ojciec odseparował go ode mnie. Włóczył go z sobą po świecie i wyszydzał przy każdej okazji. To musiało zostawić ślady. – Popatrzyła z żalem w tym kierunku, w którym poszedł syn. – Mąż postępował z nim tak, bo chciał uczynić z niego silnego, odpornego człowieka. Cóż, osiągnął swój cel, ale też pozbawił go wrażliwości i czułości. Reszty spustoszenia dopełnił związek z Marcią. – Pokiwała smutno głową. – Cam ma za sobą trudne lata. Jeśli poślubi Delle, będzie mu jeszcze gorzej.
– Jest aż tak niedobrze? – spytała współczująco Merlyn.
– Och, moja droga… Żywiłam nadzieję, że syn się z kimś zwiąże, dobiega przecież czterdziestki. Czekałam na synową, która… – spojrzała z wahaniem na Amandę, pochłoniętą zabawą drogą lalką – … będzie zupełnie inna niż Delle.
– Inna? – spytała z zaciekawieniem Merlyn.
– Wkrótce przekonasz się, o co mi chodzi – odparła ze znużeniem Lila.
Merlyn zdecydowała, że najlepiej zrobi, jeśli resztę dnia spędzi w Gainesville. Miała dość niechętnych spojrzeń Camerona, poza tym Lila uprzedziła ją, że nie będą mogły pracować przy paniach Radner. Pisarka westchnęła z żalem, gdy Merlyn powiadomiła ją o swoich planach, i powiedziała, że i ona bardzo chętnie opuściłaby dom na czas wizyty gości.
Kiedy Merlyn weszła do holu, ubrana do wyjścia w ponczo, zieloną bluzkę z długimi rękawami i białe spodnie, stanęła jak wryta na widok Delle Radner, którą spostrzegła przez otwarte drzwi salonu.
Szczupła, drobna, z twarzą okoloną złotymi lokami niczym Shirley Temple i zbyt mocno umalowanymi niebieskimi oczami, stała wystrojona tak, jakby wybierała się na koktajl. Miała na sobie czarną, sięgającą tuż za kolana suknię z jedwabiu, bez wątpienia od drogiego projektanta, ozdobioną przy linii dekoltu i mankietach przepiękną koronką z kwiatowym motywem. Przy jej delikatnej jasnej cerze i blond włosach dawało to znakomity efekt. Dodatki były bez zarzutu, czarne szpilki bez pięt z imitacji skóry węża i taka sama torebka. Mówiła coś do Camerona, wydymając przy tym pełne usta pomalowane czerwoną szminką. On, ubrany w czarny smoking, sprawiał wrażenie lekko zirytowanego, ale wyglądał oszałamiająco. Rzucałby się w oczy nawet w najbardziej wytwornym towarzystwie, uznała Merlyn. Musiała przyznać sama przed sobą, że patrzy na niego z przyjemnością.
Natychmiast przywołała się do porządku. Ten mężczyzna oznaczał dla niej kłopoty, a chciała trzymać się od nich jak najdalej. Poza tym nie przebywała tu, żeby komplementować Camerona Lodowatego. Jej pozycja była nieco inna niż zwykłego pracownika. Ta myśl trochę ją rozbawiła i wymknął jej się krótki chichot, co zwróciło na nią uwagę. Pod bacznym i wrogim spojrzeniem dwóch par oczu przywołała na pomoc wpojone jej zasady dobrego wychowania i umiejętność panowania nad sobą.
– Och, dzień dobry – powiedziała z ożywieniem i wkroczyła do salonu, odrzucając ruchem głowy do tyłu długie czarne włosy. – Pani musi być Delle – zwróciła się do blondynki. – Wiele o pani słyszałam. – Wyciągnęła dłoń, a Delle ujęła ją z protekcjonalnym uśmiechem.
– A pani jest…? – spytała z chłodną grzecznością, której przeczyło taksujące spojrzenie, jakim obrzuciła Merlyn.
– Merlyn Forrest – odezwał się lodowatym tonem Cameron. – Pomaga mojej matce przy pisaniu nowej książki.
Delle uniosła brwi w wyrazie uprzejmego zdziwienia.
– Jest pani pisarką?
– Nie. Ukończyłam studia historyczne.
– Och… – Delle zamrugała oczami. – Myślałam, że tylko mężczyźni to studiują – powiedziała ze śmiechem.
– Zadziwiające, ale kobiety też – zapewniła ją Merlyn. Kąciki jej ust drgnęły, gdy spojrzała na Camerona. – Chociaż niektóre z nich porzucają mroczne korytarze uniwersyteckie, aby pracować dla uderzająco przystojnych mrocznych mężczyzn…
– Wybiera się pani dokądś? – spytał Cameron i zabrzmiało to niemal jak pogróżka.
– Owszem. Do Gainesville, aby podrywać mężczyzn.
W tym momencie do salonu weszła Lila.
– W takim razie czy ja też mogę pojechać?
– Mamo! – wybuchnął Cameron.
– Kto to jest? – rozległ się beznamiętny głos.
– Merlyn Forrest, moja asystentka, pomaga mi zbierać materiały do książki – wyjaśniła Lila stojącej za nią kobiecie. – Merlyn, poznałaś już Delle, to jest Charlotte Radner, jej matka.
– Asystentka? – Charlotte zaśmiała się cicho, ale jej oczy pozostały nieprzyjazne.
Była ubrana w niebieską suknię za kolana, o kroju podkreślającym smukłą figurę. Prawdopodobnie była kiedyś miodową blondynką, teraz jej siwe włosy miały atrakcyjny zimny kolor.
– Merlyn pomaga mi w wyszukiwaniu informacji z okresu panowania Plantagenetów i Tudorów. Chociaż ostatnio praktycznie ograniczyłyśmy się tylko do Tudorów. Epoka jest niezwykle barwna.
– Z pewnością, moja droga – przyznała Charlotte, lecz bez entuzjazmu. – Musisz jednak pamiętać, że niewielu ludzi interesuje historia.
– To raczej nudne – zawtórowała jej Delle, przytulając się do ramienia Camerona. – Wolałabym porozmawiać o polo. Cam, przyjedziesz w następnym tygodniu na mecz?
Bankier zaprzeczył ruchem głowy.
– Mam dużo pracy. Czeka nas zebranie zarządu w sprawie budżetu.
– Nieustannie jesteś zajęty – poskarżyła się Delle. – Ciągle tylko praca i praca. Mógłbyś raz oderwać się od biurka. Przecież grywałeś w polo, wiele razy cię widziałam.
– Musiała pani wtedy nosić jeszcze warkoczyki – zauważyła z uśmiechem Merlyn i ku swojej satysfakcji zauważyła błysk gniewu w oczach pani Radner.
– Delle jest bardzo dojrzała jak na swój wiek – oznajmiła zimnym tonem Charlotte i ruchem ręki powstrzymała córkę, gdy ta chciała coś powiedzieć. – Ma też wyrafinowany gust.
Merlyn natychmiast rozłożyła ponczo, aby je zademonstrować.
– A to dowodzi mojego braku gustu, jak zgaduję? – prowokowała.
Wzgląd na dobre maniery powstrzymał panią Radner od zrewanżowania się kąśliwą uwagą.
– Moja droga, nie miałam nic złego na myśli – odparła sztywno.
– Naturalnie. Jest pani zbyt dobrze wychowana, żeby podkreślać oczywistą różnicę w możliwościach finansowych pani córki i moich.
Pani Radner spojrzała na nią surowo, a oczy Camerona niebezpiecznie rozbłysły.
– Zdaje się, że pani właśnie zamierzała wyjść – zwrócił się do Merlyn, akcentując każde słowo.
– Rzeczywiście – potwierdziła z promiennym uśmiechem. Odrzuciła energicznym ruchem głowy włosy i spojrzała na niego zalotnie. – Do zobaczenia.
Patrzył na nią gniewnie, a Delle posłała mu zdziwione spojrzenie i kurczowo ujęła jego ramię.
– Baw się dobrze, Merlyn – rzuciła jej na odchodnym Lila.
– Postaram się wrócić najpóźniej o drugiej, może o trzeciej – odparła, pamiętając, co jej zapowiedział Cameron. Zerknęła na niego i zorientowała się, że zamierza wygłosić jakąś uwagę. W tej sytuacji szybko wyszła, pożegnawszy