niedalekiej przyszłości. Zmieniła stronę i w tej chwili pomaga mi w zebraniu armii. – Wypowiedział to jakby nie było to nic znaczącego. Spojrzała na niego z wyrazem szoku na twarzy, nie bardzo wiedząc co mu powiedzieć. – Tak wiem, wydaje się to mało prawdopodobne, ale dzięki niej zbudziłem armię spod Giewontu, więc musimy jej zaufać.
– Zaraz, zaraz… jakie my? – Otrząsnęła się z szoku. – I co to za armia spod Giewontu?
– Tak, chyba chcesz w tym uczestniczyć? W końcu jako córka Peruna z takimi zdolnościami możesz nam pomóc. – Zmarszczyła brwi. – Wiem, Giewont brzmi nieprawdopodobnie, wychodzi na to, że wszystkie legendy mają swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Jak to mówią, w każdej legendzie tkwi ziarno prawdy… – Wstała tak gwałtownie, że krzesło na którym wcześniej siedziała przewróciło się, a powietrze wokół nich zgęstniało.
– To ty o tym wiedziałeś i nic mi nie powiedziałeś? – Nie mogła się uspokoić. – Musiałam jechać do obłąkanej matki, by potem rozszyfrowywać sanskryt i poznać prawdę o moim ojcu. – Potrzebowała wyjść i ochłonąć, bo mało brakowało a rzuciłaby się Staszkowi do gardła.
– Amelia, poczekaj… – Usłyszała już za drzwiami, miała to gdzieś. Ogólnie to Staszka miała gdzieś. Skierowała się w stronę domu, by móc poukładać myśli w głowie, gdy po krótkim marszu tuż za nią wyrosła postać, której jeszcze bardziej nie miała ochoty widzieć. Udany dzień, nie ma co.
– Amelia, możemy porozmawiać? – Próbował złapać ją za rękę, którą szybko zabrała.
– Czego chcesz? – Sama się zdziwiła, ile jadu znajduje się w jej głosie. Tomka to nie zraziło, zastąpił jej drogę z przepraszającym uśmiechem na twarzy.
– Chcę ci powiedzieć, że mimo tego, że wysłano mnie, bym miał na ciebie oko, to… mi naprawdę zależy na tobie. – Mówił to cały czas patrząc jej w oczy i z pełną premedytacją robiąc jej mętlik w głowie.
– Ty sobie chyba jaja robisz… – wymruczała pod nosem i ominęła go. Nie oglądając się za siebie, czuła jego wzrok na plecach, a do jej policzków mimochodem napłynęła krew. To było okropne z jej strony, musiała przyznać, że ją to mile połechtało, na nic więcej nie mogła sobie pozwolić. Wszystko psuł ten złotowłosy chłopak. Gdy weszła do domu, od razu udała się do pokoju rodziców, czując, że przez swoją wyprawę naraziła ich na niepotrzebne nerwy. To co zobaczyła na miejscu, wytrąciło ją całkowicie z równowagi. Mama razem z ojcem siedzieli na kanapie jak zaczarowani, trzymając w rękach różaniec i odmawiając dziesiątkę, a przed nimi z rozszerzonymi w geście błogosławieństwa rękami, stał ksiądz. Nie byle jaki ksiądz, przed jej rodzicami stał pieprzony Boruta. Miała wrażenie, że serce jej stanęło.
– Co ty tu…? – Przecież się go pozbyła. Uśmiechnął się do niej.
– Myślałaś, że taka słaba dziewczynka jak ty będzie w stanie coś zdziałać? – Była w tak wielkim szoku, że po prostu gapiła się na niego z szeroko otwartymi oczyma, a do jej mózgu powoli docierały informacje.
– Co im robisz? – On tylko rozszerzył uśmiech, a do niej dotarło w końcu w jak wielkim niebezpieczeństwie są jej rodzice. Jednak zanim zdążyła jakkolwiek zareagować, poczuła dłoń na ramieniu, która mocno odciągnęła ją do tyłu. Na tyle mocno, że potknęła się o krzesło i upadła na ziemię.
– Nareszcie jesteś, czekałem…
– Bierz dupę w troki i nie pojawiaj się tu więcej. – No tak, kto inny mógłby tam być i igrać z diabłem jak nie Staszek. Wstała najszybciej jak mogła i zbliżyła się do miejsca starcia. Poczuła, że jakaś niewidzialna siła ją odrzuciła. Znowu wylądowała na tyłku. Łzy stanęły jej w oczach z bezsilności nad sytuacją. Usłyszała śmiech Boruty.
– To tylko ostrzeżenie, ostatnie ostrzeżenie. Jeśli chcesz uratować swoich bliskich, to radzę ci przejdź na stronę Welesa i stań z nami do wojny. – Nastąpiła cisza, a Amelia po raz kolejny spróbowała zbliżyć się do pokoju, tym razem bez problemu przekroczyła próg. Zauważyła tam tylko Staszka z niepewną miną i jej rodziców leżących na sofie z zamkniętymi oczami. Ruszyła w ich stronę, jednak Stach ją zatrzymał.
– Chodź, porozmawiamy. Oni śpią. – Uspokoił ją, przynajmniej w kwestii życia rodziców i pociągnął za sobą do kuchni. – Słuchaj, nie wiedziałem o tym, kto jest twoim ojcem póki Tomek mi nie powiedział… – wytłumaczył, a jej usta otworzyły się szeroko i nie była w stanie przez chwilę ich zamknąć. Czy on sobie jaja robi?
– Żartujesz? Był tu diabeł, którego myślałam, że zabiłam i do tego zahipnotyzował moich rodziców. Co ty mi pieprzysz o moim ojcu? – Zmrużył oczy, widocznie urażony jej reakcją. Co za gościu.
– Słyszałaś, co mówił. Nie możemy walczyć między sobą, jeśli chcemy przeszkodzić Welesowi. – Może i miał rację. Serce nie mogło jej się uspokoić. – Poza tym Boruta to nie jest byle jaki diabeł, którego można się pozbyć ot tak. – Pocieszające.
– Dobrze, ale skąd on wiedział, że się tu zjawisz?
– Obserwują nas. Dokładnie planują zanim coś zrobią. Są ciągle krok przed nami. – On też wydawał się zdenerwowany, chociaż nie okazywał tego jak Amelia. – Dlatego proszę cię, nie wychodź sama z domu. Ja zrobię wszystko, by zapewnić ci bezpieczeństwo, nie utrudniaj tego. – Pokiwała głową, przełykając łzy, które nieustannie płynęły po jej policzkach. Tak bardzo się bała.
– Może to ta twoja wiła? – To wyszło z jej ust szybciej niż zdołała to przemyśleć. Jednak musiało coś w tym być skoro tak mocno zacisnął szczęki, mimo to nie usłyszała odpowiedzi.
– Muszę iść, twoi rodzice powinni niedługo się obudzić. Nic nie będą pamiętać. – Powoli wstał, a po chwili kucnął przy krześle na którym siedziała i objął ją. Ona wtuliła się w niego i za nic nie chciała, by odchodził. Przy nim, w jego ramionach, wszystkie troski odchodziły na bok.
– Boję się – wyszeptała mu do ucha. Objął ją mocniej, zaraz też na krótką chwilę oddalił się, ujął jej twarz w dłonie i spojrzał prosto w oczy z taką siłą, że aż zabrakło jej tchu.
– Wszystko będzie dobrze, obiecuję. Zostań w domu i niczym się nie przejmuj. – Pokiwała powoli głową.
– A co z tobą? – Uśmiechnął się.
– Mówiłem, nie martw się. – Pocałował i puścił Amelie z uścisku. Gdy ją przestał obejmować poczuła się słaba. Nie chciała tego okazywać, więc wstała, by zająć czymś myśli, które wręcz eksplodowały w jej głowie i by uspokoić serce, które z każdym uderzeniem krwawiło jeszcze mocniej.
– Zanim dotarłam do domu spotkałam Tomka. – Przypomniała sobie ten dziwny zbieg okoliczności. Zawsze pojawiał się tam, gdzie ona, jakby stale ją śledził. Może i on grał w jednej drużynie z Welesem, nikogo nie mogła być pewna. Wyraz twarzy Staszka stężał, wyraźnie się nad tym zastanawiał. W tym momencie do domu ktoś wszedł, a jej serce znowu podskoczyło do gardła. To był Filip, o którym w tym całym zamieszaniu na śmierć zapomniała. Okropna z niej siostra. Rzuciła mu się w ramiona.
– Filip, wszystko dobrze? – Obejrzała go z każdej strony, był cały. Odetchnęła z ulgą.
– Yyy, no… – Spojrzał na nią rozbawiony, gdy ujrzał Staszka sposępniał. Jego szczęka się zacisnęła, a oczy zwężały.
– To ja już pójdę, pamiętaj o czym mówiłem. – Na odchodne pocałował ją w czoło, a jej brata nawet nie obdarzył spojrzeniem. Czekała na nią długa rozmowa i zbyt mało czasu na wymyślenie sposobu, by zatrzymać rodziców w domu.
4
Czuł