najnowszym modelom komputerów, potem zjadła kolację w uroczej małej restauracji, udekorowanej zwisającymi roślinami o zielonych liściach. Na koniec pojechała do Holiday Inn, wynajęła pokój i do późna oglądała filmy w telewizji.
Była dziewiąta rano, gdy Merlyn podjechała pod dom Thorpe’ów swoim małym czerwonym volkswagenem i zaparkowała go obok czarnego lincolna Camerona. Spojrzała z niechęcią na duży wehikuł. Czarny, no jasne. Jego osobowość wykluczała jaskrawoczerwony sportowy samochód.
Wysiadła z ociąganiem, ubrana w te same rzeczy co wczoraj, weszła do domu i skierowała się do jadalni. Na jej widok Lila odetchnęła z wyraźną ulgą.
– Dzień dobry, jadłaś już śniadanie?
– Dzień dobry, jeszcze nie – odparła Merlyn, uśmiechając się do wszystkich siedzących przy stole.
Amandy nie było, pewnie jeszcze spała, ale obie panie Radner w eleganckich spodniumach i Cameron już wstali i cała trójka patrzyła na nią z dezaprobatą.
– Bardzo miło spędziłam czas – dodała, zajmując miejsce przy stole. Uśmiechnęła się ciepło do Tilly, która nalała jej kawy i podsunęła tosty i masło. – Mam nadzieję, że się o mnie nie martwiłaś? – zwróciła się do pani Thorpe.
– Nie, kochanie – odparła Lila.
Po tym, co usłyszała od Merlyn na temat mężczyzn, dobrze wiedziała, że jej asystentka nie spędziła nocy w ramionach żadnego z nich.
– Po prostu za dobrze się bawiłam, żeby wracać. – Merlyn ugryzła kawałek tostu i upiła łyk kawy.
– Za moich czasów młode kobiety nie spędzały całych nocy na hulankach – oznajmiła pani Radner. – Przyzwoite kobiety – podkreśliła. – Delle ma osiemnaście lat, a nigdy nie wraca do domu po północy.
– Dopiero osiemnaście lat! – wykrzyknęła Merlyn, patrząc na Delle. – A pan… czterdzieści pięć – przeniosła spojrzenie na Camerona.
– Trzydzieści siedem – sprostował chłodno.
– Dziewiętnaście lat różnicy – powiedziała z zadumą Merlyn i rzuciła pod adresem Delle: – Biedne dziecko.
Cameron odłożył serwetkę na stół.
– Panno Forrest… – zaczął z wściekłością.
– Proszę mnie nazywać Jane, jak wszyscy moi przyjaciele – przerwała mu i przesłała samymi wargami żartobliwego całusa.
Twarz mu tak silnie poczerwieniała z gniewu, że była zadowolona, iż nie znajduje się z nim sam na sam.
– Cameron nie jest stary – broniła go niezbyt zręcznie Delle, patrząc na niego z uwielbieniem. – Jest w kwiecie wieku. To urodzony przywódca, stanowczy i władczy…
Merlyn usilnie starała się nie parsknąć śmiechem i omal się nie zakrztusiła kawą. Patrząc na nią wrogo, Cameron zacisnął leżącą na stole dłoń w pięść, aż pobielały mu kostki palców.
– Rzeczywiście jesteś dzisiaj w znakomitym nastroju, Merlyn – zwróciła się do niej Lila. – Muszę się z tobą wypuścić na następną nocną eskapadę.
– Lilo, nie powinnaś pochwalać takiego postępowania – oświadczyła sucho Charlotte. – Nawet jeśli we współczesnym świecie brak moralności.
– Co jest niemoralnego w samotnym spędzeniu nocy w Holiday Inn? – spytała Merlyn i uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.
Pani Radner nie zdołała ukryć zaskoczenia. Zawahała się, jakby szukała odpowiednich słów.
– Sądziłam… – zaczęła.
Przerwał jej Cameron, nie bacząc na dobre maniery.
– Pani Forrest – zwrócił się do Merlyn, przewiercając ją na wylot gniewnym spojrzeniem czarnych oczu – została pani poproszona o powrót przed północą.
– Nic podobnego, panie Thorpe. Wydano mi rozkaz. Nie najlepiej reaguję na polecenia, nawet jeśli wydaje je ekscytujący posępny brunet.
– Cameron – włączyła się Delle – czy nie uważasz…
– Nie wtrącaj się – rzucił rozkazująco, jakby mu było szkoda czasu na wysłuchanie tego, co narzeczona ma do powiedzenia.
Delle pokornie spuściła głowę, a Merlyn popatrzyła na nią z niedowierzaniem.
– Pozwoli mu pani odzywać się do siebie w ten sposób? – oburzyła się. – Nie do wiary! Pozwala pani, by traktował ją, jakby była zabawką!
Delle sprawiała wrażenie zszokowanej, ale to było nic w porównaniu z reakcją Camerona. Tracąc panowanie nad sobą, cisnął serwetką, jakby to była bomba.
– Dość tego! – oznajmił podniesionym, groźnie brzmiącym głosem. – To już przekracza wszelkie granice!
– Mogę to tylko potwierdzić – odgryzła się Merlyn, wstając od stołu. Czuła na sobie wściekłe spojrzenie pani Radner i rozbawione Lili. – Dławię się w towarzystwie męskich szowinistów, takich jak pan. Zechcą mi państwo wybaczyć, pójdę się odświeżyć. – Skinęła głową i poszła do swojego pokoju.
– Zwolennik męskiej dominacji nad światem, cesarz we własnym domu – mruczała pod nosem, zdejmując ubranie.
Związała włosy na czubku głowy, ochroniła je plastikowym czepkiem kąpielowym i udała się do łazienki.
– A to biedne mizdrzące się do niego stworzenie bierze to za dobrą monetę – dorzuciła rozzłoszczona.
Weszła pod prysznic, namydliła się szybko i równie szybko opłukała. Wytarła się energicznie ręcznikiem, zdjęła czepek i potrząsnęła włosami. Nie dość, że Cameron Thorpe ją denerwował, to jeszcze pojawiła się pani Radner. Ta dopiero mogła człowieka wyprowadzić z równowagi! Zadzierająca nos snobka. I kto jej dał prawo zakładać, że ona źle się prowadzi?Fakt, mogła powziąć to przekonanie, skoro Merlyn stwarzała takie pozory. Z pewnością była więcej warta od pań Radner i nie podobało jej się, że ją lekceważą. Jeśli niezamożne osoby stale musiały to znosić, nie było im przyjemnie… Ta ostatnia myśl skłoniła ją do zastanowienia. Zdaje się, że ojciec chciał jej właśnie takiej lekcji udzielić.
Trochę zła na niego, po raz kolejny nabrała podejrzeń, że może mijał się z prawdą i jego znajomość z Cameronem Thorpe’em nie jest wcale przelotna. Nie znalazłby lepszego dla niej przeciwnika, gdyby nawet szukał całe życie. Nagle zdała sobie sprawę z nonsensowności takiego założenia. Ojciec usiłowałby znaleźć dla niej pokrewną duszę, nie wroga.
Wróciła do sypialni, smukła i zachwycająca w swojej nagości. Jędrne, sterczące piersi pozostawały w doskonałej proporcji do reszty zgrabnego harmonijnego ciała. Merlyn jeszcze nie była w pełni świadoma, jak taki widok działa na zmysły.
W tym samym momencie Cameron otworzył drzwi jej pokoju. Stanęła jak wryta, kompletnie zaskoczona. Obrzucił ją wzrokiem, a ona odniosła wrażenie, że spojrzenie czarnych oczu, prześlizgując się po jej ciele, zarazem go dotyka. Cameron wpatrywał się w nią tak intensywnie, że pozostawała nieruchoma niczym nimfa przyłapana w kąpieli przez fauna.
– Do diabła z tobą – wyszeptała, odzyskując przytomność umysłu.
Złapała błękitny szlafrok z jedwabiu i owinęła się nim szczelnie. Twarz jej poczerwieniała. Żaden mężczyzna nie widział jej dotąd całkiem nagiej, nawet ten kretyn, z którym była zaręczona. Nie próbował niczego poza paroma pocałunkami, i to właśnie wzbudziło w niej podejrzenie,