Remigiusz Mróz

Listy zza grobu


Скачать книгу

spojrzał przelotnie na kilku funkcjonariuszy, upewniając się, że słuchają. Seweryn przypuszczał, że go nie dostrzegł lub nie rozpoznał. Gdyby stało się inaczej, z pewnością musiałby w try miga opuścić komisariat.

      – Bez względu na emocje mieszkańców musimy zapewnić im ochronę – podjął Korolew.

      Położył na te słowa duży nacisk, ale zdawały się przejść całkowicie bez echa. Podrapał się po karku i znów rozejrzał.

      – Nie możemy wykluczyć, że dojdzie do kolejnego ataku – dodał. – Rozumiecie to wszyscy, prawda?

      Nikt nie odpowiedział, a komendant nerwowo odchrząknął.

      – W tej chwili wszystko jest możliwe – ciągnął prokurator. – Jeszcze wczoraj nikomu w najgorszych koszmarach nie przyśniło się, że może dojść tutaj do morderstwa. Dziś sytuacja się zmieniła. Jutro też może.

      Pewność w jego głosie zdawała się sugerować, że w przeciwieństwie do większości zgromadzonych już nieraz miał do czynienia z podobnymi wydarzeniami.

      – Musimy być gotowi na wszystko – dodał. – Dlatego chciałbym, by po pierwsze, dwuosobowy patrol był cały czas obecny w okolicach szkoły.

      Spojrzał na komendanta, a ten otarł czoło i skinął głową.

      – Po drugie, będziemy potrzebowali pomocy funkcjonariuszy z okolicznych gmin.

      – Do czego? – zapytał jeden z policjantów, jakby urażony myślą, że jakiekolwiek wsparcie jest wymagane.

      – Przeszukań.

      W sali rozszedł się pełen niezadowolenia szmer.

      – Spokój – rzucił komendant, po czym podciągnął rękaw służbowej marynarki. – Za jakieś pół godziny zjadą się posiłki z okolicy. Podzielimy się na zespoły po dwie osoby, w każdym ma być ktoś od nas. Jasne?

      Kilku mężczyzn skinęło zdawkowo głowami, parę funkcjonariuszek potwierdziło bardziej ochoczo.

      – Szukamy czegoś konkretnego? – spytała jedna z nich.

      – Tak – włączył się Korolew.

      – Narzędzia zbrodni?

      Prokurator wyprostował się lekko, jakby nagle zyskał powód do dumy.

      – Tego akurat nie musicie robić – oznajmił. – Znaleźliśmy je nad ranem. Sprawca pozbył się go w pobliskim lesie.

      Seweryn z trudem przełknął ślinę i kątem oka dostrzegł, że nie uszło to uwagi siedzącej obok Kai. Zignorował jej kontrolne spojrzenie i skupił się na dwóch mężczyznach, którzy stali na środku pomieszczenia.

      Komendant podniósł torbę na dowody, w której znajdował się niewielki czerwono-czarny młotek. Wraz z Korolewem sprawiali wrażenie, jakby właśnie trafili w totka.

      – Niemal nówka, jeśli przymknąć oko na ślady krwi – oznajmił, potrząsając workiem. – Wiemy już, że to pięciusetgramowy młotek ślusarski marki BHPiX. Trzon z włókna szklanego, uchwyt gumowany. Dostępny tylko w sieci PSB Mrówka.

      Kaja znów spojrzała na Zaorskiego, ale ten nie odrywał wzroku od jej przełożonego.

      – I tylko w zestawie. Nie można kupić go nigdzie oddzielnie – dodał komendant. – Wygląda więc na to, że ktokolwiek go użył, ma w domu skrzynkę z narzędziami, w której brakuje tego konkretnego przedmiotu. Znajdziecie ją, znajdziecie sprawcę.

      Seweryn słuchał jeszcze przez chwilę. Kiedy tylko prokurator z komendantem się oddalili, czym prędzej przeprosił Burzę i opuścił komisariat. Popędził prosto do domu, wpadł do garażu, a potem stanął nad swoim zestawem narzędzi marki BHPiX.

      Miał tylko jedno wyjście. Skrzynki nie mógł się pozbyć, prędzej czy później zostałaby znaleziona. Pozostawało mu jedynie zamurowanie jej w skrytce, którą lata temu przygotował Burzyński.

      8

      Wieczorne powroty do domu były raczej domeną Michała, ale tego dnia role się odwróciły. On odebrał Dominika ze szkoły i to on czekał na nią z kolacją. Kaja wróciła zmęczona i wyzuta ze wszystkiego, marząc tylko o tym, by położyć się do łóżka. Musiała jednak odłożyć to na później, bo mąż użył dość mocnego argumentu, by posiedzieć chwilę dłużej przy stole.

      – Wina? – spytał.

      – Wódki. Najlepiej dożylnie.

      Uśmiechnął się, a potem nalał jej pełen kieliszek czerwonego półsłodkiego wina z Gruzji.

      – Pirosmani – powiedział, jakby to rzeczywiście miało znaczenie.

      – W tej chwili w zupełności wystarczyłoby mi fresco za dychę.

      – W tej chwili?

      Wzięła o wiele za duży łyk, oblizała usta i skinęła głową.

      – Racja. Może w każdej innej też – przyznała.

      – Aż tak źle?

      Michał nalał do drugiego kieliszka i usiadł obok niej. Nie miała specjalnej ochoty rozmawiać o tym, co stało się tego dnia, ale wiedziała, że ostatecznie warto się zmusić. Z pewnością poczuje się lepiej.

      – Biegaliśmy dwójkami po całych Żeromicach – powiedziała. – Od drzwi do drzwi, pytając i sprawdzając, komu brakuje czerwono-czarnego młotka ślusarskiego z określonego zestawu dostępnego w Mrówce.

      Znów pociągnęła wina. Nie dała kubkom smakowym czasu, by odnotowały jego smak.

      – Zgadniesz, kto przypadł mi jako partner na cały dzień?

      – Konar?

      – Chciałabym – odparła pod nosem. – Ale druga osoba w duecie musi być spoza miasta. Chyba po to, żeby… no wiesz.

      Zmarszczył czoło, jakby zdziwiła go rezerwa w głosie żony.

      – To w sumie całkiem zasadne – powiedział. – W końcu zabójcą mógł być ktoś z policji. A jeśli nie, to znajomy znajomego, członek rodziny i tak dalej.

      – Niby tak… – zgodziła się niechętnie. – Ale w takim razie najbardziej podejrzana osoba powinna dostać w przydziale Korolewa, nie?

      – I padło na ciebie?

      Pokiwała głową i spojrzała na niedojedzone danie na talerzu. Możliwości kulinarne Michała nie były wielkie, ale kuchenkę mikrofalową obsługiwał bez trudu. Spaghetti z wczoraj nieco stwardniało, nadawało się jednak do jedzenia. Problem polegał na tym, że Burzyńska nie miała apetytu.

      – Oberwało ci się trochę, co?

      – Nie trochę – odparła. – Za dopuszczenie Zaorskiego na miejsce zdarzenia przejechał się po mnie jak Kubica po torze F1.

      Spodziewała się, że mąż przyjmie taktykę milczenia, bo sam jest gotów podzielić niezadowolenie prokuratora. Michał sprawiał jednak wrażenie, jakby ten drugi przekroczył swoje kompetencje.

      – Pogadam z nim – oznajmił.

      – Daj spokój. Zresztą ma rację, nie powinnam zwracać się do Seweryna.

      – Nie? – spytał, podnosząc kieliszek. Obracał go przez moment w dłoni. – A do kogo? Nikt tutaj nie wiedział nawet, że mamy jakieś maty, które można rozłożyć na ziemi. Dobrze zrobiłaś.

      Burza nabrała głęboko tchu. W podobny sposób broniła się w rozmowie z Korolewem, ale od początku była na przegranej pozycji.

      – A jeśli miał z tym