się każdej pracy, jakiej tylko mogła. A co najbardziej mnie bolało i doszło to do mnie dopiero po latach – z całego tego poświęcenia nie miała nic dla siebie. Kompletnie nic. Wszystko przeznaczała na swoje córki, które nie zawsze były grzecznymi i godnymi pochwał dziewczynkami.
– Mamo, powiedz mi, jak ty to robisz?
– Ale co, kochanie? – Tym pytaniem wyrwałam mamę z zamyślenia. Zapewne wybiegała już w przyszłość, zastanawiając się, jak ściągnąć ojca do domu, zanim po raz kolejny wpadnie w cug.
– Jakim cudem przetrwałaś te wszystkie lata? Ja załamałabym się już dawno.
– Niedługo zrozumiesz.
– Niedługo? – Nie wiedziałam, co mama miała na myśli. Myślałam, że zdradzi mi jakąś tajemnicę. Sekret będący złotym środkiem na wszelkie krzywdy i wyrządzane zło.
Kiedy byłam mała, wyobrażałam sobie, że mama jest wróżką, posiadającą ogromną moc. W momencie, gdy było jej smutno, wypowiadała zaklęcie, a na ustach od razu pojawiał się uśmiech. Niestety, wtedy nie wiedziałam, że najgorsze jest to niewidzialne dla oczu. Największy smutek wyrażają oczy i serce człowieka, nie uśmiech lub jego brak. Mama często przybierała dobrą minę do złej gry. I pomimo wszystkiego ludzie, których znam, ciągle uważają ją za taką osobę. Każda matka dla swojego dziecka jest dobrą wróżką spełniającą najpiękniejsze marzenia.
– Zrozumiesz, kiedy będziesz miała już w ramionach swoje dzieciątko. Dla niego będziesz w stanie skoczyć w ogień. To, co czuje matka do własnego dziecka, jest nie do opisania. Tego nie można zrozumieć, dopóki się samemu nie poczuje.
– Myślisz, że będę choć w połowie tak dobrą mamą, jak ty?
– Będziesz lepszą – odpowiedziała mi z uśmiechem.
Była piękna, kiedy szczera radość malowała się na jej twarzy. Życie nie obeszło się z nią łaskawie i schorowane ciało coraz częściej odmawiało posłuszeństwa. Dla mnie jednak była najpiękniejszą kobietą, bo doświadczoną przez los, a mimo to walczącą o swoich bliskich do końca. Zwykle nawet kosztem siebie…
Po tym dniu sama poczułam zmęczenie. Poszłam do łazienki wziąć kąpiel, po której chciałam się położyć i poczytać notatki na następny dzień do szkoły. Odnosiłam wrażenie, że po informacji od dyrektora, że jestem brzemienna, traktowano mnie z taryfą ulgową. Nie powiem, żeby było mi z tego powodu jakoś szczególnie przykro. Nie chciałam jednak tego za bardzo wykorzystywać i starałam się nie dawać innym powodów do kpin. Gdybym jednak powiedziała, że chodzenie do szkoły było w ostatnim czasie przyjemnością – skłamałabym. Tak naprawdę ciągle wstydziłam się tego, co się wydarzyło w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Chociaż moje ciało nie zmieniło się jeszcze na tyle, by widoczne były oznaki mojego stanu, a cholernie się ich bałam, to już teraz zakładałam szersze ubrania. Bluzki oversize, które w ogóle nie przylegały do ciała, luźne sweterki. Cokolwiek, by nie wzbudzać w nikim żadnych podejrzeń.
Po rozstaniu z Krystianem odwrócili się ode mnie nawet znajomi, których jeszcze do niedawna uważałam za przyjaciół. Dopiero po tym wydarzeniu zorientowałam się, że ludzie, którzy mnie otaczali, wcale nie byli moimi przyjaciółmi, a jego. Wraz z odwróceniem się ode mnie Krystiana, cała reszta również mnie olała. Wcześniej to ja pod naciskiem swojego ukochanego chłopaka zepsułam relację ze swoją najlepszą koleżanką, Olką. Żałowałam tego bardzo, ale było już za późno na naprawianie błędów. Jej rodzice dostali rewelacyjne warunki pracy w Azji i z całą rodziną wyjechali tam właściwie z dnia na dzień. Zostałam praktycznie sama ze swoim życiem i problemami. Gdyby nie mama, byłoby bardzo kiepsko.
Kończyłam już ogarniać się w łazience, kiedy usłyszałam otwierające się drzwi wejściowe. Było jednak podejrzanie spokojnie. Postanowiłam przeczekać jeszcze chwilę, nasłuchując, co się będzie działo. Po chwili do moich uszu doszedł dźwięk zamykania drzwi na klucz i odwieszania kurtki na miejsce. W domu było tak cicho, że najdrobniejsze szmery były teraz słyszalne.
Już chciałam wyjść i sprawdzić, co się dzieje, żeby nie dokładać mamie cierpień, kiedy usłyszałam słowa taty. Obie spodziewałyśmy się niezrozumiałego bełkotu, jednak nic takiego nie miało miejsca.
– Bożenko, Bożenko, wróciłem. Jesteś w łazience? – Po tych słowach usłyszałam jeszcze delikatne pukanie do drzwi, za którymi kurczowo trzymałam klamkę.
– Nie, tato, to ja. Już wychodzę, minutka.
– Spokojnie, nie trzeba – dodał, po czym usłyszałam kolejne kroki.
Nie chciałam dłużej przysłuchiwać się tej całej sytuacji z łazienki, dlatego wyszłam. Gdy otworzyłam drzwi, do przedpokoju weszła również mama. Zrobiło się ponownie dziwnie cicho i niezręcznie. Tata trzymał w ręce piękną czerwoną różę. Był trzeźwy, choć w jego oczach gościł smutek.
– Bożenko, przepraszam. Uwierz mi, nie piłem. Ani łyczka. Dobra tam, może i pierwsza myśl była taka, cobym wyszedł na jednego, ale dałem radę. Nie poszedłem. – Choć faktycznie był trzeźwy, jąkał się jak nastolatek, który tłumaczył się rodzicom ze swoich szczeniackich wybryków. – Aaa… to dla ciebie, Bożenko.
– Ty mi tu nie Bożenkuj! Marlena to przez ciebie prawie urodziła z miejsca! Ostatni raz mi taki wyskok robisz, bo jak nie, to pogonię!
Mama udawała twardą, chociaż widać było, że złapał ją tym za serce. Pomimo wszelkiego zła, jakiego doznała z jego strony, kochała go. Trwała przy nim i wierzyła, że poradzi sobie z nałogiem, choć miała świadomość, że wystarczy ułamek sekundy, by ojciec mógł znów wpaść w jego sidła.
– Przepraszam.
– No, już, już… Marlena, do siebie. A ty do łazienki i za dziesięć minut kolacja. Co ja się z wami mam. Oj, co ja się mam. – Ostatnie słowa usłyszałam już zza pleców rodzicielki, która pognała czym prędzej do kuchni, przygotować, jak co wieczór, kolację dla męża.
Do teraz nie wiem, o co się posprzeczali i co tak bardzo zasmuciło mamę. Czy chodziło o samą kłótnię? Czy może bała się, że faktycznie mógł wrócić pijany? W każdym razie tego wieczoru zostawiłam rodziców samych, by spokojnie mogli sobie wszystko wyjaśnić albo po prostu pobyć razem. Sama zadzwoniłam do Kamili. Robiłam to ostatnio coraz częściej, bo choć miałam świetny kontakt z mamą, to głupio było mi wypytywać ją o poród i o to, jak to w ogóle będzie. Kamila była już po dwóch porodach, naturalnym i cesarskim cięciu. Pierwszy trwał podobno tysiąc lat, a przynajmniej tak relacjonowała mi to siostra. Jednak dzięki uporczywym staraniom i krzykom oraz wsparciu jej męża mała Emilka przyszła na świat siłami natury. W przypadku Oliwki niestety z góry skazano moją siostrę na cesarkę, gdyż malutka nie była odpowiednio ułożona.
Musiałam przyznać, że z każdym kolejnym dniem zaczynałam się obawiać tego, co mnie czeka. Na samym porodzie zaczynając, a kończąc na zmianie pieluch, kolkach, bezsennych nocach i całą resztą spraw związanych z macierzyństwem. Bałam się, że sobie nie poradzę i moje dziecko nie będzie szczęśliwe. Nie chciałam skrzywdzić tego maleństwa, a obawiałam się, że jak do tej pory raniłam każdego, kto stawał na mojej drodze. Odsunęłam się od siostry, która już dawno próbowała mnie wyciągnąć z patowej sytuacji, w jaką wpadłam, zaślepiona głupim zauroczeniem. Nie byłam też ostatnio dobrą córką, choć mama starała się robić wszystko, by utrzymać naszą rodzinę w komplecie. I jeszcze Olka – ją potraktowałam najgorzej.
Zaczęłam również chodzić na spotkania z położną środowiskową, która w naszej małej miejscowości prowadziła zajęcia