, Aga?

      Duże ciemne oczy Anki rozpaczliwie poszukiwały aprobaty na twarzy przyjaciółki. Agnieszka znała to spojrzenie. Mówiło: „No odezwij się wreszcie. Powiedz coś. Zobacz, jakie ciacho!”. I trudno się było nie zgodzić. Chłopak był bardzo przystojny i miał zniewalający uśmiech. Kiedy mówił, na policzkach pojawiały mu się charakterystyczne dołeczki. To na plus… Minusem zaś była bejsbolówka z prostym daszkiem (Agnieszka nie lubiła takiego stylu) i zbyt śniada cera, zdradzająca, że chłopak korzystał z solarium.

      – Absolutnie. Będzie nam miło, zapraszamy. – Słowa musiały