Agnieszka Lingas-Łoniewska

Klub niewiernych


Скачать книгу

tak, jakby były z zeszłej epoki. A miała naprawdę niezłą figurę i świetne nogi.

      Ech, Aneta nieraz chciała zabrać ją na zakupy do którejś z galerii, ale niestety, jej koleżanka była uparta jak osioł. Coś było z nią nie tak, cały czas wisiała na telefonie i rozmawiała z matką. Gorąca linia, stale coś. Chyba tutaj był pies pogrzebany, o to chodziło. Nadgorliwa mamuśka, jakiś dziwny układ z bratem, nad którym obie panie się trzęsły, a który w dodatku był żonaty. Kurczę, było jej żal Beaty, dziewczyna dawno skończyła trzydziestkę i z tego, co kiedyś mimochodem wspomniała, wynikało, że w jej życiu nigdy nie było żadnego faceta. Żadnego.

      A teraz Mateusz… Ewidentnie facet był zainteresowany tą chodzącą mimozą. Aneta czasami była złośliwa, choć naprawdę lubiła ową zamkniętą i skrytą dziewczynę, będącą od dziesięciu lat jej najbliższą koleżanką z pracy. I może tym razem… udałoby się coś… no COŚ, pomiędzy nią a tym przystojnym informatykiem. Sprowokować? Zaaranżować? Aneta szukała właściwego słowa, ale postanowiła, że to będzie jej zadanie na kolejne tygodnie – doprowadzić do randki tych dwojga.

      Gdy Mateusz pojawił się w ich dziale, Aneta powiedziała mu, że jej koleżanka walczy z programem. Dodała, że Beata ma słuchawki w uszach i przestrzegła go, żeby jej nie przestraszył.

      – Taka z niej melomanka? – zaśmiał się Mateusz.

      – Słucha Hansa Zimmera.

      – O! – Wydawał się być zaskoczony. – Też lubię.

      Podchodząc, starał się hałasować, żeby zaznaczyć swoją obecność i uniknąć niezręcznej sytuacji. Poskutkowało. Zauważyła go i wyciągnęła słuchawki z uszu.

      – Panie Mateuszu, znowu się zawiesiło przy logowaniu, mam tyle wprowadzania i stoję z pracą. – Była bardzo niezadowolona.

      – Zaraz zobaczę, co się dzieje. Robiliśmy aktualizację, więc może przez to… – zaczął błyskawicznie przebierać palcami po klawiaturze.

      Beata stała obok i zdawała się być bardzo zniecierpliwiona.

      – Zaraz wszystko powinno wrócić do normy. – Mężczyzna cedził słowa, wpatrując się w ekran.

      – Mam nadzieję.

      – Czego pani słucha? – Nie odrywał wzroku od komputera, ale zauważył, że drgnęła.

      – Aaa, nic takiego. To muzyka z filmów.

      – Jakich?

      – Różnych. Długo jeszcze? – Potupała nogą ze zniecierpliwieniem.

      – Już, już, chwila, moment. O! To chyba z Ostatniego samuraja? – Uniósł palec i przekrzywił głowę, nasłuchując.

      Beata zdjęła słuchawki, ale nie wyłączyła muzyki. Za chwilę jednak zrobiła to w demonstracyjny sposób.

      – Panie Mateuszu… – Ton jej głosu mógłby zamrażać. – Ja naprawdę jestem ze wszystkim do tyłu. Będę musiała zostać dłużej w pracy przez tę awarię.

      – Już, już. Jeszcze tylko… – wybełkotał przygaszony. – I już powinno być dobrze. Proszę, niech się pani zaloguje. – Ustąpił jej miejsca.

      Tym razem Beata sprawnie weszła do systemu i wymamrotała podziękowanie.

      – Mam nadzieję, że ze wszystkim pani zdąży. – Informatyk objął ją z góry swoim spojrzeniem, a i ona w tym momencie „łaskawie” przeniosła na niego swój wzrok.

      Był szczupły i wysoki. Chyba po raz pierwszy zwróciła uwagę na jego oczy. Były bardzo niebieskie i patrzyły na nią przyjaźnie. Poczuła się niezręcznie, wycofała się, boleśnie uderzając łokciem o róg szafki.

      – Zdążę, jeśli zaraz się zabiorę do pracy – odpowiedziała mu po chwili.

      – No tak, to ja już uciekam – rzucił speszony. – A może… – Zatrzymał się i chciał jeszcze coś powiedzieć, ale Beata była już w innym świecie. Znowu miała słuchawki w uszach i siedziała przed monitorem, pochłonięta swoimi obowiązkami.

      Mężczyzna pokiwał głową, odwrócił się, pożegnał z Anetą, która z dyskretnej odległości obserwowała sytuację wyjętą żywcem z tasiemca brazylijskiego i wyszedł wyraźnie niepocieszony. Aneta podeszła do Beaty i postukała ją w ramię.

      – No wreszcie działa, robię teraz… – odpowiedziała jej machinalnie Beata.

      – Beacia, naprawdę trąba z ciebie – ofuknęła ją koleżanka.

      – Ale o co ci chodzi?

      – Dobrze wiesz. Facet nie może od ciebie oczu oderwać, a ty… No ja nie mam słów!

      – Ach, to! No weź, daj spokój. Ja nie mam głowy do facetów. Zresztą, im chodzi tylko o jedno. – Beata ze złością włożyła słuchawki do uszu i wróciła do swoich obowiązków.

      Aneta pokręciła głową i poszła do działu instruktażu, mamrocąc po drodze:

      – Może by ci się przydało to „jedno” właśnie, bo jesteś nie do życia. Klasyczny „sbb”!

      Beata miała dyżur do dziewiętnastej, ale planowała zostać jeszcze dłużej. Niespodziewanie, tuż przed zamknięciem biblioteki, do środka weszła Justyna.

      – Stało się coś? Wszystko w porządku z Piotrem? – Beata aż zadrżała na jej widok.

      – Nie, nie – odpowiedziała Justyna. – Chciałam tylko z tobą pogadać. Jesteś już wolna?

      – Właściwie to tak. Skończę rano, niewiele mi już zostało.

      Beata dojeżdżała do pracy komunikacją miejską, Justyna zaproponowała, że ją odprowadzi. Kobiety wyszły i wolno ruszyły w stronę przystanku.

      – No to o co chodzi? – rzuciła zniecierpliwiona Beata.

      – Mam już dość waszego wtrącania się w nasze sprawy. I organizowania nam życia. W sumie głównie o to… – Justyna nie zamierzała owijać w bawełnę. Złość, frustracja i niechęć wylały się z niej jednym silnym strumieniem. Ale teraz, jakby nagle wystraszona własną odwagą, urwała.

      – Co? – Beata zmierzyła ją nieprzyjemnym wzrokiem i to, paradoksalnie, dodało na nowo animuszu Justynie.

      – To, co słyszysz. Piotrek ma swoje życie, swoją rodzinę, a ty i twoja matka nie dajecie mu odciąć tej cholernej pępowiny.

      Odpowiedziało jej pogardliwe prychnięcie siostry Piotra.

      – Ty i on to żadna rodzina. Jak będziecie mieć dziecko, to pogadamy.

      – Posłuchaj mnie! – Justyna złapała kobietę za ramię. – To, że jesteś sfrustrowaną starą panną i kochasz Piotra jakąś chorą miłością, gówno mnie obchodzi! To mój mąż, a dopiero w drugiej kolejności twój brat. I przez was jest cholernie nieszczęśliwy. A ja zrobię wszystko, aby chronić mojego faceta przed dwiema złośliwymi i nieszczęśliwymi babami. Tak! Jesteście samotne i nieszczęśliwe! Nie macie własnego życia, tylko żyjecie cudzym, naszym. Ale ja nie mam zamiaru tego dłużej tolerować. Miarka się przebrała.

      – Wiesz co? – wysyczała przez zęby Beata. – Piotrek popełnił błąd. Wkrótce się o tym przekona. A ty jesteś sierotą z pojebanej patologicznej rodziny. Nie wiem, czym zawróciłaś mu w głowie, ale jeśli tym, co myślę, to go to wkrótce znudzi. Jest facetem, a oni zawsze się nudzą. Szukają nowych podniet…

      – Ty akurat nic o tym nie wiesz – rzuciła jej w twarz Justyna.

      – Pierdol się.

      – Brawo. Cóż