Remigiusz Mróz

Listy zza grobu


Скачать книгу

poszedł wprawdzie przekaz, by uważać na podsłuchy, ale w małych miasteczkach mało kto cokolwiek sobie z tego robił. Wszyscy trzymali się zasad dopiero wtedy, kiedy ktoś od premiera Hauera zjawiał się z wizytą.

      – Przez ten czas Zaorski się zmienił – dodała. – I na dobrą sprawę nie wiemy jak bardzo.

      – Nie. Dalej jest tym samym gościem.

      – Bo nosi czapkę, rockowy T-shirt i skórzaną kurtkę?

      – Między innymi.

      Pewność Michała była zbyt daleko idąca, ale z nią też nie miała zamiaru dzisiaj walczyć. Sama chciała wierzyć, że Seweryn nie byłby zdolny dopuścić się tej zbrodni – ale to samo mogłaby powiedzieć o kimkolwiek innym w Żeromicach.

      – Ściągnęliście jakieś odciski palców z tego młotka?

      – A skąd wiesz, że w ogóle go mamy?

      – Ej – upomniał ją z uśmiechem. – To moja mieścina. Muszę wiedzieć, co się dzieje.

      – No tak – bąknęła. – Ale odcisków żadnych nie ma. Albo morderca miał rękawiczki, albo wyjątkowo się postarał, żeby wyczyścić uchwyt.

      – Po zestawie też nie ma śladu?

      – Nie – potwierdziła. – Wszyscy, u których byliśmy, dobrowolnie nas wpuszczali. I nic. Będziemy sprawdzać wszystkie markety budowlane w okolicy, ale marne szanse, że wpadniemy na coś konkretnego.

      Michał dolał wina sobie i żonie, choć Kaja czuła, że ilość, jaką wypiła, wprawiła ją w stan odpowiedni do snu.

      – A motyw? – spytał. – Macie jakąś hipotezę?

      – Żadnej.

      Był to najważniejszy powód, dla którego byłaby gotowa uwierzyć, że Seweryn nie ma z tym nic wspólnego. Jaki cel miałby mu przyświecać? Co miałby osiągnąć mężczyzna wracający po dwudziestu dwóch latach do Żeromic, zabijając starą nauczycielkę z podstawówki?

      Znów jednak to samo mogła powiedzieć o każdym innym mieszkańcu.

      Liczby Catalana nie mogły mieć z tym nic wspólnego. Powtarzała sobie to w duchu niemal od samego rana, jakby starała się zmienić swoje pierwsze, intuicyjne skojarzenie.

      Nie powiedziała o nich nikomu, Zaorski również nie. Przekonywała się, że to rozsądne, bo skoro trop jest mylny, nie warto robić niczego, co ukierunkowałoby na niego śledztwo. Strata czasu. I strata energii.

      Takie było tłumaczenie. Prawda zaś taka, że gdyby zrobili to teraz, Korolew z pewnością uznałby zwłokę za zastanawiającą. Oboje staliby się podejrzanymi.

      Dopiero kiedy ta myśl dotarła do Kai, zrozumiała, że to właśnie ona jest powodem jej zmęczenia. Walczyła z nią cały dzień i ostatecznie była tymi zmaganiami zwyczajnie wypompowana.

      – A co z tymi dyskietkami? – spytał Michał, wyrywając ją z zamyślenia.

      – Hm?

      – Dowiedzieliście się czegoś?

      Spojrzała na niego i przez moment się wahała. Potem podjęła decyzję, by mu o wszystkim powiedzieć. Nigdy nie trzymali przed sobą niczego w tajemnicy – i nie miała zamiaru robić tego w tak istotnej sprawie.

      Opisała mu wszystko dokładnie, a wyraz zdziwienia na jego twarzy uświadomił jej, że popełniła błąd, zachowując to dotychczas dla siebie.

      – Cholera… – mruknął. – Idziecie do kobiety z jakąś zagadką sprzed dwudziestu lat, a ona w nocy ginie? Naprawdę dopuszczasz możliwość, że to przypadek?

      Kiedy wypowiedział na głos jej myśl, rzeczywiście brzmiało to dość jednoznacznie. Dlaczego wcześniej brakowało jej tej pewności? Może z powodu niewyspania. A może przez szok. Tak czy owak, z samego rana powinna wyjaśnić wszystko komendantowi.

      Potrząsnęła głową. Nie, może to nie najlepszy pomysł. Może idą zbyt daleko w tych spekulacjach. Spojrzała na prawie pustą butelkę wina, jakby miała ona stanowić potwierdzenie.

      Kaja gubiła się we własnych myślach i przypuszczała, że tylko długi sen może jej pomóc. Opróżniła kieliszek, odstawiła go na stół i się podniosła. Miała zamiar rzucić zdawkowo, że idzie pod prysznic, i skierować się prosto do łazienki, ale zamiast tego złapała za oparcie krzesła i pochyliła się.

      – Jeśli to nie przypadek, to co? – zapytała. – Ktoś ją uciszył, bo dowiedziała się, że mój ojciec zostawił coś na dyskietkach? Słyszysz, jak to brzmi?

      – Słyszę.

      – I nie sądzisz, że to absurd?

      – Nie wiem, co mam sądzić – uciął Michał. – Nie jestem też pewien, czy wierzę w takie zbiegi okoliczności.

      Być może ona również nie powinna. Ale żeby w ogóle zacząć układać to wszystko w głowie, potrzebowała snu.

      Położyła się pół godziny później, a po chwili dołączył do niej mąż. Zerknął na nią i wsparł się na łokciu, a ona uświadomiła sobie, że dziś wtorek. Dzień seksu. Jeden z dwóch w tygodniu. Po tylu latach małżeństwa rutyna była po pierwsze niezmienna, po drugie nieco skostniała, a po trzecie formalnie nigdy nieuzgodniona. Z dzisiejszej perspektywy trudno było Kai stwierdzić, dlaczego kiedyś padło akurat na wtorek i piątek i dlaczego wciąż się tego trzymali. Nigdy o tym nie rozmawiali, bo była to jedna z rzeczy, które w ich związku musiały zostać niewypowiedziane. Zupełnie jakby oboje obawiali się, że poruszenie tego tematu stanie się namacalnym potwierdzeniem łóżkowej monotonii.

      Równie niebezpieczne wydawało się wyłamanie ze schematu. A mimo to dzisiaj Burza miała zamiar to zrobić.

      – Jestem padnięta – powiedziała.

      Michał położył jej rękę na plecach.

      – Jasne – odparł, a potem ułożył się wygodnie.

      Pozazdrościła mu, że od razu umie znaleźć właściwą pozycję. Ona kręciła się z boku na bok, mając wrażenie, że cała senność, jaką niedawno czuła, nagle znikła. Próbowała ułożyć się jeszcze przez kilkanaście minut, po czym obróciła się na plecy i szeroko otwartymi oczami spojrzała w sufit.

      Jej myśli krążyły wokół zbyt wielu spraw, by mogła się wyciszyć.

      – Nie śpisz?

      Brzmiało to raczej jak oskarżenie niż pytanie.

      – Zastanawiam się – odparła. – Dlaczego on w ogóle tu wrócił? Gdzie jest jego żona?

      – Seweryn?

      – Mhm – potwierdziła cicho.

      Michał obrócił się do niej i odkrył nieco kołdrę. Kiedy na niego popatrzyła, posłał jej przewrotne, podejrzliwe spojrzenie.

      – Często przed snem myślisz o innych facetach? – spytał z uśmiechem.

      – Rzadko. Ale kiedy już to robię…

      – Dobra, dobra – uciął czym prędzej. – Może nie chcę wiedzieć.

      Też się do niego obróciła i popatrzyła mu prosto w oczy. Ilekroć szukała w nich wsparcia, zawsze je odnajdywała. Tym razem także.

      – Wróciłbyś na jego miejscu? – zapytała. – Po tylu latach, z tyloma perspektywami, do takiej zapadłej pipidówy?

      – Pewnie nie.

      – Więc co on tu robi?

      – Miał objąć nowy zakład w szpitalu – odparł Michał i ciężko