Aleksander Sowa

Koma


Скачать книгу

tylko dlatego, że to go kompletnie nie interesowało. Wolał zarabiać pieniądze. Dlatego założył firmę.

      – Jaką?

      – Właściwie to firmy były dwie. Pierwsza, sprzątająca biura. Ten interes nie wypalił. Darek to szalenie inteligentny facet, to mi się w nim podobało, ale nie miał ręki do interesów – wspomina kobieta, jakby mówiła o nieboszczyku. – Pierwsza branża nie wypaliła, więc wziął się za agencję reklamową.

      – Agencja też padła?

      – Tak, ale dopiero po naszym rozwodzie.

      – Jak do niego doszło?

      – Przez jego zazdrość. Wie pan, na początku nawet mi to schlebiało. Śmiałam się, kiedy pół żartem, pół serio wymyślał absurdalnych kochanków. Z czasem zaczęło mnie to jednak męczyć. To przestały być żarty. Jego zazdrość zaczęła mnie doprowadzać do szału. Gdy mąż zaczął pić, zaczęły się kłótnie, awantury. Aż doszło do tego, że mnie uderzył. Dowiedziałam się też, że sam nie był w porządku wobec mnie.

      – Miał romans?

      – Romans?! Żeby tylko! Zdradzał mnie przy każdej okazji. Bez wyrzutów sumienia i bez skrywania się z tym. Prowadził życie jak kawaler. Noce spędzone w dyskotekach albo nie wiadomo gdzie i powroty nad ranem w stanie kompletnego pijaństwa. Czasem nie było go kilka dni. A jak mówiłam, miał powodzenie. Więc co mogłam myśleć?

      – Rozumiem.

      – Kiedy mnie uderzył, nie wytrzymałam. Nie mogłam tego znieść.

      – Wezwała pani policję?

      – Nie o to chodzi. Policję wezwałam, zgadza się, ale do-piero później. Tamtej nocy, kiedy pierwszy raz mnie uderzył i pchnął na meble, podjęłam decyzję. Zabrałam chłopca, spakowałam się i przeprowadziłam do mamy.

      – Macie syna?

      – Tak, ale proszę o niego nie pytać. – Kobieta twardo stawia warunek. – On nie jest niczemu winien.

      – Oczywiście, ma pani moje słowo.

      – Dziękuję. Wracając do małżeństwa – to, co zrobiłam, niewiele dało. Może poza tym, że upewniłam się co do Darka.

      – W jakim sensie?

      – Że się nie zmieni.

      – Wniosła pani o rozwód?

      – Tak. Myślałam o tym od roku. Darek mnie nachodził, jego zazdrość nie była już chorobliwa, to przerodziło się w paranoję, w jakąś chorą obsesję. Był naprawdę nie do zniesienia. A potem poznałam Krystiana.

      5.

      Dziennikarz, przywitawszy się, odniósł wrażenie, że kobieta spojrzała na niego z zainteresowaniem. Jest zadbana, dość atrakcyjna i widać, że lubi zabawę.

      – Proszę powiedzieć parę słów o sobie – prosi kobietę.

      – Zgodziłam się na rozmowę – zaczyna jakby z obawą – tylko dlatego, że obiecał pan anonimowość. Mogę na nią liczyć?

      – Oczywiście. Gwarantuję to pani, ale muszę wiedzieć, co panią łączy z tą sprawą.

      – Dobrze, rozumiem. – Kiwa głową. – Jestem przyjaciółką Julii, to znaczy żony Darka – zaczyna. – Stąd znam go doskonale. Poza tym byłam jego księgową.

      – Podobno był bardzo zazdrosny?

      – Zazdrosny? Nie, to nieodpowiednie słowo, proszę pana. Ten facet miał obsesję. Pierdolca. I wydaje mi się, że to właśnie jego zazdrość była powodem całej tragedii.

      – Mówi pani o morderstwie Krystiana Jankowskiego?

      – No a o czym mam mówić? Jasne! Ale nie tylko. Zazdrość przyczyniła się tego do rozpadu ich małżeństwa. No i jego niewierność.

      – A czy żona dawała panu Labie powody?

      – Powody do zazdrości?

      – Tak.

      – Raczej nie – waha się księgowa. – Może dopiero kiedy założyła sprawę. Małżeństwo przecież już się nie liczyło. Nic dziwnego, że Julka poczuła się jak rozwódka. Uważam, że miała do tego prawo.

      – Prawo do spotkań na boku?

      – Dlaczego na boku? Mówię przecież: o rozwód wniosła. Nie dostała, ale wniosła. Wystarczy. Ja bym nie miała skrupułów i umawiała się, ile wlezie.

      – Rozumiem.

      – A! – Kobieta przypomina sobie coś jeszcze. – I wyprowadziła się przecież. Nie mieszkali razem. Wtedy spotkała się jeden raz z innym mężczyzną. Dariusz potem go za to zabił.

      – Zabił? Jest pani pewna?

      – Dowodów nie mam, nie widziałam. Nikt nie widział. I nikt dowodów nie ma – dodaje pośpiesznie, jakby na potwierdzenie. – Ale wszystko na to wskazuje.

      – Wszystko?

      – No! Nawet ta jego pokręcona książka. I tak zresztą orzekł sąd, prawda?

      – Faktycznie.

      – No właśnie. Wystarczy. A jak się popatrzy z boku, to cała reszta też przecież pasuje.

      – Co dokładnie? Proszę o tym powiedzieć.

      – Ich małżeństwo rozpadło się ostatecznie na rok przed morderstwem. W tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym dziewiątym roku. Ale Darkowi to nie wystarczyło. Śledził kochanków Julki, wynajął prywatnego detektywa. Groził jej.

      – Groził?

      – Pisał e-maile w stylu: „Niech cię jebie każdy przybłęda, którego spotkasz” albo, ten dobrze pamiętam: „Kolejarz… Hm, ma hotele kolejowe, więc mogliście się pierdolić w tych brudnych klitkach. Mam prawo wiedzieć, kim jest ten gach, w czym jest lepszy ode mnie?”.

      – Skąd pani o nich wie?

      – Julka pokazywała mi te e-maile.

      – Rozumiem.

      – To jeszcze nie koniec. Dariusz sam się pogrążył. Wykrzyczał na imprezie sylwestrowej, że zabił już kiedyś jednego jej kochanka i to samo zrobi z następnymi.

      – Była pani tego świadkiem?

      – Ja nie. Opiekunka ich dziecka.

      – To skąd pani o tym wie?

      – Słyszałam, jak opiekunka zeznawała to w sądzie.

      – Rozumiem. Proszę powiedzieć: jak pani Laba poznała Krystiana?

      – Normalnie. W pubie. To było kilka miesięcy przed zabójstwem. Sama ją do tego pubu zaciągnęłam. Chciałam, aby koleżanka się rozerwała. Wiadomo, rozwód to nic fajnego. A potem zaczęli się spotykać w hotelu Prezydent, ale ich znajomość nagle się urwała. Romansu nie było.

      – Wie pani dlaczego?

      – Jasne – odpowiada bez wahania. – Nie sprawdził się.

      – Nie sprawdził się? W jakim sensie?

      – No, wie pan – mówi z ironicznym uśmieszkiem – jako mężczyzna.

      6.

      – Jak go pani poznała?

      – To było w pubie Szalony Koń. We Wrocławiu. Wycią-gnęła mnie tam przyjaciółka, księgowa Darka. To było latem tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego dziewiątego roku.

      –