T. M. Frazier

Soulless


Скачать книгу

raz, gdy wziąłem cię w ciężarówce? Przypomnij sobie, jak włożyłem w ciebie fiuta. Byłaś taka ciasna, że chyba mnie bolało to bardziej niż ciebie.

      Przesuwam rękę niżej.

      – Pamiętam – mówię niemal z jękiem, gdy wkładam palce do majtek.

      – Dotykasz się? – pyta Bear.

      – Tak.

      – Dobra dziewczynka – mówi napiętym głosem. – Zdejmij majtki i rozłóż dla mnie nogi.

      Pozbywam się bielizny i rozkładam nogi tak szeroko, jakby to on miał się między nimi znaleźć.

      – Okej – mówię.

      – Pamiętasz, jak spróbowałem cię po raz pierwszy? Ten pierwszy raz, kiedy mój język dotknął twojej cipki? Pamiętasz, jakie to było uczucie, gdy pieprzyłem cię językiem, aż nie mogłaś już wytrzymać?

      Zamykam oczy i dwoma palcami zataczam kręgi na cipce, przypominając sobie w szczegółach to, o czym mówi Bear. Jego ciepły, mokry język, ucisk w dole mojego brzucha, gdy pieprzył mnie w ten sposób nieprzerwanie. Szybciej i szybciej, aż jestem blisko szczytu.

      – Tak – mówię.

      Bear chichocze.

      – Miej rozłożone nogi. Przypomnij sobie, jak trzymałaś mnie za włosy, gdy ja ukrywałem twarz między twoimi udami.

      Poruszam palcami coraz szybciej, jestem coraz bliżej spełnienia. A potem zwiększam nacisk, aż w końcu znajduję się na granicy, gdzie nawet najlżejszy dotyk może zapewnić mi orgazm.

      – Bear – jęczę. – Jest mi tak… tak…

      – Nie mogę się doczekać, aż zrobię to ponownie. Ale następnym razem nie pozwolę ci dojść z moim językiem w tobie – mówi Bear i nagle czuję się rozczarowana.

      – Nie?

      – Nie, bo gdy już będziesz miała dojść w ten sposób, podniosę się i wejdę w ciebie. I będę cię pieprzył. Mocno. Aż oboje będziemy krzyczeć i dojdziemy razem.

      Zbliżam się do orgazmu i gdy w końcu niemal czuję najpiękniejsze spełnienie, jakie może mi zapewnić własna ręka, w tle rozlega się jakiś hałas.

      – Cholera, muszę lecieć, Ti.

      – Poczekaj – sapię, otwierając oczy. – Kiedy… – zaczynam, ale nie wiem, o co dokładnie chcę zapytać.

      – Kocham… – Zanim udaje mu się dokończyć, połączenie zostaje przerwane.

      Chowam głowę między kolanami.

      – Nic mu nie będzie – mówię na głos, próbując się pocieszyć.

      Jestem jak na haju. Jestem smutna. Szczęśliwa. Zaniepokojona.

      Telefon od Beara sprawił, że czuję coś, czego nie czułam od jego zniknięcia, i chcę się tego trzymać do chwili, aż on znowu będzie przy mnie.

      To nadzieja.

      Odkładam telefon i oddaję Kingowi, który wkłada go do ust i połyka.

      I właśnie stąd wiem, że cała ta rozmowa była tylko snem. W rzeczywistości Bear zakazał nam się kontaktować. Ja nie mogłam dzwonić do niego, a on nie mógł dzwonić do mnie. I nie mogłam go odwiedzać. King wyjaśnił mi, że odwiedzenie przeze mnie w więzieniu mężczyzny, którego oskarżono o zabicie moich rodziców, doprowadzi do tego, że nie będę wyglądać na niewinną. A właśnie o to starał się Bear.

      Kiedy otworzyłam oczy, King naprawdę stał nade mną. Jego potężne ciało rzucało cień i nie było dowodu na to, że połknął jakiekolwiek urządzenie elektryczne. Na szczęście byłam w pełni ubrana w koszulkę i spodnie dresowe, jednak i tak oddychałam głośno, bo jeszcze nie doszłam do siebie po orgazmie, który niemal przeżyłam we śnie.

      – Czas wracać do domu.

      Do domu? Usiadłam na łóżku i potarłam oczy. King kazał mi spotkać się z nim na zewnątrz za dziesięć minut i wyszedł z pokoju. Odrzuciłam na bok kołdrę i poszłam do łazienki, by wziąć prysznic.

      Zimny prysznic.

      Dom.

      Gdzie to, do cholery, jest?

      ROZDZIAL 7

      Bear

      Usłyszałem wycie syreny, które oznaczało, że czas przebywania na podwórku dobiegł końca i trzeba wracać do środka. W samą porę. Miller i ja udaliśmy się do najbliższego wejścia, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z naszego nowego towarzystwa.

      – Ty nie, McAdams – powiedział strażnik pilnujący bramy i wepchnął mnie z powrotem na podwórko po tym, jak Miller już wszedł do środka.

      – Co to ma, do cholery, znaczyć? – zapytał Miller, oglądając się za siebie, gdy ochroniarz zamknął bramę, zostawiając mnie na podwórku wraz z byłymi braćmi, którzy zaczęli iść w moją stronę. Miller spojrzał na mnie współczująco, gdy kolejny ochroniarz wepchnął go do środka.

      – Pomyślałem, że potrzebujecie chwili dla siebie na osobności. Żeby nadrobić zaległości – oznajmił kpiąco strażnik.

      – Pierdol się – warknąłem, bo ten pieprzony strażnik doskonale wiedział, co zrobił, i nie miałem wątpliwości, że mu za to zapłacono. – Może wyjdziesz i wszyscy zobaczymy, czy to naprawdę jest takie śmieszne.

      Strażnik zachichotał, jakby spotkanie trzech na jednego było zabawne, i zaczął obracać klucze w dłoni. Zasalutował drwiąco i wszedł do budynku, pogwizdując. Ciężkie drzwi zamknęły się z hukiem.

      Rozluźniłem mięśnie szyi, przygotowując się na walkę życia. Spotkałem się z tymi pizdami przy stoliku piknikowym, od którego dopiero co odszedłem. Ku mojemu zaskoczeniu Wolf oparł się o stół, a Munch i Stone zajęli miejsca na ławce. Myślałem, że od razu przejdą do rzeczy. Mimo że Miller właśnie dał mi paczkę papierosów, wyczaiłem kolejną w przedniej kieszeni kombinezonu Wolfa, wyciągnąłem rękę i wyjąłem pudełko fajek wraz z zapałkami.

      – Dzięki za papierosa – powiedziałem, podpalając go, a potem rzuciłem zapałki na stół. – To co, dziewczęta, jesteście gotowe spróbować?

      Mogą spróbować.

      Nie bałem się tych skurwieli. Jedyne, co mnie przerażało, to to, że już więcej nie zobaczę Ti.

      Tak naprawdę byłem wkurzony.

      Wściekły.

      Przez te wszystkie lata próbowałem zrobić z moich braci lepszych ludzi, a oni wymyślili taki plan?

      – Poważnie, nie tego was uczyłem, suki – powiedziałem, kręcąc głową. – Chcecie mnie zabić na otwartym podwórku, gdzie wszędzie są kamery? Chop już dawno przestał być dobrym przywódcą, ale po was spodziewałem się czegoś lepszego niż takiej niechlujnej roboty.

      Myślałem, że wstaną, wypną piersi i zaczną mi grozić.

      Myślałem, że zrobią cokolwiek.

      Munch i Stone utkwili spojrzenie w ziemi, a Wolf zapalił papierosa. Zanim jednak ogień dotknął końcówki, uderzyłem faceta pięścią w twarz, a on od razu upadł na ziemię.

      Atak szedł mi lepiej niż obrona.

      – Chop nas wysłał, ale nie zamierzamy cię zabić, gnoju – powiedział Wolf i przeturlał się po ziemi, przyłożywszy rękę do oka.

      – Więc po co was tutaj przysłał? Żebyście urządzili bitwę na łaskotki? – Wypuściłem