Э. Л. Джеймс

Pięćdziesiąt twarzy Greya


Скачать книгу

pięć metrów sznurka z włókna naturalnego.

      Drżącymi rękami szybko odmierzam pięć metrów, świadoma spoczywającego na mnie gorącego wzroku. Nie mam śmiałości na niego spojrzeć. Jezu, czy można czuć jeszcze większe zażenowanie? Z tylnej kieszeni dżinsów wyjmuję nóż tapicerski, przecinam sznurek i sprawnie go zwijam. Jakimś cudem zdołałam nie odciąć sobie przy tym palca.

      – Była pani harcerką? – pyta, a jego kształtne, zmysłowe usta wygięte są w rozbawieniu.

      Nie patrz na jego usta!

      – Zorganizowane zajęcia grupowe to nie dla mnie, panie Grey.

      Unosi brew.

      – A co jest dla ciebie, Anastasio? – pyta miękko. Wraca jego tajemniczy uśmiech.

      Wpatruję się w niego, nie będąc w stanie sklecić jednego zdania. Czuję się, jakbym stała na przesuwających się płytach tektonicznych. „Ana, weź się w końcu w garść” – błaga moja udręczona podświadomość.

      – Książki – szepczę, gdy tymczasem podświadomość krzyczy: „Ty! Ty jesteś dla mnie!”. Natychmiast ją uciszam zażenowana tym, że moja psychika ma tak wygórowane ambicje.

      – Jakiego rodzaju książki? – Przechyla głowę. Czemu go to interesuje?

      – Och, no wie pan. Normalne. Klasyka. Głównie literatura brytyjska.

      Pociera brodę długim palcem wskazującym i kciukiem, zastanawiając się nad moją odpowiedzią. A może jest po prostu mocno znudzony i próbuje to ukryć.

      – Potrzebuje pan czegoś jeszcze? – Muszę koniecznie zmienić temat; te palce na brodzie są tak zniewalające.

      – Nie wiem. A co pani proponuje?

      Co proponuję? Nie wiem nawet, po co mu to wszystko.

      – Majsterkowiczowi?

      Kiwa głową, a jego szare oczy błyszczą szelmowsko. Rumienię się, a moje spojrzenie mknie ku jego dżinsom.

      – Kombinezon – odpowiadam i od razu wiem, że nie mam już władzy nad tym, co wydostaje się z moich ust.

      Po raz kolejny unosi z rozbawieniem brew.

      – Chyba nie chce pan pobrudzić ubrania – wskazuję jego spodnie.

      – Zawsze mogę je zdjąć. – Uśmiecha się znacząco.

      Czuję, jak na moje policzki wracają rumieńce. Z barwy niewątpliwie przypominam manifest komunistyczny. Zamilknij. NATYCHMIAST zamilknij.

      – Wezmę ten kombinezon. Boże broń, abym zniszczył ubranie – odpowiada Grey bez emocji.

      – Czy coś jeszcze? – pytam piskliwie, podając mu kombinezon.

      Ignoruje moje pytanie.

      – Jak praca nad artykułem?

      W końcu zadał mi normalne pytanie zamiast tych wszystkich podtekstów i niedomówień. Pytanie, na które potrafię udzielić odpowiedzi. Chwytam się go mocno oburącz, niczym tratwy ratunkowej, i decyduję się na szczerość.

      – To nie ja go piszę, lecz Katherine. Panna Kavanagh. Moja współlokatorka. Świetnie jej idzie. Jest redaktorem naczelnym gazety i była załamana tym, że nie mogła sama przeprowadzić tego wywiadu. – Mam wrażenie, że udało mi się zaczerpnąć powietrza; nareszcie jakiś normalny temat. – Martwi się jedynie, że nie ma żadnych pańskich oryginalnych zdjęć.

      Grey unosi brew.

      – O jakiego rodzaju zdjęcia jej chodzi?

      Okej. Nie wzięłam pod uwagę czegoś takiego. Kręcę głową, ponieważ rzeczywiście nie wiem.

      – Cóż, jestem w okolicy. Może jutro… – urywa.

      – Wziąłby pan udział w sesji zdjęciowej? – Głos mam znowu piskliwy. Kate będzie w siódmym niebie, jeśli jej to załatwię. „I możliwe, że jutro znowu się z nim spotkasz” – szepcze kusząco to mroczne miejsce u podstawy mego mózgu. Odsuwam od siebie tę myśl; ze wszystkich niemądrych, absurdalnych…

      – Kate będzie zachwycona. O ile oczywiście znajdziemy fotografa. – Tak bardzo się cieszę, że uśmiecham się do niego szeroko. Jego usta rozchylają się, jakby gwałtownie wciągał powietrze. Mruga. Przez ułamek sekundy wygląda bezradnie i Ziemia porusza się delikatnie na swej osi, a płyty tektoniczne przesuwają się na nową pozycję.

      O rety. Bezradne spojrzenie Christiana Greya.

      – Da mi pani znać w kwestii jutra, dobrze? – Sięga do kieszeni i wyjmuje portfel. – To moja wizytówka. Jest tu numer mojej komórki. Proszę o telefon przed dziesiątą rano.

      – Dobrze. – Uśmiecham się do niego promiennie. Kate oszaleje z radości.

      – Ana!

      Niedaleko nas zmaterializował się Paul. To najmłodszy brat pana Claytona. Słyszałam, że przyjechał z Princeton, ale nie spodziewałam się, że go dzisiaj zobaczę.

      – Eee, przepraszam na chwilę, panie Grey.

      Grey marszczy brwi, gdy odwracam się od niego.

      Z Paulem od zawsze się kumplujemy i podczas tego dziwnego spotkania z bogatym, kosmicznie przystojnym i uwielbiającym sprawować kontrolę Greyem fajnie pogadać z kimś, kto jest normalny. Paul ściska mnie mocno na powitanie.

      – Ana, witaj, tak miło cię widzieć! – wyrzuca z siebie.

      – Cześć, Paul, co słychać? Przyjechałeś na urodziny brata?

      – Aha. Dobrze wyglądasz, naprawdę świetnie.

      Uśmiecha się szeroko i mierzy uważnym spojrzeniem. Następnie wypuszcza mnie z objęć, ale nadal trzyma za ramiona. Zakłopotana przestępuję z nogi na nogę. Fajnie spotkać się z Paulem, ale on zawsze zachowuje się nazbyt poufale.

      Kiedy podnoszę wzrok na Christiana Greya, stwierdzam, że obserwuje nas niczym jastrząb, a usta ma zaciśnięte w obojętną linię. Z dziwacznego klienta zmienił się w kogoś innego – chłodnego i trzymającego dystans.

      – Paul, mam właśnie klienta. Kogoś, kogo powinieneś poznać – mówię, próbując poradzić sobie z wrogością widoczną w oczach Greya. Ciągnę Paula za sobą i teraz mierzą się wzrokiem. Atmosfera staje się nagle lodowata. – Eee, Paul, to Christian Grey. Panie Grey, to Paul Clayton. Brat właściciela tego sklepu. – I z jakiegoś irracjonalnego powodu odczuwam potrzebę dodatkowych wyjaśnień. – Znam Paula, odkąd zaczęłam tutaj pracować, ale niezbyt często się widujemy. Przyjechał właśnie z Princeton, gdzie studiuje administrację – paplam. Przestań, natychmiast!

      – Panie Clayton. – Christian wyciąga dłoń. Z jego twarzy nic się nie da wyczytać.

      – Panie Grey. – Wymieniają uścisk. – Chwileczkę, chyba nie TEN Christian Grey? Ten od Grey Enterprises Holdings? – Opryskliwość Paula w ułamku sekundy zmienia się w podziw. Grey odpowiada mu grzecznym uśmiechem, ale jego oczy pozostają chłodne. – O kurczę. Mogę w czymś panu pomóc?

      – Anastasia się wszystkim zajęła, panie Clayton. Jest bardzo pomocna. – Wyraz twarzy ma obojętny, ale jego słowa… można by odnieść wrażenie, że mówi coś zupełnie innego. Dziwne.

      – Super – odpowiada Paul. – No to później pogadamy, Ana.

      – Jasne. – Patrzę, jak odchodzi w stronę magazynu. – Coś jeszcze, panie Grey?

      – Tylko te rzeczy – odpowiada szorstko.

      Cholera… obraziłam go? Biorę głęboki oddech, odwracam się i idę do kasy. O co mu chodzi?

      Wbijam