Agnieszka Krawczyk

Przyjaciele i rywale Tom 2 Czary codzienności


Скачать книгу

że są sposoby. Podaj mi nazwę tej firmy, zrobię, co będę mógł.

      – Business 4 Art. Taka śmieszna nazwa. – Daniela zapisała mu ją na kartce wyjętej z torebki. – Tylko błagam, buzia na kłódkę, bo siostra mnie ukatrupi.

      – Przestań to w kółko powtarzać, bo się przyzwyczaję do tej myśli i zacznę z utęsknieniem wyczekiwać chwili, gdy siostra się ciebie pozbędzie – rzucił z niespodziewanym humorem.

      Spojrzała na niego nieprzyjaźnie i wyglądała na rozzłoszczoną.

      – Zobaczę, co się da zrobić, nie martw się – dodał pojednawczo, a ona wstała. Odprowadził ją do furtki, jadąc na swoim wózku.

      – No to do zobaczenia wkrótce. Zapytaj Agatę, kiedy będziemy mogli zacząć fotografować obrazy – powiedział na pożegnanie, a ona uświadomiła sobie, że właśnie została asystentką najbardziej denerwującej i nieprzyjemnej osoby w miasteczku.

      3

      Przedpołudniowa fala klientów opadła i Agata Niemirska usiadła przy jednym ze stolików, by chwilę odpocząć. Na szklanym blacie były smugi, więc w pierwszym odruchu zamierzała się zerwać i pobiec po szmatkę, ale zrezygnowała. To naprawdę mogło poczekać.

      Odkąd prowadziła ten sklepik, zrobiła się niezwykle uważna i obowiązkowa. To znaczy nigdy wcześniej nie zaniedbywała swoich obowiązków, ale teraz prowadziła wszystko wręcz perfekcyjnie. Ślady na stoliku wciąż drażniły ją, nie pozwalając zebrać myśli, wstała więc z westchnieniem i wtedy pod herbaciarnię podjechał duży i wysłużony samochód terenowy. Agata od razu poznała, że należy do Piotra Koleckiego, właściciela tutejszej firmy turystycznej, zajmującej się organizowaniem pieszych wycieczek z przewodnikiem i innych atrakcji.

      – Cześć – zawołała, a on wesoło pomachał do niej z samochodu.

      – Przywiozłem ci te drewniane czółna – powiedział i zaczął zdejmować z bagażnika długie elementy flisackiej tratwy, takiej, jaką odbywał się zazwyczaj spływ Bystrą.

      – Tratwa? – Agata się zdziwiła. – Mam się zająć flisactwem? Myślisz, że to dobre zajęcie dla mnie?

      – Tylko jeśli umiesz dobrze opowiadać sprośne dowcipy i anegdotki z życia w górach.

      – No to po co mi one?

      – Kinga wspomniała mi, że potrzebujesz jakiejś dekoracji do ogródka. W takich czółnach można zasadzić kwiaty, ślicznie to wygląda. Akurat jedna tratwa się rozpadła, nie ma co naprawiać i były cztery czółna do wzięcia. Od razu pomyślałem, że ci się przydadzą. Zapytaj panią Julię, co tu można posadzić, bo ona się świetnie na tym zna, a ja ci przywiozę sadzonki z targu w Cieplicach, tam mają ogrodnictwo raz w tygodniu, we czwartki.

      Pokiwała głową. Była wzruszona, że o niej pomyślał. Tak, to prawda, Kinga, jego siostra, mówiła kiedyś o tych drewnianych elementach wykorzystywanych jako pojemniki na kwiaty. Był to niezły pomysł. Pod płotem brakowało jakiegoś kolorowego akcentu, by sklepowy ogródek stał się naprawdę przytulny. Podziękowała więc i wskazała mu to właśnie miejsce jako docelowe dla czółen.

      – Co słychać? – zapytała. – Jak idą interesy?

      – Bajecznie. Powinienem oczywiście narzekać jak wszyscy, ale naprawdę tegoroczne lato jest rekordowe. Chyba nigdy nie mieliśmy tylu turystów i osób chętnych na wycieczki. Musiałem zatrudnić dodatkowych przewodników, bo nie nadążam z wykonywaniem wszystkich zleceń. Oby więcej takich szczęśliwych tygodni. A u was?

      Agata musiała przyznać, że herbaciarnia „3 Siostry i 3 Koty” to był strzał w dziesiątkę. Przede wszystkim miały znakomitą lokalizację. Nie tylko dlatego, że lokal znajdował się przy trasie turystycznej na Lisią Górę, ale także z tego powodu, że właśnie obok Willi Julia zaczynała się ścieżka prowadząca na miejską plażę nad Bystrą. Niemirska nie zdawała sobie sprawy, ile osób chętnie zaopatrywało się w lemoniadę i przekąski przed wyjściem na słońce. Popularnością cieszyły się też kolorowe czasopisma i książki sprzedawane w sklepiku. Po południu, gdy w pensjonatach zaczynał się czas odpoczynku, chętnie schodzono się do „3 Sióstr i 3 Kotów” na kawę i deser. Zwykle wtedy w ogródku pojawiały się trzy prześliczne kociaki właścicielek, co było dodatkowym magnesem, bo każdy chciał się sfotografować z Bellą, Kociem i Sylwkiem, a one łaskawie się na to godziły, świadome swej ważnej roli w całym tym kawiarnianym biznesie.

      Tak, naprawdę nie było na co narzekać. Agata miała wrażenie, że w lipcu kawiarnia wreszcie wyjdzie na plus, nawet mimo inwestycji, które musiały poczynić.

      Pożegnała Piotra, a potem wreszcie przetarła blat stolika.

      – Możesz iść do domu, ja chętnie sama posiedzę – odezwała się do niej Monika, która pracowała już prawie na pełen etat, tylu było klientów. Agata skinęła głową, bo chciała zobaczyć, co robią siostry.

      Danieli wciąż nie było, ale Tosię znalazła w małym pomieszczeniu, które kiedyś służyło Adzie jako pracownia ceramiczna. Niewielki budynek mieścił się w podwórku, a otwarte drzwi zachęcały, by wejść do środka.

      – Pani Julia zrobiła już pierwszą partię „Trzech Kotów” – zawołała z entuzjazmem Tosia, gdy starsza siostra weszła do pracowni. W istocie, pani Kovacs właśnie wyjmowała z pieca pierwsze wypalone figurki, które miały posłużyć do robienia biżuterii.

      – Proszę bardzo – powiedziała niezwykle zadowolona, a Agata pochyliła się nad półproduktem. Kotki były bardzo zgrabne i w wielu różnych rozmiarach. Mogły służyć jako elementy wisiorków, broszek i spinek. Cieszyły oko sympatycznymi kształtami i wesołymi pozami.

      – Trzeba je będzie pomalować, a potem dokupić rzemyki i voilà – mamy kolejny produkt do sklepiku – stwierdziła Węgierka z prawdziwą dumą. Agata pokiwała głową z podziwem.

      – Ma pani wielki talent, naprawdę. Nie miałam pojęcia, że zna się pani na ceramice.

      – O tyle o ile. Jak trzeba, to na wszystkim się znam. Kiedy pracowałam jako pielęgniarka w Afryce, nauczyłam się takich rzeczy, że szkoda gadać. Umiem nawet wyplatać ubrania z trawy, w każdym razie buty. Garnki z gliny także lepiłam, tylko wypalano je inaczej. I naczynia z tykwy umiem zrobić, i właściwie co tylko chcesz. Taka jestem samodzielna.

      Agata odpowiedziała jej uśmiechem, gdyż ani przez chwilę nie wątpiła w rozliczne talenty sąsiadki.

      – Pójdę zrobić obiad – stwierdziła.

      – A to Daniela jeszcze nie wróciła? – zdziwiła się Julia. – Ciekawe, gdzie ją poniosło, miała iść tylko na targ. Mam nadzieję, że szybko wróci, bo dzisiaj po południu miałyśmy zacząć nasze lekcje węgierskiego. Mówiła, że chce się uczyć.

      Faktycznie, Daniela od dawna marzyła, żeby poznać ten język. Uważała, że znajomość trudnego narzecza będzie jej procentowała podczas starań o posadę w instytucjach unijnych. Agata miała nadzieję, że siostra długo się będzie uczyć języka, bo nie chciała jej stracić. Z jednej strony leżała jej na sercu kariera i przyszłość Danieli, a z drugiej – bez niej tutaj, w Zmysłowie, nie byłoby już tak samo.

      Gdy weszła do kuchni, siostra już tam była i z rozmachem przestawiała garnki.

      – Będzie sałatka z fasolki, nic innego nie przychodzi mi do głowy – powiedziała z wyraźną złością.

      – Co się stało? – Agata nie rozumiała.

      – Jakub mnie zaczepił, gdy szłam na targ. On chce zacząć fotografować