nie byłam za granicą. – A więc powrót do banałów. Co on ukrywa?
– Chciałaby pani jechać?
– Do Paryża? – pytam piskliwie. A kto by nie chciał? – Pewnie – przyznaję. – Ale tak naprawdę to marzy mi się Anglia.
Przechyla głowę na bok, przesuwając palcem wskazującym po dolnej wardze… O rety.
– Ponieważ?
Mrugam szybko. Skoncentruj się, Steele.
– To ojczyzna Szekspira, Austen, sióstr Bronte, Thomasa Hardy’ego. Chciałabym zobaczyć miejsca, które zainspirowały tych ludzi do napisania takich wspaniałych książek. – Ta rozmowa o geniuszach literatury przypomina mi, że powinnam się teraz uczyć. Zerkam na zegarek. – Czas na mnie. Mam dużo nauki.
– Do egzaminów?
– Tak. Zaczynają się we wtorek.
– Gdzie jest samochód panny Kavanagh?
– Na hotelowym parkingu.
– Odprowadzę panią.
– Dziękuję za herbatę, panie Grey.
Posyła mi ten swój dziwny uśmiech w stylu „a ja mam wielką tajemnicę”.
– Nie ma za co, Anastasio. Cała przyjemność po mojej stronie. Chodźmy.
Wyciąga rękę. Speszona ujmuję ją i wychodzę za nim z kafejki.
Wracamy spacerkiem do hotelu i chciałabym rzec, że w przyjacielskim milczeniu. On przynajmniej wygląda jak zawsze spokojnie i opanowanie. Jeśli zaś chodzi o mnie, to desperacko próbuję ocenić, jak się udało nasze spotkanie przy kawie. Czuję się, jakbym wracała z rozmowy w sprawie pracy, tyle że nie wiem, na jakie stanowisko.
– Zawsze chodzi pani w dżinsach? – pyta ni z tego, ni z owego.
– Najczęściej.
Kiwa głową. Wracamy do skrzyżowania niedaleko hotelu. Kręci mi się w głowie. Cóż za dziwne pytanie… I świadoma jestem tego, że nasz wspólny czas jest ograniczony. Wiem, że wszystko schrzaniłam. Być może on kogoś ma.
– Ma pan dziewczynę? – wyrzucam z siebie. O święty Barnabo, czy ja to właśnie powiedziałam na głos?
Jego usta wykrzywiają się w półuśmiechu. Patrzy na mnie.
– Nie, Anastasio. Nie bawię się w dziewczyny – mówi miękko.
Och… co on ma na myśli? Nie jest gejem? A może jest – o kurde! Najwyraźniej podczas wywiadu mnie okłamał. Przez chwilę sądzę, że udzieli mi jakiegoś wyjaśnienia, że rozwinie to enigmatyczne stwierdzenie – tak się jednak nie dzieje. Muszę stąd iść. Muszę spróbować zebrać myśli. Muszę od niego uciec. Robię krok w przód i potykam się.
– Cholera, Ana! – woła Grey.
Pociąga mnie za rękę tak mocno, że wpadam na niego w chwili, gdy obok mnie śmiga rowerzysta, jadący pod prąd ulicy jednokierunkowej. Mija mnie o włos.
Wszystko dzieje się tak szybko – w jednej chwili upadam, w drugiej znajduję się w jego ramionach. Tuli mnie mocno do piersi. Wdycham jego czysty, męski zapach. Pachnie świeżym praniem i jakimś drogim żelem pod prysznic. O kurczę, to mieszanka odurzająca. Oddycham głęboko.
– Wszystko w porządku? – pyta szeptem.
Obejmuje mnie ramieniem, przyciskając do siebie, gdy tymczasem palce drugiej ręki delikatnie i badawczo błądzą po mojej twarzy. Kciukiem muska dolną wargę i słyszę, jak wciąga powietrze. Patrzy mi prosto w oczy, a ja nie uciekam spojrzeniem przez chwilę, a może przez całą wieczność… Ale w końcu moją uwagę przyciągają jego piękne usta. O rety. I po raz pierwszy od dwudziestu jeden lat pragnę być pocałowana. Pragnę poczuć jego usta na swoich.
ROZDZIAŁ CZWARTY
Błagam go w myślach, aby mnie, do cholery, pocałował, a sama nie mogę się poruszyć. Paraliżuje mnie dziwna, nieznajoma potrzeba. Czuję się zniewolona. Wpatruję się jak urzeczona w idealnie wykrojone usta Christiana Greya, a on pociemniałych oczu nie odrywa ode mnie. Słyszę, jak oddycha, podczas gdy ja w ogóle przestałam to robić. Trzymasz mnie w ramionach. Pocałuj mnie, proszę. Zamyka oczy, wciąga powietrze i ledwie zauważalnie kręci głową, jakby udzielał odpowiedzi na moje niewyartykułowane pytanie. Kiedy ponownie otwiera oczy, widać, że podjął jakąś decyzję.
– Anastasio, powinnaś trzymać się ode mnie z daleka. Nie jestem mężczyzną dla ciebie – szepcze.
Że co? A skąd on to może wiedzieć? Chyba ocena należy do mnie. Marszczę brwi i ogarnia mnie uczucie odrzucenia.
– Oddychaj, Anastasio, oddychaj. Teraz cię puszczę i pozwolę odejść – mówi cicho i delikatnie odpycha mnie od siebie.
Poziom adrenaliny wywołany niemal zderzeniem z rowerzystą albo odurzającą bliskością Christiana opada i czuję teraz słabość w całym ciele. „Nie!” – krzyczy moja psychika, gdy on się odsuwa. Jego dłonie spoczywają na moich ramionach, uważnie śledzi moją reakcję. A ja jestem w stanie myśleć wyłącznie o tym, że pragnęłam, aby mnie pocałował, dałam mu to jasno do zrozumienia, a on tego nie zrobił. Nie chce mnie. Naprawdę mnie nie chce. Koncertowo wszystko spieprzyłam.
– Rozumiem. – W końcu wraca mi zdolność mówienia. – Dziękuję – mamroczę zalana falą upokorzenia. Jak mogłam tak niewłaściwie odczytać wysyłane przez niego sygnały? Muszę stąd jak najszybciej uciec.
– Za co? – Marszczy brwi. Nie zabrał rąk z moich ramion.
– Za to, że mnie uratowałeś – odpowiadam szeptem.
– Ten idiota jechał pod prąd. Dobrze, że tu byłem. Boję się myśleć, co ci się mogło stać. Chcesz przez chwilę odpocząć w hotelu? – Puszcza mnie, a ja stoję przed nim, czując się jak idiotka.
Z trudem odzyskuję zdolność myślenia. Chcę stąd jak najszybciej odejść. Wszystkie moje mgliste, nieokreślone bliżej nadzieje legły w gruzach. On mnie nie chce. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam? „Czego Christian Grey mógłby chcieć od ciebie?” – drwi moja podświadomość. Odwracam się w stronę ulicy i z ulgą się przekonuję, że właśnie się włączyło zielone światło. Szybko przechodzę na drugą stronę, świadoma tego, że za mną podąża Grey. Pod hotelem odwracam się do niego, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy.
– Dzięki za herbatę i za sesję zdjęciową – bąkam.
– Anastasio… ja… – Urywa i moją uwagę przyciąga udręka słyszalna w jego głosie. Niechętnie podnoszę wzrok. W jego oczach maluje się przygnębienie. Przeczesuje dłonią włosy. Wygląda na rozdartego, sfrustrowanego. Zniknęła gdzieś wcześniejsza samokontrola.
– Co, Christianie? – warczę z irytacją, gdy nie kończy zdania. Chcę stąd jechać. Muszę zabrać kruchą, zranioną dumę i jakoś ją uleczyć.
– Powodzenia na egzaminach.
Co? Dlatego jest tak zasmucony? Tak ma wyglądać nasze pożegnanie? „Powodzenia na egzaminach”?
– Dzięki. – W moim głosie słychać sarkazm. – Do widzenia, panie Grey. – Odwracam się na pięcie, nawet zdziwiona tym, że się nie potykam, i bez oglądania się za siebie odchodzę w stronę garażu podziemnego.
Kiedy docieram do ciemnego betonowego wnętrza, oświetlanego jedynie słabymi jarzeniówkami, opieram się o ścianę i chowam twarz w dłoniach. Co ja sobie wyobrażałam? W moich oczach wzbierają nieproszone łzy. Dlaczego płaczę? Osuwam się na ziemię, zła na siebie za tę bezsensowną reakcję. Podciągam kolana pod brodę, chcąc się zwinąć w jak najmniejszą kulkę. Być