żeby w kontrakcie była mowa o twoich prawach autorskich, A.J.
– Nie ma tam też nic o tym, że Clarissa będzie czytać z ręki.
– Zgoda. Alex wymyślił to na poczekaniu i wypadło bardzo dobrze. O co ci chodzi?
– Do diabła, byłeś przy tym i wszystko widziałeś. – Szukając ujścia dla złości, omal nie staranowała drzwi.
– Byłem – zgodził się Dawid, próbując ją zatrzymać. – Ale widocznie nie widziałem tego co ty.
– Coś ukryła. Poczuła coś, gdy tylko wzięła jego rękę. Kiedy obejrzysz taśmę, zobaczysz, że przez jakieś pięć, dziesięć sekund nic nie mówi, tylko patrzy oniemiała.
– Jeśli tak jest, to tylko się cieszyć. Taka chwila doda tajemniczości, więc efekt będzie lepszy. Większa skuteczność…
– Wypchaj się ze swoją skutecznością! – Odwróciła się tak szybko, że omal nie wbiła go w mur. – Nie życzę sobie widzieć jej w takiej roli. Jest człowiekiem, osobowością, a nie jakimś sprzętem!
– W porządku. Przestań. Już wystarczy! – Złapał ją znowu, gdy wypadała wyjściowymi drzwiami. – Kiedy Clarissa stąd wychodziła, czuła się dobrze i była w świetnym humorze.
– Nie podoba mi się to wszystko. – A.J. zbiegła jak burza po schodach na parking. – Te parszywe karty! Rzygać mi się chce, gdy widzę, jak sprawdza się ją w taki sposób.
– A.J., dla renomowanych instytucji w całym kraju Clarissa robiła poważniejsze testy z kartami.
– Wiem. I jestem wściekła, że nieustannie musi coś udowadniać. I jeszcze to czytanie z ręki! Musiała coś dostrzec, co ją zaniepokoiło, a ja nawet nie mogę z nią o tym porozmawiać, bo zginęła z tym wielkim, złotoustym reporterem.
– Z Aleksem? – Nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. – Boże, jesteś niesamowita.
Zwolniła kroku, zmrużyła oczy i pobladła z wściekłości.
– Więc to cię śmieszy, tak? Ufna, naiwna kobieta odjeżdża z obcym facetem, a ty się śmiejesz? Jeżeli coś jej się stanie…
Dawid wzniósł oczy do nieba.
– Na Boga, A.J., Alex nie jest zboczeńcem, tylko powszechnie szanowanym przedstawicielem mass mediów. A Clarissa jest dorosła i wie, co robi, kiedy umawia się na randkę.
– To nie jest randka.
– Wyglądało, że jest.
A.J. zmełła w ustach przekleństwo, po czym zakręciła się na pięcie i pomaszerowała w stronę swojego samochodu.
– Daj spokój, zaczekaj. – Złapał ją za ramiona i uwięził między sobą a zaparkowanym autem. – Nie wyobrażaj sobie, że będę cię gonił po całym Los Angeles!
– Wystarczy, że wrócisz do studia i uważnie przyjrzysz się temu ujęciu.
– Nie słucham niczyich rozkazów, a już na pewno nie paranoicznej agentki. Skończmy wreszcie z tym. Nie wiem, co cię ugryzło, A.J., ale nie wierzę, że możesz być zdenerwowana tylko dlatego, że twoja klientka dała się zaprosić na kolację.
– Ona nie jest zwykłą klientką! – wrzasnęła A.J. – Jest moją matką.
Po tym oświadczeniu zapadła cisza.
Dawid najpierw osłupiał, a potem zdumiał się, że wcześniej się tego nie domyślił. Ten sam kształt twarzy, te same oczy…
– Niech to diabli…
– Właśnie, niech to diabli – mruknęła. – Tylko uważaj, to nie jest do publicznej wiadomości. Zrozumiałeś?
– Ale dlaczego?
– Dlatego – warknęła.
– W porządku. – Była to ich prywatna sprawa i nie miał tu nic do gadania. – Nie puszczę pary z ust. Cóż, wreszcie rozumiem, dlaczego tak bardzo się w to angażujesz, choć nadal uważam, że za daleko posuwasz swoją troskę.
– Uważaj sobie, co chcesz. – Zaczęło jej dudnić w głowie. – A teraz muszę już jechać.
– Nie. – Zablokował jej drogę. – Można by pomyśleć, że ingerujesz w życie matki, bo nie masz własnego.
Pociemniały jej oczy, pobladła twarz.
– Nie twój interes, Brady – syknęła.
– Nie, ale…
– Ale za wiele sobie pozwalasz. Łączą nas tylko sprawy zawodowe. Jeśli jeszcze raz spróbujesz przekroczyć granice mojej prywatności, gorzko tego pożałujesz. Nie wybaczam wścibstwa i bezczelności.
Ale jędza! – pomyślał ze złością. Nienawidził, gdy ktoś mu groził. W takich chwilach rodziła się w nim agresja.
– Co, dasz mi prztyczka w nos, maleńka? – zadrwił, i zaraz tego pożałował. To było głupie, nie w jego stylu.
Ale stało się.
A.J. spojrzała na niego ze spokojną wyższością.
– Zachowujesz się jak smarkacz, Brady.
– Masz rację. Przepraszam. Ale gdy mi ktoś grozi, dostaję małpiego rozumu. Pewnie znasz to uczucie. Gdybyś była facetem…
– To już dawno leżałbyś z rozbitym łbem – syknęła, i nagle uśmiechnęła się. – Co za miła rozmowa, nie uważasz?
Też się uśmiechnął. Ale to niczego nie zmieniło. Nadal byli wrogami.
– A.J., zrozum, wcale nie zamierzam wtrącać się w twoje życie prywatne, dopóki jednak realizuję ten projekt, interesuję się Clarissą. Zostaw jej trochę swobody, nie zachowuj się jak kokoszka.
Ponieważ zabrzmiało to rozsądnie, A.J. ostro się zaperzyła.
– Nic nie rozumiesz.
– Więc mi wytłumacz.
– A jeśli podczas kolacji Alex Marshall wymusi na niej wywiad?
– A może po prostu zależy mu na miłym wieczorze z interesującą, atrakcyjną kobietą? Powinnaś bardziej ufać Clarissie.
– Nie chcę, żeby ją skrzywdzono.
Miał mnóstwo mądrych i rozsądnych argumentów na poparcie swojego zdania, ale wiedział, że w takiej atmosferze nic nie wskóra.
– Przejedźmy się.
– Co?
– Przejedźmy się. Ty i ja. – Uśmiechnął się do niej. – Tak się składa, że opierasz się o mój samochód.
– Och, przepraszam… Muszę wracać do biura.
– Praca może poczekać do jutra. – Otworzył auto. – Moglibyśmy pojechać wzdłuż plaży.
Bez dwóch zdań miała ku temu słuszny powód, ale za bardzo się uniosła. Dobrze jej zrobi niewinna rozrywka, pęd powietrza, poczucie swobody. Oczywiście nie powinna tego robić z Dawidem, ale z braku laku…
– Podniesiesz dach?
– Oczywiście.
Podziałało – jazda, powietrze, zapach morza, głośno nastawione radio. Nie odzywał się do niej, nie próbował wciągnąć w rozmowę. A.J. zrobiła coś, na co rzadko pozwalała sobie w towarzystwie innych ludzi. Zrelaksowała się.
Kiedy ostatnio, nie licząc się z czasem i bez żadnego celu, jechała wzdłuż wybrzeża? Och, bardzo dawno… albo nigdy. Zamknęła oczy, zapomniała o wszystkim i cieszyła się