chodzi o pieniądze – Agata powiedziała to zmęczonym głosem. – Tutaj jest dom, w którym urodziła się Tosia i zmarła mama. Nie chcę tego niszczyć. Tu jest tak pięknie i marzę o tym, żeby wszystko zostało po staremu.
– Gdy Trzmielowa wybuduje swój hotel, nic nie zostanie po staremu – trzeźwo zauważyła Eliza.
– Jeżeli nie będzie miała dostępu do źródła, niczego nie wybuduje, więc Agata ma rację – zmarszczyła brwi Martyna. – To rzeczywiście jest jedyny sposób na zablokowanie tej inwestycji. Dosyć prosty, tylko może cię wiele kosztować, jeżeli zaczną z tobą walczyć, wiesz o tym, prawda?
Agata kiwnęła głową.
– Może bardziej opłaca się zamienić działkami, wziąć pieniądze i umówić się, że przeniosą ci dom w tamto miejsce? Myślałaś o takiej ewentualności? – podsunęła Martyna, a Agata musiała przyznać, że nad taką możliwością w ogóle się nie zastanawiała.
Nauczycielka wstała i przynagliła do tego również swoją kuzynkę.
– Pójdziemy już. I tak przyniosłyśmy ci wiele smutnych wieści. Powinnaś sama się nad tym spokojnie zastanowić, tutaj żadne dobre rady nie pomogą.
– Co racja, to racja – zgodziła się Eliza. – Śliczna ta herbaciarnia, muszę tu częściej wpadać – dodała, a Agacie zrobiło się przykro, że niczym ich nie poczęstowała. Co z niej za gospodyni! Przecież one przyszły jej pomóc.
– Zaczekajcie! – krzyknęła i pobiegła na zaplecze po kilka migdałowych ciastek Danieli w celofanowym opakowaniu przewiązanym koronkową wstążką.
– Z tego wszystkiego nie zaproponowałam wam nawet niczego do picia. Zjecie sobie na podwieczorek.
– Nic się nie stało. Do zobaczenia, przy następnej okazji – Martyna się uśmiechnęła.
3
Spod lipy dochodziły zwyczajne o tej porze odzywki brydżystów, czyli „Tasuj karty, bo pleśnieją” oraz „Trefelki, kolorek niewielki”, a w herbaciarni pojawiła się Julia z zasmuconą miną.
– Martwi mnie to serce Danieli – zaczęła bez żadnych wstępów, przysiadając obok Agaty na ławce. – Czy ona kiedykolwiek leczyła się kardiologicznie?
– Nigdy. Zawsze była okazem zdrowia.
– No właśnie. Niepokoi mnie to, ale zobaczymy po badaniach. Jutro, mam nadzieję, ją wypuszczą?
– Tak. Przywiozę ją do domu. Tosia jest u pani?
– Przybiegła od razu, jak przyjechałyście. Opowiedziała mi o wszystkim. Dałam jej coś do roboty, a sama przyszłam z tobą pogadać. Trochę mi już zbrzydli brydżyści w sadzie, od rana do wieczora tylko grają w te karty i przeszkadzają mi w pracy – poskarżyła się niespodziewanie.
Agata popatrzyła na nią ze zdumieniem. Brydżyści byli właściwie zupełnie nieszkodliwi i zachowywali się raczej cicho, a trzeba było przyznać, że dodawali lokalowi kolorytu. Niemirska bardzo ich lubiła, zwłaszcza za te rozbrajające słowne przekomarzanki.
– Zmęczona jestem – Julia się usprawiedliwiła. – Ostatnio wszystko mnie martwi i drażni.
– Hm… – Agata nie bardzo wiedziała, jak zacząć mówić o tym, czego dowiedziała się od Martyny i Elizy, ale Julia ją wyręczyła:
– Mówił mi Jurek Wilk, że trapi go coraz bardziej nerwowe zachowanie Trzmielowej. A skoro Jurek się czegoś obawia, to ja także czuję się mocno zaniepokojona. Trzeba by się jakoś dyskretnie dowiedzieć, o co właściwie chodzi naszej burmistrzowej, nie uważasz?
– Dzisiaj właśnie odwiedziły mnie Martyna z Elizą – powiedziała Agata. – Eliza dokopała się do jakichś dokumentów w urzędzie. Wydaje mi się, że to może być klucz do całej tej sprawy. Na naszej działce, prawdopodobnie właśnie na tej części, która obecnie należy do mnie, jest zlokalizowane źródło, o które im chodzi. Z odpowiednią temperaturą wody potrzebną do uruchomienia term. To, którym dysponuje Trzmielowa, chyba się nie nadaje, jest zbyt zimne, żeby inwestycja okazała się opłacalna.
– No to klops – stwierdziła Julia. – Oni są zdeterminowani, będą nas chcieli stąd wykurzyć. A przynajmniej ciebie – dodała po chwili namysłu.
– Chyba że pójdą po rozum do głowy i zrezygnują z tego pomysłu z termami. Mają przecież ten pensjonat, może na tym poprzestaną? Po prostu nie wybudują hotelu, zadowolą się mniejszą skalą swojego przedsiębiorstwa – wtrąciła Niemirska bez przekonania.
– W cuda wierzysz? – roześmiała się Julia. – Obawiam się, że Małgorzata już zbyt mocno pokochała swój pomysł aquaparku z termami i nigdy się nie wycofa.
– Proszę nie myśleć w ten sposób. Sama pani kiedyś mówiła, że z każdego zamiaru można się wycofać, zwłaszcza gdy jest idiotyczny – Agata uśmiechnęła się blado.
– To prawda i nie zamierzam wypierać się swoich słów, ale martwi mnie tutaj coś innego. Nie odnosisz wrażenia, że teraz burmistrzowa poczuje się postawiona pod ścianą? A ludzie stojący pod ścianą robią rzeczy nieracjonalne. Tak się właśnie zaczynały niektóre konflikty w Afryce – Julia pokręciła głową.
– Może napijemy się herbaty? – zaproponowała Agata z westchnieniem, zmieniając temat. – Ostatnio problemy zaczynają mnie dopadać stadami jak kruki.
– Masz rację, ale lepsza będzie lemoniada – zadecydowała Julia, klepiąc ją po dłoni. – Jest w tym coś, że jeden problem przyciąga drugi, jakby chodziły za sobą na smyczy. One się chyba po prostu lubią, wesoło im we własnym towarzystwie.
– Najwyraźniej. Pomyślałam sobie, że przecież nikt nie przyjdzie tutaj w nocy i nie ukradnie nam źródła, prawda?
– A niechby je sobie i wyniósł, na zdrowie – Julia westchnęła. – Miałybyśmy jeden kłopot z głowy. Szkoda, że to tak nie działa, niestety.
– No właśnie. Sądzę, że ten ktoś musi tu jednak przyjść i z nami porozmawiać – Agata wstała, weszła do herbaciarni, a po chwili wróciła z dwiema oszronionymi szklankami.
Domowa lemoniada z brązowym cukrem smakowała idealnie. Monika dokładała do niej jakiś tajemniczy składnik, którego nikomu nie chciała zdradzić. Daniela podejrzewała, że jest to odrobina wrzosowego miodu, który jakiś czas temu pojawił się u nich na półce. Borkowska lubiła eksperymentować z podobnymi dodatkami. W pobliskich Cieplicach była pasieka, gdzie można było kupić różne nietypowe miody, także z lawendy i wrzosu. Lemoniada z lekką nutą tego miodu miała w sobie coś urzekającego. Grupa brydżowa po prostu nie mogła jej się nachwalić i chyba to właśnie było główną przyczyną, że rozgrywki przeciągały się do późnych godzin popołudniowych, a czasami i wieczornych, gdy dopisywały im humory i „karta szła”.
– Możliwe, że burmistrzowa pójdzie po rozum do głowy i jednak nie dojdzie do najgorszego – zadumała się Julia. – Wciąż jednak obawiam się, że ta kobieta nie zrezygnuje ze swoich zamiarów. Na pewno będzie coraz bardziej naciskać i tyle.
– Niech się pani tak nie martwi. Moim zdaniem jesteśmy teraz w odrobinę lepszej sytuacji, nie tak bezbronne jak przedtem. Wtedy mogłyśmy się jedynie przyglądać, jak lada moment zbuduje nam molocha za płotem, teraz wiele zależy od naszej operatywności.
– Co masz na myśli? – Julia zmarszczyła brwi.
Agata pochyliła się ku niej przez stolik:
– Mówiąc szczerze, to podobnie jak pani nie wierzę, że ona odpuści. Myślę, że zaproponuje