ty domyślny.
– I tak ci się nie uda. – Przejechał palcem wzdłuż poły jej żakietu i po broszce w kształcie półksiężyca.
Przygotowała się na tę chwilę. Tymczasem wcale nie poszło tak łatwo, jak sądziła.
– Jak widzę, nie należysz do mężczyzn, którzy dobrze przyjmują odmowę.
– A ty nie należysz do kobiet, które potrafią udawać brak zainteresowania.
– Niczego nie udaję. – Popatrzyła mu prosto w oczy. – Nie jestem zainteresowana.
Zaczęło się pierwsze ujęcie. Clarissa i Alex siedzieli na sofie. Rozmawiali o jasnowidztwie, o przewidywaniu zdarzeń, wreszcie o astronomii, którą interesowała się Clarissa. Miała talent do udzielania prostych, zrozumiałych odpowiedzi na długie, złożone zdania, dlatego tak chętnie zapraszano ją na spotkania autorskie. Była nie tylko wybitną specjalistką, ale i świetną popularyzatorką parapsychologii.
Filmowali, robili powtórki, zmieniali ujęcia. Mijały godziny, ale A.J. była zadowolona. Najważniejsza jest jakość.
Teraz Clarissa mówiła o roli kart w testach na percepcję pozazmysłową i na telepatię, o swoim udziale w pracach badawczych w tej dziedzinie prowadzonych przez czołowe placówki naukowe w Stanach i w Anglii. Wyjaśniała trudne sprawy w sposób klarowny i przystępny. Następnie Alex Marshall poprosił ją o zademonstrowanie umiejętności odgadywania kart i czytania z nich. Gdy sięgnął po nietkniętą, zapieczętowaną talię, Clarissa zażartowała, że nigdy nie była dobra w pokera ani brydża.
Ze środka talii Alex wyciągnął jedną kartę.
– Czy może pani powiedzieć, jaka to karta?
– Nie. – Uśmiechnęła się, gdy reżyser zaczął dawać znak, by przestano nagrywać. – Najpierw musi pan spojrzeć na nią, pomyśleć o niej i utrwalić w swej świadomości jej wygląd – powiedziała spokojnie.
Po krótkiej chwili Alex kiwnął głową na znak, że wykonał jej polecenie.
– Obawiam się, że nie dość mocno pan się skoncentrował, mogę jedynie powiedzieć, że to czarna karta. O, teraz jest lepiej… – Uśmiechnęła się promiennie do Aleksa. – Dziewiątka trefl.
Zanim Alex odwrócił kartę, którą była dziewiątka trefl, kamera uchwyciła jego zdumioną twarz. Clarissa bezbłędnie odgadła kolejną kartę, ale przy trzeciej skrzywiła się i zatrzymała.
– Próbuje mnie pan zmylić, myśląc o innej karcie niż ta, którą pan trzyma. To zaciemnia obraz, ale dziesiątka pik wyraźnie się wybija.
– Fascynujące – mruknął z podziwem Alex, pokazując dziesiątkę pik. – Naprawdę fascynujące!
– Obawiam się, że to, co robimy, raczej przypomina grę salonową – sprowadziła go na ziemię Clarissa.
– Chce pani powiedzieć, że to tylko trik?
– Osobiście nie stosuję trików, ale zapewniam pana, że dobry magik może zrobić to samo, oczywiście w inny sposób.
– Zaczęła pani swoją karierę od czytania z ręki. – Alex odłożył karty. Nie był już taki pewny siebie.
– To było dawno temu. Cóż, każdy może czytać z ręki, interpretować linie życia, serca, majątku. Dobry podręcznik powie panu, czego szukać i jak to znaleźć. Natomiast osoba specjalnie wyczulona nie tyle czyta z ręki, co odbiera i wchłania odczucia.
Zachwycony, ale wcale nie przekonany Alex wyciągnął dłoń.
– Nie bardzo wiem, w jaki sposób, patrząc na moją rękę, może pani wchłaniać odczucia.
– Przekazuje pan swoje nadzieje, smutki, radości, wszelkie emocje i uczucia. Patrząc na pana rękę, już na pierwszy rzut oka mogę powiedzieć, że ma pan łatwość komunikowania się, a także solidną bazę finansową, tylko że w pana wypadku takie informacje nikogo nie zaskoczą. Jeśli jednak pan pozwoli… – Ujęła jego dłoń. – Mogę jeszcze powiedzieć, że… – Spojrzała na niego ze zdumieniem. – Och.
– Czy już mam się denerwować? – zapytał półżartem.
– Och, nie. – Uśmiechnęła się lekko. – Nie, ani trochę. Ma pan bardzo silne wibracje, Aleksie.
– Dziękuję. Nic dziwnego.
– Od mniej więcej piętnastu lat jest pan wdowcem. Był pan bardzo dobrym mężem. – Całkiem się odprężyła. – Jest pan też dobrym ojcem. Ma pan dwoje dzieci.
– Miło mi to słyszeć, ale to żadna nowina – stwierdził z delikatną ironią.
– Pana dzieci… – Clarissa zdawała się nie słyszeć jego komentarza. – Pana dzieci już się ustabilizowały. Nigdy nie miał pan z nimi poważnych problemów, choć przez jakiś czas trochę ścieraliście się z synem, który dość długo szukał swego miejsca w życiu.
Już się nie uśmiechał, tylko wpatrywał się w nią tak intensywnie, jak ona w niego.
– To prawda.
– Jest pan perfekcjonistą, nie tylko w pracy, ale i w życiu prywatnym, przez co pańskiemu synowi nie zawsze było łatwo. Nie mógł sprostać pańskim oczekiwaniom. Kiedy jednak sam został ojcem, bardzo zbliżyliście się do siebie. Cieszy się pan na myśl o wnukach. Jednocześnie częściej myśli pan o przyszłości… o nieuchronnym końcu własnego życia. Zastanawiam się, czy dobrze pan robi, myśląc o wycofaniu się z zawodu. Jest pan w kwiecie wieku i u szczytu kariery, żyje pan na wysokich obrotach, ma napięte terminy. Gdyby się pan teraz… – zatrzymała się. – Przepraszam. Gdy coś mnie zainteresuje, lubię tak sobie powędrować. I zawsze się boję, czy nie za bardzo się spoufalam.
– Ani trochę – Zamknął dłoń. – Pani DeBasse, jest pani niezwykła.
– Cięcie! – zawołał Sam Cauldwell. – Za pół godziny chcę mieć playback. Dzięki, Aleksie. Wspaniały początek, pani DeBasse… – Podałby jej rękę, gdyby nie lekka obawa przed wysłaniem złych wibracji. – Była pani rewelacyjna. Nie mogę się doczekać dalszego ciągu.
Jak spod ziemi u jej boku wyrosła A.J. Wiedziała, co teraz nastąpi, bo tak działo się zawsze. Jedni zaczną zamęczać Clarissę „czymś zabawnym, co im się przydarzyło”, inni będą ją prosić, żeby powróżyła im z ręki, niektórzy zaczną podkpiwać, jeszcze inni zaleją ją potokiem pytań.
– Zaraz odwiozę cię do domu – stanowczo stwierdziła A.J.
– No wiesz, przecież już to uzgodniłyśmy. – Clarissa rozglądała się bezradnie za swoją torebką. – Nie będziesz mnie odwozić i zaraz potem wracać. Wezmę taksówkę.
– Mamy dla pani kierowcę – poinformował pospiesznie Dawid, uprzedzając ewentualny sprzeciw A.J. – Nie ma mowy, żeby pani wracała taksówką.
– To bardzo uprzejmie z waszej strony.
– I zupełnie niepotrzebne – sarknęła A.J.
– A może jednak – odezwał się Alex, który zręcznie przedarł się do nich i wziął Clarissę za rękę. – Mam nadzieję, że pani DeBasse pozwoli, bym odwiózł ją do domu… oczywiście po kolacji, na którą serdecznie panią zapraszam.
– Och, wspaniale – zapaliła się Clarissa, nie dopuszczając A.J. do głosu. – Mam nadzieję, że nie sprawiam panu kłopotu.
– Ale skąd, będę zachwycony.
– Jest pan bardzo miły. Dziękuję, kochanie, za dotrzymanie mi towarzystwa. – Pocałowała A.J. w policzek. – Jak zawsze dodałaś