którymi zarządzała para biznesmenów związanych z Grupą Radius i Robertem Szustkowskim. Byli to Krzysztof Janiszewski i Jarosław Babiński25.
Co więcej, mafia sołncewska, z którą Robert Szustkowski jest powiązany przez oligarchów Skocza i Kwietnoja, od dziesięcioleci specjalizuje się we wciąganiu polityków w kompromitujące sytuacje – aby ich nagrać i szantażować lub publicznie niszczyć.
Pierwsza słynna „operacja nagraniowa” mafii sołncewskiej odbyła się w 1995 r. W jednym z moskiewskich klubów należących do tej organizacji przestępczej ówczesny rosyjski minister sprawiedliwości Walentin Kowaliow kąpał się nago z prostytutkami (oczywiście również nagimi). Kąpiel ta odbyła się w wielkim jacuzzi stylizowanym na tradycyjną drewnianą balię. Ukryta kamera nagrała erotyczne wyczyny ministra Kowaliowa, ale nagrania nie upubliczniano. Dwa lata później rosyjscy śledczy przeszukali daczę (podmiejską willę) Arkadija Angielewicza, szefa MontażSpecBanku, którego podejrzewano o udział w milionowych malwersacjach. I słusznie: MontażSpecBank stanowił finansową odnogę sołncewskiej mafii oraz narzędzie jej przekrętów. Dlatego Angielewicza nazywano „sołncewskim skarbnikiem”. Podczas przeszukania daczy okazało się, że jest on skarbnikiem nie tylko pieniędzy, lecz także tajemnic. W jego prywatnym sejfie znaleziono bowiem kasetę wideo z nagraniem ukazującym kąpiel ministra i prostytutek. Tak się składa, że w 1995 r., gdy ministra nagrano w balii, MontażSpecBank otworzył swój oddział w Polsce. Jego szefem był… Robert Szustkowski. Dokładny i szczegółowo udokumentowany opis tej sprawy znajdą Państwo w książce Macierewicz i jego tajemnice26.
DOJŚCIE DO OFIAR
Spryt to za mało. Tomasz Misiak, czyli brakujące ogniwo. Towarzyskie i biznesowe więzi Misiaka i Falenty. Dom maklerski wychwala firmę aferzysty. Jak Falenta wkradł się w łaski syberyjskich władców węgla. Misiak, Szustkowski i wspólni znajomi z Rosji
Skąd jednak Robert Szustkowski miałby wiedzieć, jak i których polskich polityków da się zwabić na cyniczne pogaduszki nad ośmiorniczkami? Skąd miałby wiedzieć, że nawet osoby najwyżej postawione są na tyle nieostrożne, aby dać się nagrać? Skąd wiedziałby, jak i kto powinien ciągnąć za język lekkomyślnych mężów stanu? Skąd wiedziałby, jak uśpić czujność swych ofiar, żeby beztrosko jadły i plotkowały?
Szustkowski prowadził bujne życie towarzyskie w Warszawie i luksusowym podwarszawskim Konstancinie. Ale otaczał się tam głównie celebrytami i biznesmenami, nie posłami i ministrami. Jeśli chodzi o polityków, to – jak się zdaje – znał lepiej rosyjskich niż polskich. Co prawda, były wiceminister obrony Jacek Kotas przez 14 lat pracował u Szustkowskiego jako prezes spółek Grupy Radius. Ale Kotas związany był z PiS, a w aferze taśmowej nagrywano głównie polityków PO (przynajmniej o ile wiemy). A wbrew temu, co przez ostatnie lata pisał ten czy ów rozczarowany publicysta, nie każdy spośród liderów PO jest nierozgarniętym naiwniakiem. Gdyby wszystkich ich zaczęto równocześnie zapraszać do jednej zacisznej restauracji, niektórzy z nich mogliby wyczuć podejrzany swąd w aromacie duszonych ośmiorniczek. Aby przeprowadzić taką operację, trzeba było działać przemyślnie. Trzeba było wiedzieć, która z potencjalnych ofiar łatwo się rozluźnia, nie jest podejrzliwa i nie trzyma języka za zębami. Cała akcja byłaby bardzo trudna bez kogoś, kto by znał członków ówczesnej elity władzy, cieszył się ich zaufaniem, zapraszał do restauracji, oswajał ich z nią, wyrabiał w nich nawyk odwiedzania lokalu, a w razie potrzeby – ciągnął za język.
Ci, co go znają, przedstawiają Szustkowskiego jako spryciarza, zarazem groźnego i ujmującego. Jednak, jak się zdaje, daleko mu do mistrza wyrafinowanych psychologicznych operacji.
– Sprytny jest, ale to nie mózg – mówi Ewa Domżała, która razem z nim zakładała Grupę Radius. – Przez lata Robert robił u „sołncewskich” za takiego „przynieś-wynieś-pozamiataj”.
Jeszcze niżej – i to znacznie niżej – wszystkie moje źródła oceniają kompetencje intelektualne Marka Falenty. Nie wierzą, aby on sam mógł wymyślić i przeprowadzić operację z nagraniami.
– On nawet swoich spółek często nie umiał poprowadzić. Nieraz bywało tak, że ktoś musiał mu tłumaczyć, o co chodzi w jego własnym biznesie – mówi jeden z informatorów.
Dlatego należy wykluczyć, że Robert Szustkowski i Marek Falenta byli pomysłodawcami i autorami skomplikowanej, brawurowej operacji podsłuchowej na szczytach władzy. Wypadałoby raczej przypisać im rolę wykonawców. Wykonawców, którzy posiłkują się doświadczeniem mafii sołncewskiej w wabieniu polityków do skrycie okablowanych lokali i przeszczepiają to doświadczenie na polski grunt.
Przez dłuższy czas w tę drugą możliwość też powątpiewałem ze względu na ograniczone rozpoznanie środowiska polskich dygnitarzy przez Roberta Szustkowskiego (nie mówiąc już o znacznie mniej zdolnym i obytym Falencie). Jednak wątpliwości się rozwiały, kiedy się dowiedziałem o znajomości Szustkowskiego i bliskiej zażyłości Falenty z pewnym biznesmenem i byłym senatorem. To bywalec platformerskich kręgów, doskonale wtajemniczony w obyczaje polskich polityków. Jak również – odnotujmy – dobry znajomy Mateusza Morawieckiego.
Chodzi oczywiście o wspomnianego wcześniej Tomasza Misiaka.
Misiak to przebojowy założyciel firmy Work Service (wielka agencja pracy tymczasowej), który wprowadził Falentę do świata wielkiego biznesu.
– Widziałem, że wszędzie go za sobą ciągnie, przedstawia ważnym ludziom. Nie bardzo wiedziałem, po co Misiak to robi. Przecież ludzie zwykle przyjaźnią się z osobami równymi sobie intelektualnie – mówi źródło, które obserwowało z bliska tę dziwną relację. W 2012 r. Misiak wszedł na dwa lata do rady nadzorczej Hawe SA. W spółce tej Falenta był jednym z najważniejszych akcjonariuszy aż do 2015 r.27, kiedy to pozbył się akcji firmy28.
Aczkolwiek nieraz wyglądało to tak, jakby Falenta poniekąd ukrywał swoją władzę nad firmą. Zobaczmy, jak nieprzejrzysta była struktura własnościowa Hawe SA w 2012 r., gdy były senator Misiak wszedł do jej rady nadzorczej. Niezależny raport Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych tak opisywał akcjonariat spółki:
„Dominującym akcjonariuszem jest TrinityBay Investments Ltd. – spółka zarejestrowana na Cyprze, który posiada 28,22% akcji. Poprzedni bezpośredni posiadacz Presto Sp. z o.o. – spółka zajmująca się zarządzaniem aktywami oraz doradztwem finansowym, drogą darowizny przekazała powyższy pakiet akcji swojej spółce córce, w której posiada 100% udziałów. Prezesem Presto jest Krzysztof Rybka [szwagier Marka Falenty – T.P.] – obecny wiceprezes zarządu Hawe oraz członek rad nadzorczych spółek zależnych. Z kolei posiadaczem blisko 100% udziałów w Presto Sp. z o.o. jest Irena Falenta [matka Marka Falenty – T.P.]. Drugim co do wielkości akcjonariuszem jest Marek Falenta z pakietem 9,58%”29.
Żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, w tym samym 2012 r. do Komisji Nadzoru Finansowego wpłynął na przykład raport takiej treści: „Marek Falenta dokonał darowizny w wykonaniu której przeniósł 3.523.340 akcji Hawe (dalej „Akcje Hawe”) na rzecz spółki FALENTA INVESTMENTS LIMITED utworzonej i działającej zgodnie z prawem cypryjskim […] mającej siedzibę: Arch. Makariou III, 33 Frixos Court, 6017, Larnaca, Cypr (dalej „Falenta Investments”). Falenta Investments jest podmiotem zależnym od Marka Falenty, w którym Marek Falenta posiada bezpośrednio 100% udziałów w kapitale zakładowym”30.
Czy członek rady nadzorczej Tomasz Misiak umiał się orientować w tej plątaninie? A może to on podszeptywał mniej doświadczonemu