Ta teza wymagałaby dokładniejszego zbadania, natomiast teksańska badaczka ma niewątpliwie rację zauważając, że hiszpański tradycjonalizm wykuł swoją podstawową myśl, zanim zaistniał problem dynastyczny. Z drugiej strony faktem jest też, że rojaliści walczyli wcześniej wytrwale w obronie króla, który ich wielokrotnie rozczarowywał, czyli oczywiście Ferdynanda VII, który pozwolił, aby rewolucja nabrała w Hiszpanii rozpędu i na koniec swoich dni obdarował kraj kryzysem konstytucyjno–dynastycznym. „Karliści – konkluduje Wilhelmsen – wyciągnęli z tego lekcję nieufności wobec monarchów słabych (débiles) wobec ruchów rewolucyjnych157.
Wyważone stanowisko Wilhelmsen jest nam zdecydowanie bliższe niż efektowne – a prawdę powiedziawszy: efekciarskie – spekulacje Lozoyi i jemu podobnych. Snucie hipotez w stylu: „co by było, gdyby okoliczności były inne”, w ogóle jest czcze i jałowe, w najlepszym wypadku stanowiąc intelektualne ćwiczenie z obszaru probabilistyki historycznej. Siłą i żywotnością karlizmu jest właśnie to, że jego przyczyna formalna (kwestia dynastyczna) i jego przyczyna materialna (kontynuacja i obrona tradycji religijno–politycznej las Españas) zjednoczyły się doskonale i natychmiastowo w akt istnienia. Oczywiście uprawnieni jesteśmy mówić, że tradycjonalistyczna treść ideowa karlizmu jest „ważniejsza” od formalnego legitymizmu pochodzenia, od norm prawa sukcesyjnego (które przecież mogą być, ale pod ściśle określonymi warunkami, modyfikowane), lecz jedynie w tym sensie, że cel panowania (dobro wspólne) i podporządkowanie panującego – jak to określały las Partidas Alfonsa Mądrego (Partida Segunda 2.1.5) – zasadom wiary i rozumu (fe y razón), są ponad normami regulującymi nabycie prawa do rządzenia; parafrazując św. Tomasza z Akwinu możemy powiedzieć, że nie królestwa istnieją dla praw, ale prawa są dla królestwa.
Spekulowanie na temat, co tradycjonaliści uczyniliby w wypadku, gdyby Don Carlos nie był tradycjonalistą, jest jednak przede wszystkim zupełnie zbędne dlatego, że wiemy, co uczynili faktycznie, kiedy problem taki zaistniał, i to dwukrotnie; za pierwszym razem, gdy drugi syn Karola V – Don Juan de Borbón y Braganza – prawowity formalnie następca swego starszego brata Karola VI od 1861 roku – okazał się liberałem i wolnomyślicielem; za drugim razem, ponad sto lat później, gdy starszy syn Ksawerego I, Don Carlos Hugo de Borbón–Parma y Bourbon–Busset, okazał się socjalistą. W jednym i drugim wypadku karliści wypowiedzieli im posłuszeństwo, ale nie uciekali się do kwestionowania zasad prawa sukcesyjnego, ani nie zaczęli nagle głosić, że normy tego prawa nie mają znaczenia, lecz skupili się wokół najbliższego księcia w porządku primogenitury (w pierwszym wypadku syna odstępcy od Tradycji, w drugim zaś brata) i zarazem spełniającego kryteria legitimidad de ejercicio, domagając się zarazem od tego, który posiadał pierwszeństwo w sensie legitimidad de origen, lecz utracił zdolność do wykonywania władzy, aby abdykował na rzecz sukcesora. Analogicznie zatem, w hipotetycznej sytuacji liberalnej skazy Don Carlosa legitymiści wcale nie byliby skazani na szukanie kruczków prawnych usprawiedliwiających podeptanie obowiązującego prawa sukcesyjnego i akceptację Sankcji Pragmatycznej wraz z jej konsekwencjami, tylko mogliby zwrócić się ku temu el varón, w kolejnych stopniach pokrewieństwa w obrębie Domu Burbońskiego, który spełniałby kryteria legitimidad de origen i legitimidad de ejercicio jednocześnie.
Można podać jeszcze jeden powód, dla którego lekceważenie znaczenia kwestii prawowitości dynastycznej dla karlistów jest bezpodstawne i nierozsądne. Według nich, wszystkie nieszczęścia Hiszpanii, na czele z jej „zcudzoziemszczeniem”, „europeizacją” i podkopywaniem Tradycji, zaczynają się od zainstalowania dynastii burbońskiej na tronie madryckim. O żadnym z Burbonów panujących w Hiszpanii (może z wyjątkiem Ferdynanda VI) do 1833 roku karliści nie mieli nic dobrego do powiedzenia. Mimo to jednak od prawie dwóch stuleci walczą pod banderą tej dynastii i w obronie praw jej przedstawicieli, co może zakrawać na paradoks. Gdyby zatem zasady legitymizmu pochodzenia były dla karlistów bez istotnego znaczenia, gdyby były zaledwie pretekstem, to ów paradoks byłby całkowicie niezrozumiały, a upór w dochodzeniu praw monarszych tych książąt byłby czymś irracjonalnym; o wszystkie inne zasady tradycjonalizmu można przecież bić się pod sztandarem jakiejkolwiek dynastii… albo i żadnej.
Przychylamy się wobec tego do stanowiska Fernanda Polo, który – czyniąc czytelną aluzję do Menendeza Pelayo (czego dowodzi użycie sformułowania sectores inconciliables) – zgadza się z twierdzeniem, iż konflikt dynastyczny był sporem doktryn politycznych, a nie personalnym, „mimo to nie należy popełniać błędu perspektywy i traktować XIX–wiecznej wojny o sukcesję jako fenomenu wyłącznie religijno–politycznego; jest oczywiste, że dominującym znakiem tych wojen był [sztandar] dynastyczny i doszłoby do nich również, gdyby Doña Isabel i Don Carlos byli oboje liberałami albo oboje tradycjonalistami”158. Chociaż podział ideowy faktycznie wystąpił, to nie należy zapominać, że proizabeliccy liberałowie też – choć bezpodstawnie – prezentowali się jako obrońcy średniowiecznej tradycji hiszpańskiej, jednak przewrotnie identyfikowali ją z liberalizmem, głosząc, że jest on restauracją historycznych wolności (libertades) Wieków Średnich i epoki Królów Katolickich, unicestwionych przez absolutyzm Domu Austriackiego i Burbońskiego. Delimitacja doktrynalna jest więc oczywista i natychmiastowa, lecz jej zaistnienie nie usprawiedliwia ani tej supozycji, że jeżeli nie byłoby kwestii sukcesyjnej, to nie wybuchłaby wojna domowa, ani tej, że spór dynastyczny nie musiałby zakończyć się walką zbrojną, gdyby nie zachodziła koincydencja między programami politycznymi rywali a ich pozycją w kolejności dziedziczenia.
Jeszcze lepiej wyważone jest stanowisko Alfereza, według którego wojny karlistowskie były bez wątpienia obroną zasad „legalności ustanowionej” (legalidad establecida), wszelako „wierność Księciu, który był inkarnacją porządku sukcesyjnego obowiązującego od wstąpienia na tron Burbonów, zakładała się na wierności ideom i zasadom, które wspomniany Książę reprezentował”159. Wojny te były zatem jednocześnie legitymistyczne i religijne, lecz ten drugi czynnik inspirował walczących z większą siłą. To, o co bili się karliści, można ująć syntetycznie w następujących punktach: (a) obrona religii katolickiej, apostolskiej, rzymskiej, jako panującej w państwie; (b) obrona władzy królewskiej, która może być określona jako absolutna, ale jednocześnie ograniczona przez zasady moralne religii katolickiej; (c) partycypacja narodu (pueblo) w rządzeniu, za pośrednictwem Kortezów tradycyjnych, bez których zgromadzenia się król nie może stanowić praw podstawowych; (d) uznanie przez króla fueros i przywilejów regionalnych i lokalnych, które monarcha musi respektować i zaprzysiąc je na początku swojego panowania160.
CZĘŚĆ I.
Próba syntezy
Karlizm jako paladyn Tradycji
Wybawienie Hiszpanii jest w Bogu i w partii karlistowskiej161.
Pierwszą i najważniejszą determinacją ideową karlizmu jest tradycjonalizm. Karlizm jest tradycjonalizmem pełnym i konsekwentnym, bezkompromisowym i bezgranicznym, tradycjonalizmem a ultranza. Tradycjonalizmem, a nie konserwatyzmem: utożsamianie tych pojęć i ich desygnatów, względnie traktowanie tradycjonalizmu jako składnika konserwatyzmu – poza Hiszpanią nagminne, a po części usprawiedliwione162 – w tym wypadku byłoby najgrubszym