Tomasz Piątek

Morawiecki i jego tajemnice


Скачать книгу

Work Service Christodoulou „jest współzałożycielem i prezesem Grupy ProLogics, specjalizującej się w logistyce i transporcie w Federacji Rosyjskiej, gdzie obecnie mieszka”88.

      Co tak mocno i trwale połączyło Sofianosa i Christodoulou? Zapewne wspólne doświadczenia z Delta Capital Management i The U.S. Russia Investment Fund (TUSRIF). Na stronie Work Service czytamy o panu Christodoulou, że „w 2003 r., fundusz inwestycyjny US Russia Investment Fund, Delta Capital, powierzył mu zadanie wykorzystania swojej międzynarodowej wiedzy fachowej w zakresie prawa do przeprowadzenia analizy prawnej kilku przedsiębiorstw z branży produktów szybko zbywalnych, logistyki i magazynowania w Rosji”89. Znany serwis Bloomberg.com opisuje to mniej kwieciście: „Pracował jako konsultant w US Russia Investment Fund (Delta Capital) od 2003 r., który to fundusz powierzył mu przegląd swej firmy logistycznej. W maju 2004 r. pan Christodoulou zakupił od Delty tę firmę logistyczną”90. Zatem TUSRIF dał panu Christodoulou coś do sprawdzenia – on zaś doszedł do wniosku, że sobie to kupi. Czyżby tak wyglądały początki spółki ProLogics, która posiada więcej akcji firmy Misiaka niż sam Misiak?

      Tak czy inaczej, wiemy na pewno, skąd się wzięli Sofianos i Christodoulou. Stamtąd, gdzie można dostać Order Przyjaźni od Putina.

      RESTAURACYJNA ROLA TOMASZA MISIAKA

      Misiak zaprasza do Sowy & Przyjaciół. Podsłuchy w Lemongrassie. Siemion Mogilewicz i mafia sołncewska. Ucieczka do Londynu. Misiak i niełaska Tuska, czyli afera stoczniowa. Trio frustratów? Pierre Dadak, czyli sołncewski sublokator Falenty. Gazprom, Mogilewicz i Usmanow

      Mając takich współpracowników, Tomasz Misiak powinien gustować w kawiorze, soliance i pielmieniach z octem – albo sosem tzatziki. Jednak informator, który często się z nim spotykał w latach 2013–2014, inaczej zapamiętał jego ówczesne upodobania gastronomiczno-lokalowe. Misiak nie przesiadywał w restauracjach rosyjskich ani greckich. Przesiadywał w Sowie & Przyjaciołach. Miał też zapraszać tam znajomych, z którymi prowadził istotne rozmowy.

      Skojarzenie samo się nasuwa: w tych samych latach w Sowie & Przyjaciołach działały ukryte urządzenia podsłuchowe. Nasuwa, a nawet narzuca, gdyż Misiak wcześniej chodził do innej restauracji, w której też zainstalowano podsłuchy. Czyżby świadomie i konsekwentnie ciągnął swoich rozmówców za język, bo wiedział o nagraniach?

      – Ciągle jadał w Sowie… Wszystkich zapraszał do tej restauracji. Tylko tam się chciał umawiać. Gdy raz jeden kumpel powiedział, że do Sowy & Przyjaciół nie przyjdzie, wtedy Misiak odwołał spotkanie. Jakby nie chciał rozmawiać nigdzie indziej! Znał się też z Łukaszem N. [kelner potajemnie współpracujący z Falentą, skazany przez sąd za instalowanie podsłuchów w Sowie & Przyjaciołach – T.P.]. A wcześniej wciąż widziałem Misiaka w Lemongrassie – wspomina mój informator.

      Lemongrass to nieistniejący już lokal w Alejach Ujazdowskich, nieopodal Sejmu. Z licznych publikacji (m.in. TVN24 i „Pulsu Biznesu”) wynika91, że w lokalu tym podsłuchiwano polityków, zanim jeszcze zainstalowano podsłuchy w Sowie & Przyjaciołach. Co na to wskazuje? Między innymi to, że skazany za podsłuchy w Sowie… kelner Łukasz N. był wcześniej jednym z menedżerów Lemongrassu. Dlatego TVN24 i „Puls Biznesu” uznały, że podsłuchiwanie polityków mogło się zacząć w tej ostatniej restauracji.

      Za pewnik uznaje to źródło dobrze znające Misiaka, które przed chwilą zacytowałem. Inny informator, który z przyczyn zawodowych monitoruje kontakty biznesowe i towarzyskie polityków, również tak uważa:

      – W Lemograssie też podsłuchiwano polityków, w tym samego Donalda Tuska. Robili to ci sami ludzie, którzy podsłuchiwali w Sowie & Przyjaciołach. Gdy Łukasz N. przechodził z Lemongrassu do Sowy…, gorąco zapraszał do niej dygnitarzy, którzy wcześniej stołowali się w Lemongrassie.

      Tę ostatnią informację podał także „Puls Biznesu”. Według tej gazety, TVN24 i innych źródeł restauracja Lemongrass należała do Andrzeja K., polskiego biznesmena powiązanego z Andrijem Personą-Kononenką, zaufanym człowiekiem supergangstera-finansisty Siemiona Mogilewicza. Mogilewicz zaś przyjaźni się z Putinem, pierze miliardy dolarów w bankach całego świata i od dziesięcioleci opiekuje się… mafią sołncewską.

      Zdobywam numer telefonu Tomasza Misiaka, później uzyskuję od niego adres e-mailowy. Komunikujemy się za pomocą SMS-ów i e-maili. Jednak Misiak nie chce odpowiadać na pytania dotyczące Marka Falenty. „Proszę wybaczyć, ale pan Marek dla mnie nie istnieje” – odpisuje. Nalegam, przysyłam kolejne pytania, ale Tomasz Misiak grzecznie odmawia: „Ten temat naprawdę jest dla mnie nieistniejący. Nie chcę wchodzić w rozmowę o tym człowieku. Tak jak pisałem, za dużo mnie kosztował i kosztuje. Mimo tylko zawodowej znajomości”. Za pomocą tej odpowiedzi Misiak zignorował m.in. zadane przeze mnie pytanie o ewentualną znajomość Marka Falenty z Mateuszem Morawieckim.

      Pytam zatem o Szustkowskiego. Misiak reaguje zaskoczeniem: „Panie Tomaszu, myślałem, że pisze pan coś o panu Falencie”. Co z kolei zaskakuje mnie. Przecież jeszcze przed chwilą nie chciał pamiętać o Falencie. A teraz sam mi o nim przypomina… Czyżby z dwojga złego wolał rozmawiać o Marku Falencie niż o Robercie Szustkowskim? W dalszej części e-maila Misiak tłumaczy, że zna Szustkowskiego, oczywiście, ale widywał go tylko na imprezach organizowanych przez członków Polskiej Rady Biznesu.

      Nie zgadza się to z informacjami, które cytowałem (o dobrej znajomości Misiaka z Szustkowskim, o wspólnych znajomych w Rosji, jak również o niedoszłej wyprawie obu panów do Rosji w kluczowych latach 2014–2015).

      Wersji Misiaka przeczy też, jak się zdaje, pewna zagadkowa okoliczność.

      W 2017 r. afera taśmowa znowu wróciła na pierwsze strony gazet za sprawą procesu Marka Falenty. Gdy media zaczęły nagłaśniać rozprawy i postanowienia sądu, mój informator w otoczeniu Roberta Szustkowskiego zaobserwował coś dziwnego w jego zachowaniach. Otóż Szustkowski zainteresował się wtedy pewnym członkiem rodziny Misiaka. Miał go zapraszać na spotkania, ciągnąć za język… Intensywność tych nagabywań sugerowała, że chodzi o coś więcej niż towarzyskie zainteresowanie. Nie mogę podać więcej szczegółów ze względu na ochronę tożsamości informatora, który obserwował zachowania Roberta Szustkowskiego. Informator nie wie, jakie konkretne przyczyny stały za tymi zachowaniami. Wie tylko, że Szustkowski interesował się wtedy Misiakiem i jego najbliższymi, prawdopodobnie w związku z Falentą.

      Gdy Tomasz Misiak koresponduje ze mną, jest perfekcyjnie uprzejmy. Jego znajomi mówią jednak, że ma poważne problemy emocjonalne i zdrowotne co najmniej od czasów afery taśmowej.

      – Gdy afera wybuchła, wyjechał do Londynu. Miał wówczas ostrzec kogoś z rodziny, że nie wie, czy w ogóle wróci do Polski. Zastanawiał się, czy nie wyjechać jeszcze dalej niż Wielka Brytania. Bał się przebywać w kraju, dopóki nie aresztowano Falenty. Jak wrócił, to jego przywiązanie do Marka Falenty nagle się skończyło. Widziałem, że biegał po wszystkich znajomych z opowieścią, jaki zły ten Falenta, jaki to był fałszywy przyjaciel. Mnie też to opowiadał – mówi jeden z informatorów.

      Zatem brakujące ogniwo między dwójką Falenta–Szustkowski a ofiarami taśm stanowi, jak się wydaje, właśnie Tomasz Misiak. Misiak doskonale znał przywódców PO i ich sposób bycia. Wiedział, kto z nich ma ciekawe historie do opowiedzenia. Mógł też wiedzieć, kto z nich – i w jakich okolicznościach – rozluźni się na tyle, aby je opowiedzieć.

      Co więcej, Misiak żywił urazę do liderów Platformy za to, że wyrzucili go z partii.

      Jak to się stało?