Agnieszka Lingas-Łoniewska

Klub niewiernych


Скачать книгу

będzie o wszystkim wiedział i w sumie była ciekawa jego reakcji. To, jak do tego podejdzie, będzie wyznacznikiem, w jakim kierunku idzie ich małżeństwo i czy w tej walce jest zdana tylko na siebie.

      Wsiadła do samochodu, uruchomiła silnik i poczuła, że musi z kimś pogadać. Do głowy przyszła jej tylko jedna osoba. Nie wiedziała, czy to w ogóle możliwe, teraz, o tej porze, dlatego wysłała ostrożnego SMS-a:

      Potrzebuję się wygadać. Masz chwilkę?

      Po minucie zadzwonił telefon, na wyświetlaczu pojawiło się imię „Dawid”.

      – Halo? – Zdawała sobie sprawę, że jej głos brzmi co najmniej żałośnie.

      – Co się dzieje? Masz zamiar kogoś zamordować? Mam ci w tym pomóc?

      – Przydałoby się. Ale poważnie… – westchnęła. – Muszę z kimś porozmawiać, zanim wrócę do domu. Sorry, że zawracam ci głowę.

      – Nie zawracasz. Właśnie wracam z treningu. Podjechać gdzieś po ciebie?

      – Nie, mam auto. A… – Zawahała się. – Masz może z godzinkę?

      – Jasne. Moje panie pojechały na basen. Dam im tylko znać, że wyskoczę z tobą na kawkę, żeby potem nie było, że gdzieś się włóczę bez autoryzacji, he, he.

      – Dawid, ale naprawdę twoja żona nie będzie miała nic przeciwko?

      – Spokojnie. Mamy do siebie zaufanie, zresztą opowiadałem jej o tobie, musicie się w końcu poznać. Może wtedy zacznie mieć coś przeciwko.

      – Super. – Justyna poczuła ulgę. Żartobliwy ton Dawida rozbroił jej obawy. – To gdzie się zobaczymy?

      – Spotkajmy się na placu Zbawiciela. Dojadę w dwadzieścia minut. Zaparkujemy gdzieś i się znajdziemy, okej?

      – Okej, to do zobaczenia. I dzięki.

      – Nie ma sprawy. Od czego ma się kumpla?

      Justyna jechała do centrum już bardziej spokojna. Rozmowa z Dawidem zawsze ją wyciszała i pozwalała spojrzeć na swoje problemy z tak potrzebnego dystansu. Zastanawiała się nad tym, co ich tak naprawdę łączy, co mogłoby ich połączyć, i doszła do wniosku, że zdecydowanie woli mieć w nim przyjaciela niż kochanka. Zresztą chyba nie byłaby w stanie zdradzić Piotrka. Kochała go, chociaż doprowadzał ją czasami do szału, a jeszcze częściej po prostu rozczarowywał. Ale, do cholery, wciąż był jej mężem, kimś bliskim. Nie mogłaby, ot tak, skoczyć w bok. Jeśli kiedykolwiek pójdzie do łóżka z innym mężczyzną, to tylko wtedy, kiedy już nic nie będzie jej łączyło z Piotrem. W końcu ślubowała mu miłość i wierność. A Dawid? Był zabawny, miło było na niego patrzeć, a jeszcze milej z nim rozmawiać i żartować. I to wielka wartość mieć w kimś takim powiernika. Mimo incydentu w klubie, on chyba także doszedł do podobnych wniosków i pasował mu taki układ. Tamten epizod uznali za alkoholowy wybryk i postanowili do niego nie wracać.

      Na placu Zbawiciela, jak zwykle o tej porze, większość knajpek była zajęta. Jednak udało się znaleźć miniaturowy dwuosobowy stolik, gdzie przycupnęli i zamówili: Justyna koktajl owocowy, a Dawid herbatę miętową.

      – Dziki tłum. A podobno ludzie o tej porze siedzą w domach – stwierdziła Justyna.

      – Albo w pracy.

      – I nie mają pieniędzy.

      – Taaak, i w ogóle wszystko jest w ruinie – dodał złośliwie.

      – Wiesz, w ruinie to chyba będzie moje małżeństwo – westchnęła Justyna. – Niedługo nie będzie po nim śladu, jak po Tęczy.

      – Aż tak źle? – Dawid uniósł brew i uśmiechnął się dziwnie.

      – Zrobiłam coś, co chyba uruchomi lawinę pod tytułem: twoja żona to suka. – Justyna w skrócie opowiedziała Dawidowi rozmowę z Beatą, jej reakcję i słowa, które padły i których nie można było cofnąć ani wymazać.

      Dawid kiwał tylko głową, nie wiadomo, czy z aprobatą, czy z ugrzecznionym zainteresowaniem. Podsunął dziewczynie koktajl, który kelnerka dyskretnie postawiła na stoliku, a Justyna nawet tego nie zauważyła, zaabsorbowana własnym słowotokiem.

      – No, panna Beata wcale nie jest taka święta, jak myślałem – stwierdził.

      – Ona potrafi się odgryźć. A potem będzie grała taką nieszczęśliwą i skrzywdzoną przez los. Znam jej zagrywki.

      – Po raz kolejny to powiem: wszystko po stronie twojego małżonka. Nie możesz walczyć z tymi dwiema babami, jeśli on trzyma ich stronę. To jak kopanie się z koniem.

      – Wiem o tym, ale skoro on nic nie robi…

      – No skoro jemu nie zależy, to dlaczego tobie miałoby zależeć?

      – Sama nie wiem. – Justyna napiła się koktajlu, walcząc z niewygodną słomką,

      Wyglądała jak mała, zagubiona dziewczynka. Przynajmniej tak odbierał ją teraz Dawid. Dobrotliwie położył dłoń na jej ręce i lekko ścisnął.

      – Musisz postawić gościa pod ścianą i krótko z nim. Niech się chłopina określi, z kim chce spędzić resztę życia – stwierdził sucho.

      – Tak będę musiała zrobić. Nienawidzę takich sytuacji, ale albo ja, albo one. Jakby, cholera, miał kochankę, to wszystko byłoby prostsze… – Justyna potrząsnęła głową.

      – Lepiej, żeby nie miał. Za fajna jesteś, żeby cię zdradzać.

      – Jak na razie to zdradza mnie z mamuśką i siostrą. I już nie wiem, co byłoby bardziej chore. Czy taka zdrada nie boli bardziej…

      – Pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. Co by się nie działo – pomogę ci. – Mówiąc te słowa, Dawid patrzył jej prosto w oczy.

      – Wiem. I to mnie jeszcze trzyma w pionie. Inaczej… chybabym oszalała – przyznała.

      – Do tego nie dopuszczę nigdy, Justynko. – Uśmiechnął się szeroko, z taką gracją, że wyglądał w tej chwili olśniewająco.

      Zresztą dwie kobiety koło czterdziestki, które siedziały w pobliżu nich, raz po raz rzucały im zazdrosne spojrzenia, a za każdym razem, gdy ich wzrok spoczywał na Dawidzie, robiły to, co zwykle robią kobiety chcące zwrócić uwagę płci przeciwnej. Śmiały się, odgarniały włosy, bawiły się łańcuszkiem, kolczykiem, stukały zadbanymi paznokciami w kieliszki. Justyna pomyślała, że kiedy tak patrzy się na ten ich teatr z zewnątrz, to wyglądają komicznie. Jakby pobierały lekcje u tego samego choreografa. Obiecała sobie na szybko, że nigdy nie będzie się tak zachowywać, do nikogo nie będzie się wdzięczyć w tak żenujący sposób.

      Dawid zresztą zdawał się nie zauważać tych marnych zalotów. Cała jego uwaga była skupiona na niej i tylko na niej. Gdy się pożegnali koło jej samochodu i już ruszyła w stronę domu, pomyślała, że oddałaby wiele, właściwie wszystko, gdyby jej mąż obdarzał ją taką atencją jak kolega z pracy. Tylko kolega z pracy.

      No cóż… nie zawsze mamy to, czego chcemy.

      Wielka, kurwa, szkoda.

      Zastanawiałem się, czy nie dopaść tej kurwy i nie skończyć tego, co zacząłem. Nie zasłużyła na to, żeby żyć. Świadomość jej traumy dawała mi pewną satysfakcję, ale to, że przeżyła, stanowiło dla mnie duży kłopot.

      Nie miałem pewności, co powie policji, ale z całą pewnością musiałem być na wszelki wypadek jeszcze bardziej ostrożny. Zastanawiałem się, czy na jakiś czas nie dać sobie spokoju z Klubem Niewiernych. Nie usunąć się w cień, nie