Jacek Bartyzel

Nic bez Boga nic wbrew Tradycji


Скачать книгу

przez hiszpańskich ochotników z Ejército de la Fe (i, w przeciwieństwie do najazdu napoleońskiego, witaną przez lud entuzjastycznie216), rojaliści–tradycjonaliści tworzyli ze zwolennikami „despotyzmu ministerialnego” jeden polityczny front przeciwko wspólnemu wrogowi, czyli liberałom. To jest zatem przyczyna, dla której faktyczna różnica pomiędzy nimi mogła być niedostrzegana lub bagatelizowana. Jednak relacje pomiędzy realistas, pragnącymi rewitalizacji monarchii tradycyjnej, a biurokratyczną kamarylą fernandinos (i samym królem też), którym wystarczał powrót do utartych kolein despotyzmu ministerialnego, układały się coraz gorzej. Można by powiedzieć, że – fałszywy, zawistny (celoso) i makiawelski, jak go nazywa Menéndez Pelayo217 – król (tak po 1814, jak po 1823 roku) skwapliwie realizował program negatywny rojalistów (odmowa zaprzysiężenia konstytucji gaditana218 i uznania nieprawowitych Kortezów, rozprawa z liberałami), ale pozostawał głuchy na ich program pozytywny: przywrócenie Kortezów tradycyjnych oraz swobód prowincjonalnych.

      Sojusz realistas tradycjonalistycznych z fernandinos rozpada się więc definitywnie w drugiej połowie lat 20., kiedy staje się jasne, że król nie tylko, iż nie zamierza przywracać żadnych starożytnych instytucji, lecz wprost przeciwnie – najpierw (1818) ogranicza, a potem (1829) znosi całkowicie fueros nawaryjskie219. Nie przywraca także (jak w 1814 roku) inkwizycji220, za to tworzy pierwszą w historii Hiszpanii państwową policję221. Co więcej, po dokonaniu krwawej zemsty na liberałach za doznane od nich upokorzenia, król idąc za sugestiami swoich ministrów i zauszników (hr. de Ofalia, Ceferino González, F. Cea Bermúdez), zaczął skłaniać się ku przygotowywaniu transformacji ustrojowej, ale w zupełnie inną stronę, niż pragnęli tego tradycjonaliści, bo w kierunku modelu nowoczesnej monarchii konstytucyjnej na wzór francuskiej la monarchie selon la Charte, czyli wychodząc naprzeciw pragnieniom liberałów. Stopniowemu (od 1824 roku) amnestionowaniu liberałów, towarzyszyło pozbywanie się rojalistycznych ministrów (ks. kanonik Víctor Damián Sáez, markiz de Casa–Irujo, książę del Infantado) oraz dowódców wojskowych222. Propagandowym majstersztykiem dotychczasowych wyznawców despotismo ministerial była ich nowa autoprezentacja jako rojalistów umiarkowanych (moderados), przy jednoczesnym przedstawianiu tradycjonalistów jako ekstremistycznych ultraabsolutistas, względnie absolutistas exaltados. Ci drudzy natomiast – którym jako jedyna realna siła pozostała utworzona w okresie wojny domowej milicja pod nazwą Voluntarios Realistas – określający się teraz zazwyczaj jako apostólicos, zaczęli skupiać się wokół królewskiego brata i następcy tronu, pobożnego Don Carlosa, który stał się przywódcą i dynastycznym sztandarem zarazem „partii katolickiej”. Należy przeto przyznać rację tym historykom, którzy twierdzą, że karlizm (carlismo) istnieje faktycznie, tylko nie pod tą nazwą i bez problemu sukcesji (bo go jeszcze nie było), już od 1824 roku223. Ujawniło się to w szczególności podczas chaotycznego powstania ludowego pomiędzy marcem a wrześniem 1827 roku w Katalonii, zwanego wojną (guerra) lub rewoltą (revuelta) „obrażonych”224 (los agraviados, katal. malcontents)225, za które odpowiedzialność wzięła dopiero w sierpniu Tymczasowa Junta Najwyższa Rządu Księstwa Katalonii, wydając 25 sierpnia z Manresy manifest w obronie religii i króla, który firmował Agustí Saperes, zwany El Caragol („Ślimak”). W następnym manifeście, datowanym 13 września z Reus, jako cel powstania wskazywano obronę Religii, Króla i Inkwizycji przeciwko „masonom, węglarzom i przestępcom” (masones, carbonarios y comuneros). Podczas guerra de los agraviados rozbrzmiewały gdzieniegdzie żądania wzniesienia Don Carlosa na tron, wypowiedziane expressis verbis – aczkolwiek w dość asekuracyjny sposób, jako powołanie się na opinię „pewnych prałatów”, iż byłoby to uprawnione w wypadku oczywistego dowodu, iż król Ferdynand stał się „sekciarzem”226 – także w manifeście Junty, datowanym 22 września z Abres227.

      Zarówno w „wojnie oburzonych”, jak i w okresie ją bezpośrednio poprzedzającym, jest wiele faktów wciąż niewyświetlonych, jednak najbardziej tajemniczą kwestią z tego okresu jest tzw. Manifest Rojalistów Czystych (Manifiesto de los Realistas Puros)228, datowany 1 listopada 1826 roku z Madrytu i wydany w imieniu członków nieznanej z jakiejkolwiek innej działalności Federacji Katolickiej (Católica Federación); manifest, do którego nikt się nie przyznaje, również jako „spadkobierca”. Jakkolwiek artykulacja ideałów i celów tradycjonalistów jest tam bardzo jasna, analiza historyczno–polityczna dojrzała, a charakterystyka psychologiczno–ideowa króla niezwykle trafna, to jednak znalazły się tam sformułowania szokująco obraźliwe i buntownicze. Przede wszystkim autorzy – powołując się na dewizę salus populi suprema lex esto – zapowiadają zrzucenie z tronu „tępego i zbrodniczego Ferdynanda Burbońskiego” (derroquemos del trono al estúpido y criminal Fernando de Borbón) oraz, zgodnie z zapowiedzią w tytule, proklamują „szefem naszej świętej sprawy” Czcigodny Majestat (Augusta Magestad) Karola V, jako Księcia znanego z cnót charakteru, wielkoduszności i oddania Kościołowi229. Zarówno skandaliczny tenor tej deklaracji, jak kompletna anonimowość autorów230 skłaniają powszechnie historyków do niemal pewności, iż manifest ów był – bardzo inteligentną, bo uwiarygodnioną poziomem analizy – „fałszywką” spreparowaną przez policję fernandyńską celem skompromitowania Don Carlosa i być może nawet oskarżenia go o zdradę stanu, albo (jak przypuszcza Julio Aróstegui) prowokacją emigracyjnych liberałów, obliczoną na wywołanie otwartego konfliktu w rodzinie królewskiej231.

      Po krwawej rozprawie króla z agraviados tradycjonalistom pozostało już tylko przeczekać (niecieszącego się dobrym zdrowiem) Ferdynanda VII, aby móc zrealizować swoje postulaty pod panowaniem Karola V. Lecz Sankcja Pragmatyczna z marca 1830 roku, zmieniająca arbitralnie zasady sukcesji na korzyść córki królewskiej, zadała tym oczekiwaniom śmiertelny cios. Można zatem stwierdzić, że ostatnie dziesięciolecie (1823–1833) absolutyzmu w Hiszpanii, nazwane przez publicystykę i historiografię liberalną „Złowieszczą Dekadą” (Década Ominosa), w ostatecznym rezultacie okazało się złowieszcze wcale nie dla liberałów, którzy stali się beneficjentami politycznego zwrotu króla i absolutystów – „reformistów”, tylko dla tradycjonalistów – karlistów.

      Gdyby spróbować w symbolicznym skrócie unaocznić przepaść, jaka rozwiera się pomiędzy światem ideowym i mentalnością tradycjonalisty a empiryczną rzeczywistością świata nowoczesnego – także w wydaniu konserwatywnym, to można tu przywołać okrzyk, który rozbrzmiewał właśnie podczas insurekcji los agraviados: ¡Viva la Inquisición y muera la Policía! Istnienie trybunału duchownego, który troszczy się o czystość Wiary i ład duszy, ścigając i karząc herezję, jest dla tradycjonalisty czymś naturalnym i pożądanym; co innego świecka instytucja represji, która w najlepszym wypadku troszczy się jedynie o porządek zewnętrzny, o to, co św. Paweł Apostoł nazywa ładem uczynków