Kat Cantrell

Kocham cię na niby


Скачать книгу

się plotkami, ale…

      Wyprostował się w fotelu. Czarna skórzana tapicerka kontrastowała z burzą śnieżnobiałych włosów. Stary zegar ścienny głośno tykał.

      – Dziwię się, że nie przyszedł z tobą, żebym mógł go poznać.

      Lucas też to proponował, ale sprzeciwiła się, głównie ze strachu, że dziadek nie uwierzy w bajkę, jaką wymyślili. Wolała nie narażać Lucasa na nieprzyjemności.

      – Najpierw chciałam sama cię poinformować. Wszystko stało się dość szybko, ale decyzji nie podjęliśmy pod wpływem chwili. Spotykaliśmy się jakiś czas temu, potem ja zajęłam się innymi rzeczami i oddaliliśmy się od siebie. Tydzień temu nasze drogi znów się zeszły i było tak, jakbyśmy się nigdy nie rozstali.

      Dios! Kiedy omawiali wersję, którą przedstawią rodzinie, nie brzmiało to tak romantycznie.

      – Innymi rzeczami? Czyli schroniskiem? – Benicio ściągnął groźnie brwi. Nie podobało mu się, że Cia, podobnie jak wcześniej jej matka, tyle czasu poświęca obcym kobietom, zamiast skupić się na własnym życiu. – Mam nadzieję, że teraz zajmiesz się mężem i rodziną.

      Był przekonany, że małżeństwo pozwoli jej uporać się ze stratą rodziców. On też cierpiał po śmierci syna i synowej, lecz starał się przezwyciężyć ból i nie rozpamiętywać przeszłości. Nie mógł zrozumieć, dlaczego Cia niestrudzenie podąża drogą, którą szła jej matka. Bo czy budowa domu dla maltretowanych kobiet może sprawić większą satysfakcję niż życie u boku kochającego męża?

      – Tak, wiem, co mnie teraz czeka – rzekła.

      A czekała ją zabawa w miłość: udawanie, że jest bez pamięci zakochana w mężczyźnie, którego widok rzeczywiście przyprawiał ją o dreszcze.

      – Znakomicie. Bardzo się cieszę. Wheelerowie to bogata rodzina.

      Innymi słowy, Lucas Wheeler nie będzie próbował dobrać się do jej majątku. Cię ogarnęła złość: gdyby abuelo miał do niej więcej zaufania, nie musiałaby zawierać fikcyjnego małżeństwa.

      – Cieszę się, że się cieszysz, dziadku.

      – Dulciano, pragnę jedynie twojego szczęścia. Chyba nie masz wątpliwości?

      – Nie, skądże. – Wiedziała, że dziadek kocha ją na swój sposób. Kłopot polegał na tym, że co innego rozumieli pod pojęciem „szczęście”.

      Przez moment obserwował ją uważnie. Zmarszczki wokół jego oczu pogłębiły się.

      – Przyznaję: nie rozumiem twojego zapału i zaangażowania w działalność charytatywną, ale po ślubie, kiedy urządzisz się w swoim domu, możesz oczywiście nadal udzielać się w schronisku. Kilka godzin tygodniowo, jeśli twój mąż nie będzie miał nic przeciwko temu.

      Cia omal nie wybuchnęła śmiechem.

      – Lucas i ja już doszliśmy w tej kwestii do porozumienia – powiedziała. – A co do ślubu… planujemy cywilny. Skromny, bez gości.

      – Cywilny? Nie katolicki?

      – Lucas jest protestantem.

      Poza tym niełatwo uzyskać rozwód kościelny. Tego oczywiście nie powiedziała na głos.

      – Usiądź – rozkazał dziadek.

      Wzdychając cicho, spełniła jego polecenie. Stary skórzany fotel zaskrzypiał. Zaraz się zacznie, pomyślała. W oczach dziadka wciąż była siedemnastoletnią sierotą, nad którą trzeba roztaczać opiekę. Ona jednak zamierzała twardo bronić swoich racji.

      Cztery dni później, po podpisaniu umowy u prawnika, Lucas, wsparty o ścianę domu, który przez najbliższe półrocze będzie należeć do nich, patrzył, jak Cia w czerwonym porsche wjeżdża na podjazd.

      Przed chwilą przeczytał esemesa od brata: „Straciliśmy Schumacher Industrial”. Matthew mógł dodać „przez ciebie”, ale litościwie tego nie zrobił. Lucas poczuł wyrzuty sumienia. Jeśli zbankrutują, nigdy sobie tego nie wybaczy.

      – Piękne auto, kotku – powiedział. – Można by za nie wykarmić tysiące głodujących dzieci w Afryce.

      – Nie wysilaj się, Wheeler. – Cia trzasnęła drzwiami. – Dostałam samochód od dziadka z okazji ukończenia studiów. Czymś muszę jeździć.

      – Czymś, co przyśpiesza do setki w dwie sekundy? No tak, jak się ktoś ciągle spieszy… – Uśmiechnął się na widok jej miny. – Nie bądź taka naburmuszona, bo inaczej te sześć miesięcy będą ci się bardzo dłużyć.

      – Będą się dłużyć tak czy siak – mruknęła. – Wiesz, co mój dziadek zamierza podarować nam w prezencie ślubnym? Willę na Majorce. Psiakrew, co mam mu powiedzieć? Dzięki, dziadku, ale wolelibyśmy zestaw do kawy?

      Dotychczas Lucas widział ją z rozpuszczonymi włosami. Dziś koński ogon odsłaniał jej szyję, a opięty różowy T-shirt i wąskie dżinsy podkreślały kształtną figurę. Nie mógł oderwać od niej oczu.

      – Poproś, żeby przekazał pieniądze na jakiś cel charytatywny.

      – Ha! Spróbuj nakazać cokolwiek mojemu dziadkowi. Es imposible. Uwierzył w bajeczkę o nas i nie posiada się z radości, że jego wnuczka wychodzi za Wheelera.

      – Jestem porządnym uczciwym człowiekiem i pochodzę z powszechnie szanowanej rodziny biznesmenów. Dlaczego miałby się nie cieszyć?

      – Dlatego, że… – Zniecierpliwiona machnęła ręką. Pierścionek zaręczynowy zalśnił w słońcu. – Że przebierasz w kobietach jak w ulęgałkach! To co, wchodzimy do środka? Chciałabym posprzątać…

      Okej, tego było za wiele.

      – Kotku… – Lucas powściągnął odruch, by ująć Cię za brodę i obrócić twarzą do siebie. Po chwili sama skierowała na niego wzrok. – Posłuchaj. Jestem, jaki jestem. Lubię kobiety, lubię seks i się tego nie wstydzę. Ale od rozstania z Laną wiodę cnotliwe życie. I takie zamierzam wieść, póki będę nosił na palcu obrączkę.

      Wiatr poruszył kilkoma kosmykami jej włosów, które wysunęły się z gumki. Cia wbiła spojrzenie w ziemię.

      – Przepraszam, nie chciałam… Nie złość się. Odtąd pomyślę trzy razy, zanim cokolwiek powiem.

      Roześmiał się.

      – Ja się nie złoszczę, kotku. Ja się odpłacam pięknym za nadobne – oznajmił, po czym chwycił ją na ręce i przeniósł przez próg.

      Ważyła tyle co piórko, a pachniała kokosem i cytryną. Zacisnęła rękę w pięść i uderzyła go w ramię, krzycząc, aby ją natychmiast puścił. Ale jemu spodobały się różne miękkie krągłości, jakie wcześniej pozostawały w ukryciu.

      – Hej! Bawisz się w jaskiniowca?

      Delikatnie postawił ją na marmurowej posadzce.

      – Sąsiedzi patrzyli – rzekł z poważną miną.

      Nikt nie patrzył, ale nowo poślubioną żonę przenosi się przez próg. Matthew przeniósł Amber i on, Lucas, wyobrażał sobie, jak w dalekiej przyszłości, kiedy w końcu się ożeni, wniesie do domu swą wybrankę. Wprawdzie Cia jeszcze nie była jego żoną, ale już za kilka dni złożą przysięgę. A dziś… dziś jest próba generalna.

      Dziwne, ale myśląc o kobiecie, którą poślubi w przyszłości, widział przed oczami twarz Cii.

      – Umówiliśmy się… – powiedziała, opierając ręce na biodrach – nie ma podziału majątku. Nie ma kłótni o pieniądze.