Diana Palmer

Pracująca dziewczyna


Скачать книгу

ojciec odseparował go ode mnie. Włóczył go z sobą po świecie i wyszydzał przy każdej okazji. To musiało zostawić ślady. – Popatrzyła z żalem w tym kierunku, w którym poszedł syn. – Mąż postępował z nim tak, bo chciał uczynić z niego silnego, odpornego człowieka. Cóż, osiągnął swój cel, ale też pozbawił go wrażliwości i czułości. Reszty spustoszenia dopełnił związek z Marcią. – Pokiwała smutno głową. – Cam ma za sobą trudne lata. Jeśli poślubi Delle, będzie mu jeszcze gorzej.

      – Jest aż tak niedobrze? – spytała współczująco Merlyn.

      – Och, moja droga… Żywiłam nadzieję, że syn się z kimś zwiąże, dobiega przecież czterdziestki. Czekałam na synową, która… – spojrzała z wahaniem na Amandę, pochłoniętą zabawą drogą lalką – … będzie zupełnie inna niż Delle.

      – Inna? – spytała z zaciekawieniem Merlyn.

      – Wkrótce przekonasz się, o co mi chodzi – odparła ze znużeniem Lila.

      Merlyn zdecydowała, że najlepiej zrobi, jeśli resztę dnia spędzi w Gainesville. Miała dość niechętnych spojrzeń Camerona, poza tym Lila uprzedziła ją, że nie będą mogły pracować przy paniach Radner. Pisarka westchnęła z żalem, gdy Merlyn powiadomiła ją o swoich planach, i powiedziała, że i ona bardzo chętnie opuściłaby dom na czas wizyty gości.

      Kiedy Merlyn weszła do holu, ubrana do wyjścia w ponczo, zieloną bluzkę z długimi rękawami i białe spodnie, stanęła jak wryta na widok Delle Radner, którą spostrzegła przez otwarte drzwi salonu.

      Szczupła, drobna, z twarzą okoloną złotymi lokami niczym Shirley Temple i zbyt mocno umalowanymi niebieskimi oczami, stała wystrojona tak, jakby wybierała się na koktajl. Miała na sobie czarną, sięgającą tuż za kolana suknię z jedwabiu, bez wątpienia od drogiego projektanta, ozdobioną przy linii dekoltu i mankietach przepiękną koronką z kwiatowym motywem. Przy jej delikatnej jasnej cerze i blond włosach dawało to znakomity efekt. Dodatki były bez zarzutu, czarne szpilki bez pięt z imitacji skóry węża i taka sama torebka. Mówiła coś do Camerona, wydymając przy tym pełne usta pomalowane czerwoną szminką. On, ubrany w czarny smoking, sprawiał wrażenie lekko zirytowanego, ale wyglądał oszałamiająco. Rzucałby się w oczy nawet w najbardziej wytwornym towarzystwie, uznała Merlyn. Musiała przyznać sama przed sobą, że patrzy na niego z przyjemnością.

      Natychmiast przywołała się do porządku. Ten mężczyzna oznaczał dla niej kłopoty, a chciała trzymać się od nich jak najdalej. Poza tym nie przebywała tu, żeby komplementować Camerona Lodowatego. Jej pozycja była nieco inna niż zwykłego pracownika. Ta myśl trochę ją rozbawiła i wymknął jej się krótki chichot, co zwróciło na nią uwagę. Pod bacznym i wrogim spojrzeniem dwóch par oczu przywołała na pomoc wpojone jej zasady dobrego wychowania i umiejętność panowania nad sobą.

      – Och, dzień dobry – powiedziała z ożywieniem i wkroczyła do salonu, odrzucając ruchem głowy do tyłu długie czarne włosy. – Pani musi być Delle – zwróciła się do blondynki. – Wiele o pani słyszałam. – Wyciągnęła dłoń, a Delle ujęła ją z protekcjonalnym uśmiechem.

      – A pani jest…? – spytała z chłodną grzecznością, której przeczyło taksujące spojrzenie, jakim obrzuciła Merlyn.

      – Merlyn Forrest – odezwał się lodowatym tonem Cameron. – Pomaga mojej matce przy pisaniu nowej książki.

      Delle uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.

      – Jest pani pisarką?

      – Nie. Ukończyłam studia historyczne.

      – Och… – Delle zamrugała oczami. – Myślałam, że tylko mężczyźni to studiują – powiedziała ze śmiechem.

      – Zadziwiające, ale kobiety też – zapewniła ją Merlyn. Kąciki jej ust drgnęły, gdy spojrzała na Camerona. – Chociaż niektóre z nich porzucają mroczne korytarze uniwersyteckie, aby pracować dla uderzająco przystojnych mrocznych mężczyzn…

      – Wybiera się pani dokądś? – spytał Cameron i zabrzmiało to niemal jak pogróżka.

      – Owszem. Do Gainesville, aby podrywać mężczyzn.

      W tym momencie do salonu weszła Lila.

      – W takim razie czy ja też mogę pojechać?

      – Mamo! – wybuchnął Cameron.

      – Kto to jest? – rozległ się beznamiętny głos.

      – Merlyn Forrest, moja asystentka, pomaga mi zbierać materiały do książki – wyjaśniła Lila stojącej za nią kobiecie. – Merlyn, poznałaś już Delle, to jest Charlotte Radner, jej matka.

      – Asystentka? – Charlotte zaśmiała się cicho, ale jej oczy pozostały nieprzyjazne.

      Była ubrana w niebieską suknię za kolana, o kroju podkreślającym smukłą figurę. Prawdopodobnie była kiedyś miodową blondynką, teraz jej siwe włosy miały atrakcyjny zimny kolor.

      – Merlyn pomaga mi w wyszukiwaniu informacji z okresu panowania Plantagenetów i Tudorów. Chociaż ostatnio praktycznie ograniczyłyśmy się tylko do Tudorów. Epoka jest niezwykle barwna.

      – Z pewnością, moja droga – przyznała Charlotte, lecz bez entuzjazmu. – Musisz jednak pamiętać, że niewielu ludzi interesuje historia.

      – To raczej nudne – zawtórowała jej Delle, przytulając się do ramienia Camerona. – Wolałabym porozmawiać o polo. Cam, przyjedziesz w następnym tygodniu na mecz?

      Bankier zaprzeczył ruchem głowy.

      – Mam dużo pracy. Czeka nas zebranie zarządu w sprawie budżetu.

      – Nieustannie jesteś zajęty – poskarżyła się Delle. – Ciągle tylko praca i praca. Mógłbyś raz oderwać się od biurka. Przecież grywałeś w polo, wiele razy cię widziałam.

      – Musiała pani wtedy nosić jeszcze warkoczyki – zauważyła z uśmiechem Merlyn i ku swojej satysfakcji zauważyła błysk gniewu w oczach pani Radner.

      – Delle jest bardzo dojrzała jak na swój wiek – oznajmiła zimnym tonem Charlotte i ruchem ręki powstrzymała córkę, gdy ta chciała coś powiedzieć. – Ma też wyrafinowany gust.

      Merlyn natychmiast rozłożyła ponczo, aby je zademonstrować.

      – A to dowodzi mojego braku gustu, jak zgaduję? – prowokowała.

      Wzgląd na dobre maniery powstrzymał panią Radner od zrewanżowania się kąśliwą uwagą.

      – Moja droga, nie miałam nic złego na myśli – odparła sztywno.

      – Naturalnie. Jest pani zbyt dobrze wychowana, żeby podkreślać oczywistą różnicę w możliwościach finansowych pani córki i moich.

      Pani Radner spojrzała na nią surowo, a oczy Camerona niebezpiecznie rozbłysły.

      – Zdaje się, że pani właśnie zamierzała wyjść – zwrócił się do Merlyn, akcentując każde słowo.

      – Rzeczywiście – potwierdziła z promiennym uśmiechem. Odrzuciła energicznym ruchem głowy włosy i spojrzała na niego zalotnie. – Do zobaczenia.

      Patrzył na nią gniewnie, a Delle posłała mu zdziwione spojrzenie i kurczowo ujęła jego ramię.

      – Baw się dobrze, Merlyn – rzuciła jej na odchodnym Lila.

      – Postaram się wrócić najpóźniej o drugiej, może o trzeciej – odparła, pamiętając, co jej zapowiedział Cameron. Zerknęła na niego i zorientowała się, że zamierza wygłosić jakąś uwagę. W tej sytuacji szybko wyszła, pożegnawszy