do świętego różańca?” Que Dios me perdone.
Pociągnął za spust.
Huk wystrzału odbił się echem od betonowych ścian klatki schodowej i drzwi stanęły otworem. Różaniec się rozerwał. Díaz pobiegł naprzód między odbijającymi się od ziemi paciorkami.
Ale zabójca w białym mundurze zniknął.
Sto metrów dalej admirał Luis Ávila siedział w milczeniu na tylnym siedzeniu czarnego renault, które odjeżdżało sprzed gmachu muzeum.
Wytrzymały polimer włókna vectranowego, na które Ávila nanizał paciorki różańca, spełnił swoje zadanie i opóźnił pogoń.
„Teraz już mnie nie złapią”.
Gdy samochód zmierzał na północny zachód wzdłuż rzeki Nervión, by się wmieszać między auta pędzące po ulicy Abandoibarra Etorbidea, admirał Ávila w końcu pozwolił sobie na to, żeby odetchnąć.
Jego dzisiejsza misja przebiegła bez najmniejszych przeszkód.
Przypomniał sobie słowa hymnu Oriamendi, który przed prawie dwustu laty śpiewali żołnierze, idąc do boju, także tutaj, przed krwawą bitwą w okolicach Bilbao. ¡Por Dios, por la Patria y el Rey! – zaśpiewał w duchu Ávila. „Za Boga, za Ojczyznę i Króla!”
Nikt już dziś nie pamięta okrzyków bojowych… ale wojna dopiero się rozpoczęła.
Rozdział 22
Madrycki Palacio Real jest największym pałacem królewskim w Europie i chyba najbardziej zaskakującą fuzją stylów barokowego i klasycystycznego. Wzniesiona na miejscu stojącego tam od dziewiątego stulecia zamku mauretańskiego, trzypiętrowa, zdobiona potężnymi kolumnami fasada rozciąga się wzdłuż całej długości ogromnego Plaza de la Armeria, przy którym się znajduje. Za nią mieści się oszałamiający labirynt trzech tysięcy czterystu osiemnastu pokoi położonych wzdłuż korytarzy o łącznej powierzchni prawie stu czterdziestu tysięcy metrów kwadratowych. Salony, sypialnie i sale balowe ozdobione są kolekcją bezcennej sztuki dworskiej i religijnej, w skład której wchodzą dzieła Velázqueza, Goi oraz Rubensa.
Przez długie lata pałac był prywatną rezydencją królów i królowych Hiszpanii, teraz jednak używany jest do celów reprezentacyjnych, ponieważ rodzina królewska przeniosła się do przytulniejszego i bardziej ustronnego, położonego na przedmieściach Madrytu Palacio de la Zarzuela.
Dopiero kilka miesięcy temu sprowadził się tutaj następca tronu książę Julián Aragoński, czterdziestodwuletni przyszły król Hiszpanii, gdy jego doradcy zaczęli się domagać, żeby „był bardziej widoczny dla narodu” podczas smutnego okresu mającego się ostatecznie zakończyć jego koronacją.
Ojciec księcia Juliána, panujący monarcha, od miesięcy był przykuty do łóżka przez śmiertelną chorobę. Gdy władze umysłowe umierającego króla stopniowo gasły, pałac zaczął powoli organizować przejęcie władzy, przygotowując księcia do objęcia tronu. Gdy zmiana władzy stała się nieuchronna, Hiszpanie zwrócili oczy na następcę tronu, zadając sobie tylko jedno pytanie: jakim władcą okaże się książę Julián?
Już jako dziecko był dyskretny i ostrożny, od lat chłopięcych niosąc ciężar przyszłej korony. Matka Juliána zmarła z powodu komplikacji podczas drugiej ciąży, a król, ku zaskoczeniu wielu, nigdy się powtórnie nie ożenił, książę został więc jedynym następcą tronu Hiszpanii.
Ponieważ Julián dorastał pod opieką swojego konserwatywnego ojca, hiszpańscy tradycjonaliści wierzyli, że będzie kontynuował surowy tradycjonalizm obecnego króla, dbając o powagę korony hiszpańskiej poprzez kultywowanie obyczajów, pielęgnowanie odwiecznych tradycji oraz – co najważniejsze – kontynuowanie bogatej historii hiszpańskiego katolicyzmu.
Przez całe wieki dziedzictwo królów katolickich było moralnym kompasem Hiszpanów, w ostatnich latach jednak wiara katolicka zdawała się słabnąć, a kraj był targany ciągłą wojną między najstarszymi i najnowszymi zwyczajami.
Rosnąca liczba liberałów zalewała blogi i media społecznościowe plotkami, że książę Julián pokaże swoje prawdziwe „ja”, gdy w końcu wyjdzie z cienia ojca, okazując się odważnym, postępowym i świeckim przywódcą, który weźmie przykład z wielu innych europejskich krajów i ogłosi koniec monarchii.
Ojciec Juliána bardzo aktywnie pełnił królewskie obowiązki, zostawiając dziedzicowi niewiele miejsca na uczestniczenie w polityce. Król powtarzał, że Julián ma teraz czas, żeby się cieszyć młodością, a w sprawy państwowe powinien się zaangażować dopiero, gdy się już ustatkuje i założy rodzinę, tak więc przez pierwsze czterdzieści lat życia – nieustannie opisywanych przez hiszpańską prasę – Julián uczęszczał do prywatnych szkół, jeździł konno, przecinał wstęgi, gromadził fundusze na cele charytatywne i podróżował po świecie. Choć nie osiągnął w życiu niczego godnego uwagi, był niewątpliwie najbardziej pożądanym w całej Hiszpanii kawalerem do wzięcia.
Przez lata przystojny czterdziestodwulatek umawiał się z wieloma odpowiednimi dla siebie kobietami, ale choć miał reputację niepoprawnego romantyka, żadnej z nich nie udało się skraść mu serca. Ostatnio jednak Juliána widziano kilka razy z piękną kobietą, która choć wyglądała jak modelka, była powszechnie szanowaną dyrektorką Muzeum Guggenheima w Bilbao.
Media natychmiast okrzyknęły Ambrę Vidal „idealną partią dla nowoczesnego króla”. Miała obycie w świecie i świetne wykształcenie, a co najważniejsze nie była potomkinią żadnego z hiszpańskich rodów szlacheckich. Ambra Vidal pochodziła z ludu.
Książę najwyraźniej się zgadzał z oceną mediów, bo po dość krótkiej znajomości poprosił ją o rękę – w najbardziej nieoczekiwany i romantyczny sposób – a Ambra powiedziała „tak”.
W kolejnych tygodniach nie było dnia, żeby prasa nie napisała o Ambrze Vidal, podkreślając fakt, że uroda nie jest jej jedynym atutem. Szybko się okazało, że pani dyrektor to niezależna i zdecydowana kobieta, która stanowczo się nie zgodziła, by Gwardia Królewska ingerowała w jej prywatne życie, pozwalając gwardzistom tylko na to, by ochraniali ją wyłącznie podczas oficjalnych, publicznych uroczystości.
Gdy dowódca Guardia Real dyskretnie zasugerował, żeby pani Vidal zaczęła nosić bardziej konserwatywne i mniej dopasowane do figury stroje, Ambra publicznie z niego zadrwiła, mówiąc, że została upomniana przez dowódcę Guardarropía Real, czyli garderoby królewskiej.
Na okładkach liberalnych magazynów jej twarz pojawiała się z hasłem „Ambra, piękna przyszłość Hiszpanii”. Gdy odmawiała wywiadu, dziennikarze nazywali ją niezależną, gdy godziła się na wywiad, wychwalali jej przystępność.
Konserwatywne tygodniki kontrowały, pisząc o aroganckiej przyszłej królowej, która jest żądną władzy oportunistką, w niebezpieczny sposób wykorzystującą swój wpływ na następcę tronu. Jako dowód cytowali ostentacyjne lekceważenie okazywane przez Ambrę Vidal wobec pozycji księcia Juliána.
Przede wszystkim nie podobało im się to, że Ambra zwraca się do następcy tronu po imieniu, lekceważąc uświęconą przez wieki tradycyjną formę don albo su alteza.
Drugie zastrzeżenie wydawało się jednak znacznie poważniejsze. Przez ostatnie tygodnie Ambra Vidal była praktycznie niedostępna dla księcia z powodu natłoku obowiązków służbowych, a mimo to często widywano ją na lunchu w okolicy muzeum z zadeklarowanym ateistą, amerykańskim informatykiem Edmondem Kirschem.
Mimo zapewnień Ambry, że wspólne posiłki w restauracji są zaplanowanymi wcześniej służbowymi spotkaniami z hojnym darczyńcą kierowanego przez nią muzeum, źródła w pałacu sugerowały, że w Juliánie krew zaczyna się