jest łatwe.
Po jego uważnych oględzinach była roztrzęsiona. Czuła się jak przedmiot, który został zbadany, opisany i odłożony na bok w celu poddania go dalszym eksperymentom.
– Jerry był miłym człowiekiem. Nie jest łatwo…
– Jak się poznaliście?
Słowa współczucia zamarły jej na ustach. Nie zamierzała narzucać się komuś, kto tego nie chciał. Rozumiała, że żal po stracie członka rodziny może objawiać się w różny sposób. Jeśli Jonas życzył sobie suchych faktów, dobrze, poda mu jedynie fakty.
– Kilka tygodni temu zjawił się w moim sklepie. Interesował się nurkowaniem.
– Nurkowaniem – powtórzył zachęcająco Jonas, lecz jego oczy pozostały zimne.
– Mam przy plaży sklep ze sprzętem do nurkowania, wypożyczam też łodzie, prowadzę morskie wycieczki i daję lekcje nurkowania. Jerry szukał pracy, a gdy przekonałam się, że wie, co robi, zatrudniłam go.
Jonas przypomniał sobie ostatnią rozmowę z bratem. Uczenie turystów podstaw nurkowania jakoś nie pasowało do tego złotego interesu, który Jerry miał na oku.
– Nie był pełnoprawnym partnerem w twojej firmie?
Jonas nie potrafił rozpoznać uczuć, które odbiły się na twarzy kobiety. Niedowierzanie? Rozbawienie? Duma? Nie był pewien.
– Nie potrzebuję wspólników – odparła z godnością. – Jerry tylko u mnie pracował.
– Tylko pracował? – Jedna brew mężczyzny powędrowała do góry, nadając jego twarzy wyraz zdziwienia. – Przecież mieszkał z tobą.
Liz doskonale zrozumiała, co miał na myśli. Policja również o to pytała. Doszła do wniosku, że odpowiedziała już na wystarczającą liczbę pytań i poświęciła dość dużo czasu temu impertynenckiemu człowiekowi.
– Tam są jego rzeczy – powiedziała krótko, wstała i podeszła do drzwi pokoju córki. – Właśnie zaczynałam pakować ubrania. Pewnie wolisz zrobić to sam. Nie musisz się spieszyć.
Kiedy Liz chciała wyjść, chwycił ją za ramię. Jeden rzut oka na pokój wystarczył, by ocenić jego zawartość. Jonas dostrzegł półki pełne lalek, różowe ściany i koronkowe zasłonki w oknach. Na krześle i łóżku leżały ubrania jego brata.
– To wszystko? – spytał z niedowierzaniem.
– Nie zaglądałam jeszcze do komody. Ale policja przejrzała wszystko – uprzedziła go, zdjęła z głowy ręcznik, a wilgotne ciemnoblond włosy rozsypały się na jej ramionach. – Nic nie wiem o prywatnym życiu Jerry'ego – wyznała bezradnie. – Ani o jego rzeczach osobistych. Tu spał. To pokój mojej córki – wyjaśniła, unikając jego wzroku. – Teraz jest w szkole.
Gdy Jonas został sam, wystarczyło mu dwadzieścia minut, aby spakować rzeczy brata. Tak jak myślał, nie było tego wiele. Zostawił walizkę w saloniku i ruszył na poszukiwanie gospodyni. Minął jeszcze jedną sypialnię, w której zauważył biurko zasypane stosami dokumentów i rachunków. Znalazł Liz w kuchni, gdzie parzyła właśnie kawę. Kuszący zapach przypomniał mu, że od rana nie miał nic w ustach.
Liz od razu wyczuła, że Jonas stoi za nią i bez słowa nalała mu kubek gorącego napoju.
– Chcesz śmietanki?
– Nie, wolę czarną – odpowiedział i przesunął dłonią po włosach, czując się jak w dziwnym śnie.
Kiedy Liz odwróciła się, by podać mu kawę, aż drgnęła.
– Przepraszam – powiedziała. – Jesteś tak bardzo do niego podobny.
– Przeszkadza ci to?
– Wytrąca mnie z równowagi.
Jonas powoli sączył gorącą kawę, która przywracała mu poczucie realności.
– Nie kochałaś Jerry'ego – stwierdził po chwili.
Zdziwiona Liz spojrzała na niego. Wiedziała, że uważa ją za kochankę swojego brata, ale nie sądziła, że tak szybko zauważy pomyłkę.
– Znałam go krótko, zaledwie trzy tygodnie – powiedziała i uśmiechnęła się, przypominając sobie swoje poprzednie życie i innego mężczyznę. – Nie, nie kochałam go. Łączyła nas tylko praca, ale lubiłam twojego brata. Był zadziorny i wiedział, że podoba się kobietom. W ostatnim czasie wiele pań prosiło o instruktora Jerry'ego. Potrafił je skutecznie czarować – mruknęła z przekąsem i zaraz spojrzała na Jonasa, zawstydzona swoimi słowami. – Wybacz.
– Nie trzeba – odparł i podszedł bliżej.
Liz była wysoka, więc ich oczy znalazły się na tym samym poziomie. Nie miała makijażu i pachniała pudrem dla dzieci. Zdecydowanie nie była w typie Jerry'ego, pomyślał Jonas, jak również nie jest w moim guście. A jednak w oczach Liz było coś, co nie dawało mu spokoju.
– Właśnie taki był, lecz niewiele osób zdawało sobie z tego sprawę – powiedział.
– Znałam takich mężczyzn. Może nie tak uroczych i nieszkodliwych, jak on, ale podobnych. Twój brat był w gruncie rzeczy dobrym człowiekiem. Mam nadzieję, że ktokolwiek to zrobił… Mam nadzieję, że ich znajdą.
Gdy tylko to powiedziała, ujrzała, że oczy Jonasa znów są zimne. Wiedziała, że taki chłód potrafi być bardziej niebezpieczny niż płomień furii.
– O tak – kiwnął głową, patrząc jej w oczy. – Może będę chciał jeszcze z tobą porozmawiać.
Słowa Jonasa nie brzmiały jak prośba. Zresztą Liz wcale nie chciała ponownie go spotkać. Nie chciała się w nic mieszać.
– Nie mam nic więcej do powiedzenia.
– Mój brat mieszkał w twoim domu i pracował dla ciebie.
– Nic nie wiem – odparła podniesionym głosem i odwróciła się do okna.
Była już zmęczona ciągłymi pytaniami i wytykaniem jej palcami na ulicy. Nie chciała, by jej życie przewróciło się do góry nogami z powodu mężczyzny, którego prawie nie znała. I denerwowała się, bo Jonas Sharpe wyglądał na mężczyznę, który bez wahania wkroczy w jej życie, jeśli uzna, że jest mu to do czegoś potrzebne.
– Policja wciąż mnie wypytuje. Mam dość powtarzania, że tylko u mnie pracował, że widywałam go zaledwie przez parę godzin dziennie. Nie wiem, dokąd chodził wieczorami, z kim się spotykał, co robił. To nie była moja sprawa, póki zjawiał się w pracy i płacił za pokój – powiedziała i spojrzała ponownie na Jonasa. – Przykro mi z powodu twojego brata. Szczerze ci współczuję. Ale to nie jest moja sprawa.
– Cóż, pani Palmer, w tej kwestii się nie zgadzamy – powiedział, patrząc, jak Liz zaciska dłonie i wyciągając z tego własne wnioski.
– Panno Palmer – poprawiła go i poczekała, aż skinie głową. – Naprawdę nie mogę pomóc.
– Nie będziesz wiedziała, jak pomóc, dopóki nie porozmawiamy.
– W porządku, powiem inaczej. Nie zamierzam ci pomóc.
– Czy Jerry był ci coś winien? – spytał Jonas i sięgnął po portfel.
Liz odebrała jego zachowanie jak zniewagę. W jej zwykle smutnych i łagodnych oczach zapłonął ogień.
– Nic nie był mi winien, ani on, ani pan, panie Sharpe. Jeśli skończył pan kawę…
– Skończyłem. Na razie – powiedział i przyjrzał się jej uważnie.
Tak,