że z racji genów czy jakiegoś innego powodu nikt nie może być podobny do Nikandrosa Drakosa.
Wydawało się, że ich wzajemna niechęć dojrzewa latami.
Spojrzała na niego.
‒ Miałam ciężki dzień. Chyba to rozumiesz.
Popatrzył na nią znużony. Zważywszy, że media zdrowo ją przeczołgały, on wyglądał jak ktoś, kto otrzymał najbardziej upokarzającą wiadomość w życiu.
Czy zdrada Briana była rzeczywiście dla niego takim szokiem?
‒ Nie powinnaś być sama przez tych kilka dni. Brian chciałby…
‒ Brian chciał niewątpliwie wielu rzeczy, których nie mogłam mu dać, Wasza Wysokość.
Zacisnął usta.
‒ Nie zwracaj się tak do mnie.
‒ Ale przecież jesteś potomkiem królewskiej rodziny Drakonu. Nie dziwię się, że twój doradca się wściekał, kiedy wziąłeś mnie do samochodu. Po co mam cię wciągać w ten medialny cyrk?
‒ Ktoś powinien się tobą zająć…
‒ Zajmuję się sama sobą już bardzo długo.
‒ Obawiasz się, że twoja rodzina powita cię niezbyt serdecznie z powodu tych… obrzydliwych historii w mediach?
‒ Historii? – Poczuła gorycz w ustach. – Gdybym uznała je za zmyślone, zasnęłabym dziś w nocy.
Popatrzył na nią.
‒ Mogłabyś ze względu na jego pamięć… okazać trochę wyrozumiałości. Przynajmniej teraz.
‒ Przynajmniej teraz… podczas gdy nie robiłam tego, kiedy żył? – Poczuła, jak wzbiera w niej wściekłość. – Wytłumacz się, Wasza Wysokość.
Coś błysnęło w lodowatych niebieskich oczach.
‒ To nie jest odpowiednie miejsce ani odpowiednia chwila.
‒ Ponieważ nie wyobrażam sobie miejsca i chwili, w których chciałabym znów cię zobaczyć albo kontynuować tę rozmowę, proszę, uracz mnie podsumowaniem mojego małżeństwa. Cały świat to robi. Ty też możesz ogłosić swój werdykt. Zwłaszcza że twój przyjaciel nie może się bronić.
Nie wyglądał już jak czarujący książę ani jak ktoś, kto ma w nosie swoją rodzinę czy rozstanie ze starym ojcem, czy też obowiązki wobec kraju. Zaciskał mocno dłonie na kierownicy. Wyczuwała w nim te same emocje, które i nią targały.
‒ Jesteś rozgniewana i zraniona. Nigdy nie zamierzałem wdawać się w tę rozmowę.
Przez trzy lata patrzyła, jak gaśnie jej małżeństwo. Od roku zmagała się z poczuciem winy wywołanej śmiercią Briana. I dzisiaj, kiedy zaczęła układać sobie na nowo życie, znów się rozsypało.
‒ Nigdy nie należało sugerować, że zamierzasz się w nią wdawać.
Odwrócił się do niej, a ona poczuła się jak uderzona obuchem. W tej białej koszuli kontrastującej ze śniadą skórą wyglądał jak pogański bóg.
‒ Nie zamierzam usprawiedliwiać tego, co robił Brian. Jeśli to prawda.
‒ Ślepa lojalność wobec drugiego mężczyzny i wina kobiet… Jakie to przyziemne, zważywszy na twoją błękitną krew, Wasza Wysokość.
W jego niebieskich oczach zapłonął gniew.
‒ Wiem tylko, że… szalał na twoim punkcie. Chciał naprawić wasze małżeństwo, ale go odpychałaś. To nie on pragnął odejść. Czy to nic nie znaczy?
Wiedział zatem, że poprosiła Briana o rozwód.
‒ Słowa miłości, obietnice oddania to banał. Liczą się czyny. Od chwili, gdy jego kariera nabrała rozpędu, zmienił się. Od chwili, gdy znalazł się w twoim kręgu i postanowił cię naśladować… był dla mnie stracony. – Przez trzy lata, kiedy nikt nie podpisywał z nią kontraktu, a ona klepała biedę, Brian obiecywał jej wieczne szczęście i miłość, by zniknąć w momencie, gdy pojawił się sukces. – Postanowił mnie opuścić. Wsiadł za kierownicę tego twojego cholernego wozu i pojechał, choć był pijany.
‒ Mia, ja…
‒ Nigdy nie miałeś nawet dziewczyny. Zmieniasz modelki i aktorki niczym rękawiczki. Jak śmiesz mnie sądzić za to, że chciałam przerwać toksyczny związek? Mam dość ciebie i twoich opinii.
‒ Mia…
Sięgnęła do drzwi. Do diabła z tym człowiekiem! Poczuła ciepło jego dotyku, zanim sobie uświadomiła, że nachylił się, by sięgnąć do klamki po jej stronie. Twardy mięsień otarł się o jej unoszoną oddechem pierś.
Zamknęła oczy, w uszach łomotała jej krew. Miała wrażenie, że się roztapia w dole brzucha, a ciało wibruje napięciem. Starała się nad sobą zapanować, uciec od jego przemożnej męskości. Frustracja, poczucie winy, głębokie pragnienie… Broniła się przed tą huśtawką emocji.
W końcu drzwi ustąpiły, a ona prawie wypadła na zewnątrz.
Coś jej podpowiadało, że zachowuje się irracjonalnie, że nie może odejść od niego w środku nocy. Że jego opinie, wbrew temu, co twierdziła, znaczą zbyt dużo.
Czy Brian mówił mu wszystko? O tym, jak nie chciała już z nim być, jak trudno jej było znieść jego dotyk, kiedy dowiedziała się o jego pierwszej zdradzie?
Stanął przy niej na ciemnej ulicy.
‒ Zachowujesz się niepoważnie, Mia.
Przywarła do drzwi wozu. Wszystko, byle uniknąć jego zapachu. Wszystko, byle stłumić pragnienie jego objęć.
‒ Odejdź.
Rozłożył ręce, czarne włosy opadały mu na czoło.
‒ Nie powinienem był mówić o Brianie. Nie w sytuacji, gdy zmagasz się z…
Dźgnęła go w pierś, drżąc z wściekłości.
‒ Nie masz prawa mówić o naszym związku, teraz czy kiedykolwiek. Jeśli to miały być przeprosiny, to cuchną.
Chwycił ją za nadgarstek i przysunął się bliżej; jego smukłe ciało wypełniło sobą cały świat. Ujął ją pod brodę, żeby na niego spojrzała.
‒ Nigdy w życiu nie przeprosiłem kobiety. Z wyjątkiem swojej matki.
‒ Więc jestem zszokowana tym, jak wiele kobiet jest gotowych cię znosić, Wasza Wysokość.
‒ Wsiadaj do samochodu. Możesz mi przez całą noc powtarzać, jak bardzo cuchnę.
‒ Dlaczego zrobiłeś się nagle taki miły?
Zbladł, jakby sam to sobie dopiero uświadomił.
‒ Zwykle nie jestem niemiły. Zostałem na tej konferencji prasowej, ponieważ sądziłem, że może… przydać ci się przyjaciel. – Przesunął dłonią po włosach. – Ale jak zwykle… wyszło inaczej, niż zamierzałem. Zostań w moim penthousie, dopóki ta wrzawa wokół Briana nie ucichnie.
‒ Nie. – Pod jednym dachem z tym mężczyzną, czując burzę emocji… – Dzięki za propozycję, ale potrzebuję spokoju. Nie towarzystwa kogoś, kto mnie ocenia, nie mając pojęcia o związkach.
‒ Ty wiesz mnóstwo o moich. Albo o ich braku.
Poczuła żar na skórze, modląc się, by tego nie zauważył.
‒ Nie jesteś znany z dystansu do mediów. Nic dziwnego, że twój biedny doradca wyglądał jak ktoś, kto wykonuje najgorszą robotę pod słońcem. Chcę jechać do domu.
‒ Zastaniesz tam tłum reporterów.