jak wy wspominam dzieciństwo. – Patrząc, jak Dawid rozpaczliwie walczy z górą rozpaćkanych kartofli i potężnym kawałem pieczeni, poczuła lekki wyrzut sumienia… i zachichotała w duchu.
– Co sprawiło, że zająłeś się dokumentem, Dawidzie?
– Zawsze fascynowała mnie mała forma. – Sięgnął po sól i obficie posypał jedzenie. – Ważne jest również to, że w filmie dokumentalnym fabuła jest dana z góry, wynika bowiem z życiowej prawdy, natomiast ode mnie zależy sposób narracji. Moją rolą jest pokazać rzeczywistość w taki sposób, by widz zainteresował się tym, co przedtem zafrapowało mnie.
– Nie mam uprzedzeń wobec telewizji. Inaczej miałbyś trudności z podpisaniem umowy z moją najważniejszą klientką.
– Może jeszcze trochę pieczeni? – zapytała Clarissa.
– Nie przełknę już ani kęsa. – A.J. uśmiechnęła się do Dawida. – Ale Dawid na pewno nie odmówi.
Nie odmówił, bo nim zdążył otworzyć usta, na jego talerzu wylądowała następna, szczęśliwie dużo mniejsza porcja. Uznał, że im szybciej ją pochłonie, tym tortura trwać będzie krócej. Złorzecząc w duchu A.J., ostro zabrał się do dzieła, natomiast panie w tym czasie miło sobie gawędziły.
Wreszcie skończył.
– Nie ma to jak domowa kuchnia. Clarisso, wspaniale pani gotuje. – Starając się ukryć niewysłowioną ulgę, szybko wstał od stołu.
– Tylko pozmywam i zaraz wracam – stwierdziła Clarissa. – To mnie relaksuje. Auroro, mogłabyś w tym czasie pokazać Dawidowi moją kolekcję?
– Oczywiście. – A.J. dłonią, w której trzymała kieliszek, skinęła na Dawida, by udał się za nią. – Clarissa nie każdemu pokazuje swoją kolekcję. Mieści się w baszcie.
Pomyślał, że pewnie chodziło o dziwaczną wieżę, która przylegała do budynku.
– Czuję się zaszczycony. – Kiedy ruszyli wąskim korytarzem, wziął ją za łokieć. – Jak rozumiem, zależy ci, bym ograniczył kontakt z Clarissą wyłącznie do spraw zawodowych.
Wolałaby, żeby trzymał się sto kilometrów od Clarissy. I dwa razy tyle od niej.
– Sama wybiera sobie przyjaciół.
– A ty dbasz o to, żeby jej nie wykorzystywali.
– Właśnie. – Otworzyła drzwi i zapaliła światło.
W pokoju wisiały grube kotary i z zewnątrz nie sposób było tu zajrzeć.
Od razu zobaczył wielką kryształową kulę. Podszedł do wysokiego, zwieńczonego koliście stojaka, żeby przyjrzeć się jej z bliska. Szkło było gładkie i bez skazy, a odbijało tylko malutki skrawek leżącej pod nią materii. Karty do tarota – oczywiście stare i mocno sfatygowane – wystawione były w zamkniętej gablocie. Przy bliższym oglądzie stwierdził, że są ręcznie malowane. Na półkach znajdowało się mnóstwo eksponatów, między innymi przedmioty związane z kultem wudu i telekinezą. Stała tam również świeca w kształcie szczupłej kobiety, która wznosiła ramiona ku niebu.
Na stole z wyrzeźbionymi pentagramami leżała ouija. 2 Wzdłuż jednej ściany zgromadzono przeróżne maski – ceramiczne, drewniane, a nawet z papier mache. Były też różdżki i wahadełka. W przeszklonej szafce stały piramidy różnej wielkości, a obok indiańska grzechotka, niezwykle delikatna i bardzo wysłużona, a także działające uspokajająco sznury koralików z gagatu i ametystu, które ludzie, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, przesuwają w palcach.
– Spodziewałeś się więcej? – zapytała A.J.
– Nie. – Wziął szklaną kule w dłonie.
– Kolekcjonerstwo to hobby Clarissy.
– Nie używa tych magicznych akcesoriów?
– Jedynie w ramach hobby. To zaczęło się dawno temu. Jedna z jej przyjaciółek kupiła te karty do tarota w londyńskim antykwariacie i ofiarowała je Clarissie. Taki był początek kolekcji.
– Nie aprobujesz tego?
A.J. wzruszyła ramionami.
– Nie aprobowałabym, gdyby traktowała to poważnie.
– Nigdy sama nie próbowałaś? – wskazał na tabliczkę ouija.
– Nie.
Kłamie. Co z tego, że nie miał na to żadnych dowodów? Po prostu był pewien.
– Nie wierzysz w białą i czarną magię?
– Wierzę w Clarissę.
– Nigdy cię nie kusiło, żeby wypatrzyła w kuli twoją przyszłość? Albo przyszłość świata?
– Clarissa nie potrzebuje kuli i nie przepowiada przyszłości.
Popatrzył na przezroczyste szkło.
– To dziwne, myślałem, że skoro umie robić jedno, potrafi również i to.
– Nie powiedziałam, że nie potrafi, tylko że tego nie robi.
– Dlaczego?
– Clarissa wierzy w przeznaczenie, uważa też, że można w nie ingerować, ale za żadne skarby nie zgadza się przepowiadać przyszłości.
– Ale mówisz, że mogłaby.
– Tak, ale nie robi tego. To jest jej wybór. Traktuje swój dar odpowiedzialnie. Prędzej wyparłaby go ze swojego życia, niż nadużyłaby go czy niewłaściwie wykorzystywała.
– Wyparła? – Odłożył kulę. – Chcesz powiedzieć, że ona… że osoba, która została obdarzona zdolnościami parapsychologicznymi, może na własne życzenie je stłumić? Zablokować energię? Wyłączyć ją?
– W dużej mierze tak. Taka osoba funkcjonuje na zasadzie zbiornika, a zarazem przekaźnika. To, ile przyjmie, a potem przekaże, zależy tylko od niej.
– Dużo o tym wiesz.
Jest szybki i ostry, przypomniała sobie.
– Dużo wiem o Clarissie. Gdy będziecie robić ten program, też poznasz sporo z tego, co cię interesuje.
Popatrzył na nią uważnie, po czym wyjął z jej ręki kieliszek i wypił trochę. Wino było ciepłe i zdawało się mocniejsze.
– Odnoszę wrażenie, że nie czujesz się dobrze w tym pokoju. A może nie czujesz się dobrze w moim towarzystwie?
– Zdaje się, że twoja intuicja szwankuje. Jeśli chcesz, Clarissa może zaaplikować ci parę ćwiczeń na jej wyostrzenie.
– Masz wilgotne dłonie. – Wziął jej rękę i przesunął palce na nadgarstek. – Masz też przyspieszony puls. Żeby się o tym przekonać, nie potrzeba intuicji.
Za wszelką cenę musiała się opanować.
Popatrzyła na niego z rozbawieniem, w jej mniemaniu całkiem naturalnym i niewymuszonym.
– To raczej sprawa pieczeni rzymskiej.
– Kiedy spotkaliśmy się pierwszy raz, zareagowałaś na mnie bardzo silnie i bardzo dziwnie.
Nie musi jej tego przypominać. Przez niego miała bardzo niespokojną noc.
– Wytłumaczyłam…
– Nie kupiłem tego – przerwał jej. – I teraz też nie kupuję. Coś jednak musi w tym być.
Nauczyła się bronić swoich pozycji. Musiała. Uczyniła więc ostatnią próbę. Odebrała kieliszek i wysączyła