przystosowania danego organizmu; zmiany w planie wzmacniania, które mają zajść we wtorek, nie wpływają na siłę moich poniedziałkowych nawyków). Analogicznie rzecz się ma ze zdarzeniami przeszłymi, o ile nie pozostawią za sobą śladów, zaledwie prawdopodobnymi (czy nieprawdopodobnymi), zbyt odległymi, by mieć wpływ na interakcje przyczynowe danego organizmu, czy oddzielonymi od niego w sposób mechaniczny (wyobraźmy sobie, że dane zwierzę od potencjalnych drapieżników oddziela ocean, a żadne z nich nie potrafi pływać); ostatecznie owa niewrażliwość dotyczy wszelkich zdarzeń, od których dana istota jest jakkolwiek oddzielona przyczynowo. Sprawa wydaje się jasna. W TE na dobór mogą wpływać jedynie faktyczne transakcje przyczynowe między organizmem a otaczającym go środowiskiem. Zgodnie z WI na uczenie się mogą wpływać jedynie faktyczne wzmocnienia rzeczywistych zachowań organizmu.
Po raz kolejny nasuwa się nam podobna uwaga: obie teorie przyjmują podobne ograniczenia własne, choć w żadnym z dwu przypadków nie widać zasadniczego powodu, by tak miało być. Nie wydaje się wykluczone, by selekcja miała być lokalnie ograniczona przyczynowo, a uczenie się – nie. Wszak uczenie się – w odróżnieniu od ewolucji – zachodzi w organizmach wyposażonych w umysł – narzędzie, które specjalizuje się w rejestrowaniu skutków wydarzeń przeszłych (przez pamięć), przyszłych (przez przewidywanie) bądź li tylko możliwych (przez refleksję) i tak dalej. W istocie sądzimy, że choć procesy kierujące doborem faktycznie mają charakter lokalny, to ze zjawiskami mentalnymi jest zupełnie inaczej. Jeśli nie mylimy się w tej sprawie, to podobieństwo standardowych wersji TE i WI skłania do podejrzeń, że co najmniej jedna z tych teorii jest fałszywa.
ograniczenia własne (6): brak umysłu
Dany organizm może znaleźć się pod wpływem zdarzenia, od którego jest przyczynowo izolowany, na przynajmniej jeden sposób (czy też: jest to możliwe w przynajmniej jednym sensie). Otóż może na niego wpłynąć zdarzenie, które jest reprezentowane mentalnie. Na przykład: zastanawiamy się nad popełnieniem oszustwa podatkowego, pokusa jest bardzo silna. „Ale przecież”, mówimy sobie, „jeśli popełnimy oszustwo, to nas złapią; a jak nas złapią, to wsadzą do więzienia; a jak nas wsadzą do więzienia, to nasze koty będą czuć się samotne”. Więc nie oszukujemy (a przynajmniej nie zanadto). Najbardziej uderzające w tej opowiastce jest, że to, na jakie działania się zdecydowaliśmy, a jakich zaniechaliśmy, zależy od sposobu myślenia o rzeczach, a nie od tego, jak rzeczy faktycznie się mają. Nie popełniamy (większych) oszustw, mimo że je rozważamy. Choć ostatecznie nie idziemy do więzienia, to możliwość takiego obrotu spraw wpływa na nasze zachowanie.
Związki przyczynowe ze zdarzeniami, które są (tylko) reprezentowane mentalnie, narusza ograniczenie lokalności. Każdy chyba zgodzi się, że lokalne jest tylko to, co istnieje w naszym świecie. Tymczasem przedstawienia w umyśle mogą być przyczynami – to właśnie dzieje się, gdy rozważenie konsekwencji danego czynu skłania nas do jego podjęcia lub porzucenia. Darwin natomiast twierdził, że naukowa opowieść o ewolucji fenotypów może zrezygnować z odwołań do przyczyn mentalnych. W istocie można twierdzić, że jego podstawową ambicją było wyeliminowanie przyczyn mentalnych z wyjaśnień ewolucji fenotypów.
Według Darwina porządne wyjaśnienie ewolucyjne nie ma prawa w żadnym punkcie przyjąć formy typu „dane stworzenie przybrało taką a nie inną formę, gdyż Bóg (Matka Natura, Samolubny Gen czy Baba Jaga) tak chciał (zamierzał, miał nadzieję, podjął decyzję, preferował)”. Ma tak być nie tylko dlatego, że nie istnieje Baba Jaga (a postacie fikcyjne niczego nie powodują), ale też dlatego, że w selekcji naturalnej nie ma miejsca na działanie podmiotu. To jest właśnie najważniejszy punkt, w którym selekcja naturalna różni się od sztucznej. Rośliny odporne na mszyce pojawiły się dlatego, że ktoś postanowił je wyhodować. Nikt jednak – nawet Bóg21 – nie postanowił wyhodować mszyc. W selekcji naturalnej po prostu nie ma miejsca na przyczynowość mentalną (a w szczególności na to, co filozofowie nazywają „przyczynowością intencjonalną”22). Skinner słusznie przypisywał Darwinowi tę tezę23. Za jej uznaniem przez brytyjskiego biologa stał jednak nie tyle behawioryzm, ile niewiara w Babę Jagę (a zapewne też i w Boga). Jak się za chwilę przekonamy, neodarwiniści mają często skłonność do pomijania tego rozróżnienia. Ta niekorzystna tendencja wywołała niekończące się nieporozumienia tak w pismach naukowych, jak w prasie.
Zakładamy, że Darwin nie mylił się co do tego, że dobór naturalny nie opiera się na przyczynowości umysłowej. Nie jest jednak wcale oczywiste, że psychologia uczenia się (czy czegokolwiek innego) będzie w stanie działać przy tego rodzaju założeniu nieumysłowości. Prawdą zapewne jest, że nie istnieje ani Bóg, ani Baba Jaga. Umysły natomiast istnieją i dysponują mocami przyczynowymi. Niewykluczone też, że jedną z ich podstawowych funkcji jest reprezentowanie rzeczy mniej czy bardziej możliwych bądź tego, co dzieje się w tej czy innej części lasu, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie to, że… Zdroworozsądkowa psychologia bezustannie odwołuje się do przyczynowości opartej na reprezentacjach mentalnych. Zasadniczą cechą behawioryzmu Skinnera, a więc i WI w ogóle, jest zaprzeczanie, że tego rodzaju zjawiska w ogóle zachodzą. Pod tym względem teoria WI stanowiła tak naprawdę radykalne zerwanie ze zdroworozsądkowymi wyobrażeniami o umyśle (od początku była ona zresztą pomyślana jako koncepcja rewolucyjna). Zachodzi tu dokładna analogia między WI a TE: obie chcą unikać postulowania przyczyn mentalnych. Różnica między nimi polega na tym, że Darwin miał w tej sprawie słuszność: ewolucja jest faktycznie bezmyślna. Natomiast Skinner się mylił, gdyż z uczeniem sprawa wygląda zupełnie inaczej.
wewnątrz myśli
To tyle, jeśli chodzi o podobieństwa między TE i WI, gdy patrzymy na nie „z zewnątrz” – czyli raczej z perspektywy celów, które sobie one stawiają, niż mechanizmów, które mają je realizować. Obie są funkcjami ze stanów populacji do stanów po nich następujących. Obie przyjmują kontrowersyjne ograniczenia zarówno o charakterze przedmiotowym, jak i metodologicznym. Teraz zmienimy punkt widzenia i rozważymy mechanizmy, które mają implementować wspomniane funkcje.
Po otwarciu czarnych skrzynek stajemy w obliczu dwóch uderzających faktów. Po pierwsze obie teorie odwołują się do bardzo znikomego repertuaru narzędzi w celu wyjaśnienia bogatych i złożonych dziedzin danych, za które odpowiadają. Po drugie zaś obie teorie postulują nieomal identyczne mechanizmy przyczynowe. Przyjrzymy się obu tym kwestiom. Mówiąc w telegraficznym skrócie: zarówno TE, jak i WI zmierzają do wyjaśnienia danych właściwych sobie dziedzin za pośrednictwem mechanizmu „generowania–testowania”: obie składają się z losowego generatora cech oraz operującego na nich filtra. I to wszystko24.
Najpierw zbadamy WI. Taka kolejność jest zasadna o tyle, że w kilku punktach wypowiedzi Darwina o mechanizmach pośredniczących w ewolucji fenotypów są mniej jednoznaczne niż omówienie procesów prowadzących do ustalania nowych profili psychologicznych autorstwa Skinnera.
mechanizm uczenia się według teorii warunkowania instrumentalnego
Istotne znaczenie ma dla Skinnera fakt, że organizm w punkcie wyjścia (czyli pomijając efekty wcześniejszych procesów uczenia) jest „losowym generatorem instrumentów”25. A zatem przed rozpoczęciem nauki (i abstrahując od odruchów bezwarunkowych) profile psychologiczne, na których opiera się WI, to tylko nieusystematyzowane zbiory dyspozycji B–R o sile asocjacyjnej bliskiej lub równej zeru. WI, co już wcześniej zauważyliśmy, chce wyjaśnić, w jaki sposób wzmacnianie wpływa na zmianę siły dyspozycji (zasadniczo) w kierunku rosnącej wydajności26.
Jeśli