Kat Cantrell

Kocham cię na niby


Скачать книгу

razie będziemy spać osobno – stwierdził Lucas, uśmiechając się pod nosem. – Obejrzyj dom. Jeżeli ci się nie spodoba, znajdziemy inny.

      Udobruchana, wzięła głęboki oddech. Lucas udowodnił, że potrafi być rozsądny. Doskonale. Może zdoła go przekonać, że przyjęcie jego nazwiska to poroniony pomysł? Cia Wheeler… nawet to nie brzmi dobrze.

      Zanim zdążyła wysiąść, Lucas obszedł auto i podał jej rękę. Ignorując ją, opuściła nogi na ziemię i wysiadła. Po chwili weszli do salonu. Widok dosłownie zaparł jej dech w piersiach. Zresztą i tak trudno jej było oddychać, kiedy za plecami miała Lucasa.

      Grube płótno chroniło meble przed kurzem. Kiedyś mieszkali tu ludzie. Dlaczego się wyprowadzili? Nie rozumiała tego, ale miała ochotę ściągnąć płótno z mebli i pozwolić domowi ożyć.

      – I co? – spytał Lucas, przerywając ciszę. – Może być? Chcesz obejrzeć resztę?

      Uśmiechnął się tak, jakby z góry znał jej odpowiedź. Psiakość, pomyślała. Wolałaby nie być tak przewidywalna.

      – Jak znalazłeś ten dom?

      Zmrużył oczy. Marzyła o tym, by wyszczerzył zęby w tym drapieżnym uśmiechu, który ją tak irytował. Przynajmniej wtedy łatwiej byłoby oprzeć się jego urokowi.

      – Nieruchomości to moja specjalność – odparł. – Właściciel chce wynająć ten dom na pół roku, co by nam odpowiadało. Obejrzymy kuchnię?

      Cia nie ruszyła się z miejsca.

      – Twoja specjalność to nieruchomości komercyjne, a nie prywatne. Przyznaj się, dlaczego mnie tu przywiozłeś?

      Ze zręcznością wytrawnego prestidigitatora Lucas przekręcił ręką w prawo, w lewo, po czym rozprostował palce.

      – Żeby dać ci pierścionek zaręczynowy. – Trzymał w dłoni czarne pudełeczko.

      Serce zabiło jej szybciej, w gardle zaschło. Była realistką, nie marzycielką czy romantyczką. Nie powinna reagować w ten sposób. Ale pewnie nikt więcej się jej nie oświadczy.

      – Nawet… nie rozmawialiśmy o tych sprawach – wydukała. Nie spodziewała się ani pierścionka, ani domu. – Może ci zwrócę połowę ceny?

      – E tam. – Machnął lekceważąco ręką, jakby parę tysięcy nie robiło mu różnicy. – Potraktuj to jak prezent. W razie czego oddasz po rozwodzie.

      – Jeszcze nie ma południa, a ty już znalazłeś dom, przygotowałeś kontrakt i wręczyłeś mi pierścionek. Więc albo niedawno planowałeś ślub, który nie doszedł do skutku, albo masz niesamowicie sprawną asystentkę.

      Może stąd to zmęczenie na jego twarzy? Może od wczoraj, kiedy przedstawiła mu tę propozycję, zajmował się sprawą ślubu i rozwodu? Mimo to w wyprasowanej koszuli i garniturze wyglądał świeżo i elegancko.

      Nie, ona nie da sobie zawrócić w głowie. Nie zmieni opinii o tym biznesmenie playboyu. Okej, może nie spędził nocy na szaleństwach erotycznych z prawniczką, może kazał sekretarce odwołać przedpołudniowe spotkania. Ale co z tego?

      – Wczoraj zaproponowałaś mi układ. Chcesz, żebyśmy przez pół roku byli mężem i żoną, i żeby wszyscy myśleli, że pobraliśmy się z miłości. Odnoszę jednak wrażenie, że nie masz bladego pojęcia, jak się do tego zabrać.

      – A ty masz? – Głos jej zadrżał.

      To oczywiste, że nie miała pojęcia o miłości i szczęściu małżeńskim. Codziennie pomagała kobietom uciekać od mężów brutali i budować nowe życie. Bez nich.

      Miłość na pewno istnieje, nie jest wymysłem poetów, ale prawdziwie szczęśliwe w miłości mogą być tylko te kobiety, które nie liczą na to, że mężczyzna zaspokoi wszystkie ich emocjonalne potrzeby i zapełni pustkę w sercu.

      – Ja? Owszem. Od trzydziestu lat obserwuję moich rodziców. Mój brat był żonaty. Dziadek nadal jest. W pracy stale się stykam z żonatymi facetami.

      Wrócił tam, gdzie stała. Kiedy wyciągnął rękę, by odgarnąć jej kosmyk włosów, podskoczyła.

      – Spokojnie, kotku. Małżonkowie nie wzbraniają się przed dotykiem. Przeciwnie, pragną bliskości. – Na jego twarzy znów pojawił się drapieżny uśmiech. – Lubią się całować. Będziesz musiała do tego przywyknąć.

      Słusznie. Usiłowała się odprężyć. Czeka ich nie lada wyzwanie: aby przekonać wszystkich, że są zakochani, muszą dobrze zagrać swoje role. A zatem powinni wcześniej poćwiczyć. Ale jeszcze nie teraz, nie w tej minucie. Cofnęła się, by nie czuć iskier przeskakujących między nią a tym mężczyzną, który – cały czas to powtarzała – wcale nie był w jej typie. Bała się przyznać, że jej się podoba. Bała się emocji, radości i złamanego serca.

      – Dom mi odpowiada. Podzielimy się kosztami wynajmu.

      – A pierścionek? – spytał Lucas. – Nawet na niego nie spojrzałaś.

      – Na pewno wybrałeś odpowiedni.

      – Może trzeba go zmniejszyć. Zmierz.

      Uniósł wieczko i po chwili wsunął pierścionek na jej palec. Musiała się ugryźć w język, by nie pisnąć z zachwytu. Wysadzany brylantami, w których odbijały się promienie słońca, pasował idealnie.

      – Zwracający uwagę… Wybrałabym taki sam. – Wyciągnęła przed siebie rękę, podziwiając jego blask.

      – Czy w ten subtelny sposób chcesz mi dać coś do zrozumienia? – spytał ze śmiechem Lucas.

      Nie. Przez sześć miesięcy pierścionek będzie spełniał swoje zadanie. Szkoda, że wcześniej wszystkiego porządnie nie przemyślała. Skoro mają udawać małżeństwo, powinna zastanowić się, co robić, by wypaść przekonująco. Całe szczęście, że Lucas okazał się przytomniejszy, że myśli za nią o najbardziej podstawowych sprawach. Zamiast się na niego złościć, powinna być mu wdzięczna. I nie wykłócać się o nazwisko.

      – Dziś po południu pokażę swojej prawniczce dokumenty, które przygotowałeś.

      Cia Wheeler… Wzdrygnęła się. Trudno, wytrzyma pół roku. W końcu to tylko nazwisko. Nawet jako Cia Wheeler zachowa niezależność, a potem, kiedy pieniądze z funduszu trafią na jej konto, spełni marzenie mamy i zbuduje schronisko. Po rozwodzie znów będzie Cią Allende.

      – To kiedy możemy tu zamieszkać?

      ROZDZIAŁ TRZECI

      Kiedy zajrzała do gabinetu, abuelo siedział pochylony przy biurku i coś pisał. Nie chciała przeszkadzać mu w pracy, ale starszy pan podniósł głowę, skinął na wnuczkę, po czym jeszcze przez kilka minut kontynuował pisanie. Od dziesiątków lat używał tych samych długopisów i tych samych notatników z żółtym papierem w kratkę. Benicio Allende był właścicielem firmy produkującej najnowocześniejszy sprzęt na świecie, lecz sam wolał tradycyjne metody pracy.

      Obserwując go, Cia poczuła wyrzuty sumienia. Wreszcie odsunął notes i splótł ręce.

      – Co cię tu sprowadza? – spytał wprost.

      Nienawidził czczej gadaniny i była to chyba ich jedyna wspólna cecha. Nie należał do poczciwych uśmiechniętych dziadków, którzy rozdają wnukom cukierki. Był cwanym biznesmenem, od którego Cia uczyła się, jak osiągać sukces.

      – Witaj, abuelo. Chciałam cię poinformować, że wychodzę za mąż.

      Tylko tyle powiedziała. Jeśli dziadek zechce, sam zada kolejne pytania. Podczas świąt, kiedy zasiadali do